Blisko ludziUfał rodzicom, więc nie spisał umowy. Teraz ma się wyprowadzić

Ufał rodzicom, więc nie spisał umowy. Teraz ma się wyprowadzić

Wielu Polaków latami mieszka w lokalach, które w świetle prawa wcale do nich nie należą
Wielu Polaków latami mieszka w lokalach, które w świetle prawa wcale do nich nie należą
Źródło zdjęć: © Forum, Forum | RM, Forum
22.02.2021 18:34

Nieuregulowane kwestie prawne dotyczące własności nieruchomości mogą przysporzyć sporo kłopotów. Wielu Polaków latami mieszka w lokalach, które w świetle prawa wcale do nich nie należą, bo umowę zawarli jedynie słowną, nie pisemną. Czasem natomiast nagle dowiadują się, że oprócz nich są jeszcze inni właściciele mieszkania.

Katarzyna Dowbor w jednym z wywiadów wyznała, że choć masa potrzebujących rodzin zgłasza się do jej programu "Nasz nowy dom", to jednak wiele z nich już na pierwszym etapie zostaje odrzucona. Wszystko przez nieuregulowane kwestie dotyczące własności nieruchomości. Ludzie potrafią latami mieszkać w lokalu, który do nich nie należy.

– Co jest największym problemem w Polsce, jeśli chodzi własność? Nie robimy czegoś takiego jak zalegalizowanie spadku. Bardzo często jest tak, że rodziny mówią nam: "To jest nasz dom, bo dostaliśmy go od babci", ale nie ma na to żadnego dokumentu, żadnego dowodu. (…) W momencie, kiedy go wyremontujemy, nagle może się okazać, że ta cudowna i wspaniała rodzina zostanie z niego wyrzucona, bo nikt z jej członków nie jest właścicielem – powiedziała dziennikarka w wywiadzie dla portalu Pomponik.

Okazuje się, że Polacy zajmują mieszkania lub domy, urzędują tam kilka, bądź nawet kilkadziesiąt lat, zaciągają kredyty na remonty, inwestują w nieruchomość dziesiątki tysięcy złotych, a po czasie dowiadują się, że muszą opuścić obiekt, bo nie są jego właścicielami. I wtedy robi się problem, a notariusze rozkładają ręce…

Nie spisał umowy, bo ufał rodzicom

34-letni Jakub mieszka wraz żoną w domu, który należy do jego rodziców. Nieruchomość jest podzielona na dwa mieszkania z osobnymi wejściami. Mężczyzna sześć lat temu odnowił swoją połowę. Wraz z partnerką zaciągnęli kredyt na pokrycie kosztów remontu. Zameldowali się tam, urządzili swoje gniazdko i żyli spokojnie do czasu, gdy usłyszeli, że rodzice sprzedają dom.

– Nigdy nie spisałem żadnej umowy ani z mamą, ani z tatą. Skąd mogłem wiedzieć, że taki papier będzie mi potrzebny? Przecież to moja rodzina. Co prawda od dawna nie mam z rodzicami dobrego kontaktu, bo oni nie akceptują mojej żony, ale nie spodziewałem się, że znajdę się w sytuacji, kiedy mogę wszystko stracić. Teraz mi mówią, że skoro żyję po swojemu i jestem dorosły, to mam sobie radzić sam – mówi nam Jakub.

– Wyremontowałem część domu, w której rodzice nie mieszkają, ale która w świetle prawa jest ich. Ja i żona co miesiąc dokładamy się do wszystkich opłat, jednak rachunki przychodzą na ojca. My mu dawaliśmy gotówkę. Jak przyjdzie co do czego, to nie mamy dowodów, ile tak naprawdę wydajemy pieniędzy na mieszkanie tutaj. Rodzice chcą sprzedać cały dom, razem z naszą częścią, bo planują się przeprowadzić do mieszkania. Nie stać ich już dłużej na utrzymanie swojej połówki, ponieważ oboje są na emeryturach – relacjonuje mężczyzna.

34-latek boi się, że zostanie bez dachu nad głową, ale za to z kredytem. – Nie odkupię części domu od rodziców, bo, jak się dowiedziałem w banku, nie dostanę drugiego kredytu. Teraz mam do siebie pretensje, że nie zawarłem żadnej umowy na piśmie, po prostu byliśmy, jak to się mówi "po słowie" – tłumaczy Jakub.

Niespodziewany współwłaściciel

Nieuregulowana kwestia własności mieszkania wpędziła w kłopoty również 30-letnią Marlenę. – Byłam w szoku, gdy dowiedziałam się, że współwłaścicielką dwupokojowego mieszkania, w którym żyję od ponad 20 lat, jest moja ciotka. Teraz postanowiła się wprowadzić – mówi w rozmowie z WP Kobieta Marlena.

Marlena zajmuje mieszkanie, które należało do jej mamy. Kobieta zmarła, nie zostawiła testamentu, więc zgodnie z prawem spadkowym lokal miał należeć do jej jedynej córki. Gdy ta chciała stać się jego pełnoprawną właścicielką i załatwiała już odpowiednie formalności, okazało się, że prawa do mieszkania ma jeszcze jedna osoba - ciocia. A Marlena o tym wcześniej nie wiedziała. Mieszkanie było po dziadkach, którzy zapisali je na swoje dwie córki – mamę Marleny oraz jej siostrę. Ciocia nie mieszkała tam od ponad dwóch dekad, ale teraz, gdy jej siostra już nie żyje, postanowiła zawalczyć o swoją część.

