"Ucz się, bo będziesz cegły przerzucać". Dziś takie wyrażenia nijak się mają do zarobków
Mają wyższe wykształcenie, a zarabiają grosze. Lata nauki uważają za zmarnowany czas. Zwłaszcza gdy porównują swoje zarobki z pensjami kolegów ze szkoły, którzy mimo skończenia nauki znacznie wcześniej na brak gotówki nie narzekają.
04.10.2020 10:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Rodzice siwieją z nerwów, gdy dzieci nie chcą się uczyć i przynoszą do domu tróje. Ciągle powtarzają: "ucz się, bo niczego nie osiągniesz", "będziesz cegły przerzucał" i "bez nauki nie ma pieniędzy". Tylko że te ostrzeżenia nie są dziś aż tak adekwatne jak kiedyś. Kompetencje i wiedza są ogromnie ważne, ale w dzieciach trzeba też budować inne umiejętności.
31-letnia Olga skończyła polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim z wyróżnieniem. - Naprawdę przykładałam się do studiów - opowiada. - Mimo że znacznie bardziej interesowała mnie historia literatury, to z przedmiotów z językoznawstwa miałam same piątki. Zrobiłam dwie specjalizacje: edytorską i nauczycielską. Wiedziałam, że nauczyciele niewiele zarabiają, to chciałam dorobić, redagując książki. I efekt jest taki, że pracując w dwóch szkołach i łapiąc każdą możliwą chałturę, zarabiam niewiele ponad trzy tysiące miesięcznie. Chciałabym zamieszkać we własnym, choćby najskromniejszym mieszkaniu. Tymczasem współdzielę je z dwiema studentkami…
"Koleżanka zarabia trzy razy tyle, co ja"
Kasia z kolei dwa lata temu zdała LEK, czyli lekarski egzamin końcowy, dzięki któremu uzyskała pełne prawo do wykonywania zawodu lekarza. Udało jej się dostać na specjalizację w szpitalu w jednej z podwarszawskich miejscowości. - Moja pensja to 3100 zł brutto - mówi młoda lekarka. - Dorabiam w przychodni, ale gdyby nie pomoc rodziców, przymierałabym głodem.
Młoda kobieta złości się, bo gdy porównała swoje zarobki z pensjami koleżanek z liceum, okazało się, że zarabia z nich najmniej. - Skończyłam bardzo trudne, sześcioletnie studia. Wiązało się z całą masą wyrzeczeń, nieprzespanych nocy, zakuwania miesiącami, rezygnacji z życia towarzyskiego. Tymczasem moja koleżanka, która skończyła zaocznie turystykę i to na dodatek na poziomie licencjatu, lata po świecie jako stewardesa i zarabia trzy razy tyle, co ja. Tymczasem to w moich rękach leży życie pacjentów i ja wykonuję niezwykle odpowiedzialną pracę…
Zobacz także
Wolny termin za półtora roku
Janek niechętnie mówi o swoich dochodach. Ale przyznaje, że kwota, która wpływa miesięcznie na jego konto, jest pięciocyfrowa. Skąd takie wysokie kwoty? - Mam złote rączki - śmieje się. - Zawsze miałem zdolności manualne. I pociąg do prac domowych. Ale nie chodzi o biologię czy polski. Mam na myśli wbijanie gwoździ, naprawianie sprzętów domowych, reperowanie mebli, budowanie półek. Wujek namówił mnie na technikum elektryczno-elektroniczne. Byłem niezły z matmy, to poszedłem. Z wykształcenia zatem jestem elektrykiem, ale w domu zrobię wszystko.
Janek twierdzi, że nigdy w życiu nie reklamował swoich usług, nie dawał ogłoszeń. - Zaczęło się jeszcze w technikum - wspomina. - Mój wujek też jest elektrykiem i poprosił mnie, żebym za niego poszedł do jego klientki i naprawił jej lampę. Pojechałem, naprawiłem. Zarobiłem parę złotych. Ale tę panią będę pamiętał już zawsze, bo od niej zaczęła się moja kariera - dodaje ze śmiechem. - To ona sprawiła, że mój numer telefonu krąży po świecie. Mam bardzo dużo pracy, ale oprócz elektryki robię remonty od A do Z. Oczywiście nie sam, mam ekipę. Zadzwoniła do mnie ostatnio stała klientka, która chciała, żebym wymienił jej wannę. A ja pierwszy wolny termin mam za półtora roku.
Bezrobotni wykształceni
Jak wynika z danych Głównego Urzędu Statystycznego, w 2018 roku najwięcej bezrobotnych, bo 25,6 proc. (248,5 tys.) ogółu osób będących bez pracy, posiadało wykształcenie zawodowe, a 27 proc. (261,9 tys.) stanowiły osoby, które poprzestały na edukacji po szkole podstawowej lub gimnazjum, a także takie, którym podstawówki nie udało się ukończyć. Osoby ze średnim wykształceniem ogólnokształcącym stanowiły 11,3 proc. (109,1 tys.) bezrobotnych, a średnim zawodowym - 22 proc. (212,9 tys.). Co siódmy bezrobotny ma w szufladzie dyplom wyższej uczelni. Na koniec 2018 roku było ich w Polsce 136,9 tys.
- System edukacji w Polsce nie zawsze jest sprzężony z tym, co się dzieje na rynku pracy. Niekoniecznie kształci w takich specjalnościach, na które jest zapotrzebowanie - uważa Grzegorz Steinke, Client Partner i Senior Executive Consultant z firmy CTER, która zajmuje się rekrutacją menedżerów. - Nic zatem dziwnego, że są branże, w których osoby z wyższym wykształceniem zarabiają mniej niż te, które mają zawodowe wykształcenie. Gdy spojrzymy jednak na rynek pracy całościowo, to zdecydowanie istnieje zależność pomiędzy poziomem wykształcenia i wysokością zarobków.
Prawo rynku: popyt i podaż
Zdaniem Grzegorza Steinke, w większości przypadków o dobrych zarobkach decydują kompetencje. - Z jednej strony kompetencje to wiedza, a z drugiej zestaw cech osobowych, umiejętności, które sprawiają, że sprawnie realizujemy zadania, znakomicie się komunikujemy, umiemy przekazać innym naszą wizję, łatwo przyswajamy sobie nową wiedzę, jesteśmy dobrymi liderami - tłumaczy Steinke.
- Z tym jednak trzeba zderzyć odwieczne prawo rynku związane z popytem i podażą. Zdarza się zatem, że w jakiejś branży jest wiele świetnie wykształconych osób poszukujących pracy. Jeśli jednak zapotrzebowanie pracodawców w danym momencie właśnie na ich kompetencje jest niskie, to zarobki tych osób będą relatywnie niższe. A może się okazać, że są inne branże, które przeżywają bum, w których dwa fakultety i znajomość trzech języków w ogóle nie są potrzebne. Do takich sektorów należy na przykład budowlanka, gdzie ostatnio niemal każdy kompetentny pracownik bez problemu znalazł pracę - wyjaśnia Steinke.
Dodaje także, że największe zapotrzebowanie nie dotyczyło jednak inżynierów magistrów, tylko specjalistów na stanowiskach operacyjnych: instalatorów, operatorów maszyn, cieśli, malarzy, murarzy. - Na dodatek, jeśli tacy pracownicy są gotowi na zmianę miejsca zamieszkania i przeniesienie tam, gdzie powstaje nowa inwestycja, np. autostrada, to zwyczajnie będą zarabiać więcej niż osoba z wyższym wykształceniem, która szuka pracy lokalnie, gdzie zapotrzebowanie na pracowników jest niskie - podsumowuje.