– Wprowadziłyśmy się do tego mieszkania z mamą, gdy jeszcze byłam mała. Żyłyśmy tam we dwie przez tyle lat. Nigdy nie pytałam, kto jest prawowitym właścicielem, więc nie miałam pojęcia, że mieszkanie należy zarówno do mamy, jak i do ciotki – opowiada nam Marlena.

– Po śmierci mamy nie od razu zabrałam się za formalności, bo nie miałam do tego głowy. Minęło trochę czasu i postanowiłam uregulować status prawny lokalu i zdobyć dokument, który poświadczałby, że należy do mnie, bo przyszłości planowałam je sprzedać i kupić kawalerkę. Wtedy dowiedziałam się, że prawa do mieszkania ma moja ciotka, z którą nie utrzymywałam kontaktu od lat. Zawiadomiłam ją o całej sytuacji i zaproponowałam, żebyśmy się dogadały, że mogę ją spłacić w ratach. Ona poprosiła o chwilę do namysłu, chciała się skontaktować z prawnikiem. Po kilku dniach wróciła z informacją, że mam dwa miesiące na wyniesienie się, bo ona chce się tu wprowadzić albo zamieszka ze mną, bo przecież ma do tego prawo – twierdzi Marlena.

Kobieta zainwestowała mnóstwo pieniędzy w mieszkanie. Kilka lat temu wyremontowała kuchnię, niedawno odmalowała ściany, a w salonie wymieniła panele na nowe. – Ciotka stwierdziła, że mogę wszystko zabrać, ale przecież nie zerwę podłogi i farby ze ścian. Ona wejdzie na gotowe. Nie chcę iść z nią na wojnę w sądzie, bo to będzie się wiązać z dodatkowymi kosztami, na co mnie nie stać. Nie dopuszczam też opcji, że miałybyśmy zamieszkać razem. Teraz sobie pluję w brodę, bo gdybym nie zawiadomiła ciotki o całej sprawie, to prawdopodobnie żyłabym spokojnie w tym mieszkaniu, w końcu tyle lat się nim nie interesowała. A teraz nie wiem, co ze mną będzie – żali się w rozmowie z WP Kobieta Marlena.

Umowa to podstawa

– W sytuacjach, gdy strony nie zawierają między sobą umów ani poświadczonych przez notariusza, ani w ogóle jakichkolwiek na piśnie, to osobie poszkodowanej bardzo trudno będzie rościć praw do lokalu – mówi nam notariusz Paweł Kamiński.

– Historia pana Jakuba pokazuje, jak ważne jest zawieranie umów, to po prostu podstawa, która w wielu przypadkach jest w stanie nas uchronić przed nieprzyjemnymi konsekwencjami. Dobrze, że mężczyzna i jego żona byli zameldowani w domu. To oczywiście nie sprawiło, że uzyskali tytuł prawny do nieruchomości, jednak dzięki temu, gdy rodzice będą chcieli ich wyrzucić z domu, będą musieli wnieść sprawę o eksmisję, co wydłuży czas sprzedaży nieruchomości. Ten czas może posłużyć negocjacjom i wypracowaniu porozumienia. Najlepiej w obecności radcy prawnego bądź notariusza. Dzięki temu w przyszłości rodzina uniknie kolejnych problemów z umowami bez pokrycia – podkreśla Kamiński.

– Pan Jakub może również wnieść sprawę o zwrot kosztów remontu, które poniósł, pod warunkiem, że na owy remont wyrazili zgodę właściciele nieruchomości, czyli w tym przypadku jego rodzice. Z doświadczenia niestety wiem, że zazwyczaj nie udaje się odzyskać dokładnie takiej samej kwoty, którą się zainwestowało, ale jest szansa, na częściowy zwrot. Mężczyzna powinien przygotować wszystkie rachunki lub faktury, które będą dowodem w sprawie – zauważa notariusz.

Paweł Kamiński sądzi, że sytuacja 30-letniej Marleny również nie jest bez wyjścia. – Pani Marlena przede wszystkim musi posiadać prawomocny odpis postanowienia o stwierdzeniu nabycia spadku po matce z Sądu Rejonowego ostatniego miejsca zamieszkania osoby zmarłej, decyduje o nim wpis w akcie zgonu. Jeśli taki posiada, może przystąpić do dalszych czynności – mówi w rozmowie z WP Kobieta notariusz.

– Opcji jest wiele. Skoro kobieta mówi, że zarówno ona jak i jej ciotka mają prawo do własności mieszkania, to jedna ze stron może spłacić drugą. Jeśli to nie wchodzi w grę, to obie panie mogą sprzedać mieszkanie i podzielić się zyskiem po połowie. Pani Marlena jako współwłaścicielka może również swoją częścią dysponować dowolnie, więc może bez zgody drugiej współwłaścicielki odsprzedać swój udział w mieszkaniu. Wówczas nabywca zakupionego udziału zostanie współwłaścicielem mieszkania – wylicza notariusz.

– Jednak wydaje mi się, że nawet w kwestiach spornych, w zatargach rodzinnych, najlepszą metodą rozwiązania sprawy będzie próba polubownego porozumienia. W mojej pracy widziałem wiele rodzin, które po zaczerpnięciu porady notariusza i przekalkulowaniu zysków i strat, ostatecznie dochodziły do konsensusu, choć początkowo wydawało się to zupełnie niemożliwe – podkreśla Kamiński.

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (549)
Zobacz także