Blisko ludziUkraińsko-rosyjskie pary. "Zapytałam, czy mnie teraz zostawi"

Ukraińsko-rosyjskie pary. "Zapytałam, czy mnie teraz zostawi"

 Ukraińsko-rosyjskie pary przeżywają trudne chwile. Zdjęcie ilustracyjne
Ukraińsko-rosyjskie pary przeżywają trudne chwile. Zdjęcie ilustracyjne
Źródło zdjęć: © East News | Filip Naumienko
Katarzyna Pawlicka
01.03.2022 15:32, aktualizacja: 02.03.2022 10:45

– Obudziłam się o 6.00 i przeczytałam, że mój kraj rozpoczął wojnę z krajem, z którego pochodzi mój ukochany. Zrozumiałam wtedy, że Rosja umarła – mówi Maria. Jest Rosjanką. W tym roku miała brać ślub z Ukraińcem. - Pierwszego dnia wojny powiedziałam mojemu narzeczonemu, że czuję się tak, jakby moja matka - alkoholiczka i narkomanka, zabiła trójkę ludzi – wtóruje jej Ksenia będąca w takiej samej sytuacji.

- Mój narzeczony pojechał teraz do pracy do Niemiec. Gdy wybuchła wojna, zadzwoniłam do niego, rozpłakałam się i zapytałam, czy mnie teraz zostawi. Bez zastanowienia odpowiedział: "Nie, nigdy. Kocham cię. Nieważne skąd jesteś" – mówi Wirtualnej Polsce Maria, Rosjanka, która jest zaręczona z Ukraińcem.

Wzajemne wsparcie ponad wszystko

Choć obecnie dzieli ich kilkaset kilometrów (Maria mieszka z synem w Polsce), dzwonią do siebie co dwie godziny. – Ukochany wspiera mnie chyba bardziej niż ja jego. Pyta, jak się czuję, czy nikt nie zrobił mi nic złego. A ma przecież na głowie inne, ogromne zmartwienia. Pochodzi z terytorium Donbasu, gdzie wojna rozpoczęła się 8 lat temu. Jego rodzina znów musiała zejść do piwnic. Czasami nie ma z nimi żadnego kontaktu. Wśród nich jest dwójka dzieci. Jeden chłopiec ma cztery latka, drugi osiem – opowiada Maria.

Kobieta do dziś nie może otrząsnąć się z szoku. – Obudziłam się o 6.00 i przeczytałam, że mój kraj rozpoczął wojnę z krajem, z którego pochodzi mój ukochany. Zrozumiałam wtedy, że Rosja umarła. Rozpoczęła się wojna przeciwko Ukrainie. Ukraińcy są bohaterami i zawsze będą bohaterami. Nam została tylko narodowość i obywatelstwo – ocenia moja rozmówczyni.

Już teraz wie, że wojna zmieniła wszystko. Jej zdaniem nieodwracalnie. – W tym roku chcieliśmy wziąć ślub. Wiem, że na pewno tego nie zrobimy i wątpię, czy uda nam się to w najbliższych latach. Myśleliśmy, że pobierzemy się w Ukrainie, ale teraz to oczywiście niemożliwe. Przypuszczam, że ze względu na moją narodowość nie będę mogła tam nigdy pojechać. Rozumiem dlaczego. Może kiedyś będzie mógł to zrobić mój wnuk lub nasze wspólne dziecko. Mam nadzieję, że nie będzie miało problemu tylko dlatego, że jego matka jest Rosjanką – stwierdza.

Strach o synka

Maria ma 4,5-letniego syna z poprzedniego związku z Polakiem. Boi się także o niego. Dlatego poszła do przedszkola, by poprosić panie, by były czujne. Do placówki chodzą również ukraińskie dzieci. Wie, co mogą słyszeć w domach. W oczach przedszkolanki zobaczyła łzy. Kobieta zapewniła, że w ich przedszkolu nie ma miejsca na nienawiść. Było jej przykro, że Maria w ogóle o tym pomyślała.

Codziennością w związku Marii i Denisa są teraz ciągłe wzajemne pytania o rodziców i bliskich. – Moja mama cały czas płacze i modli się za rodzinę mojego narzeczonego. Ja traktuję ich jak własną rodzinę. To boli chyba najbardziej: mam jednych rodziców w Rosji, a drugich w Ukrainie. Wiem, że wojna, która teraz się rozpoczęła, nigdy nie skończy się dobrze, ponieważ moi bliscy są po każdej ze stron – podkreśla.

Rodzice Marii nigdy nie głosowali na Putina. Nie lubią go. Jej tata każdego dnia prosi, by mówiła Polakom i Ukraińcom, że oni także są więźniami we własnym kraju i nic nie mogą zrobić. Nawet gdy protestują i chcą, by wojna się zakończyła, ich głosu nikt nie słyszy.

Sama może liczyć nie tylko na wsparcie narzeczonego, ale także przyjaciół z Ukrainy. Jedna z koleżanek zadeklarowała, że gdy tylko usłyszy, że ktoś mówi coś złego o Marii, rzuci się na niego z pięściami.

Moja rozmówczyni, choć wie, że życie każdego dnia zmienia się dla Rosjan na gorsze, popiera sankcje. – Agresja powinna być zahamowana – mówi. Sama stara się pomagać Ukraińcom. W ten sposób próbuje zmniejszyć choć trochę poczucie winy, które czuje każdego dnia.

Wsparcie dla Ukrainy

Wczoraj widziała się z siostrą przyjaciółki, której udało się uciec z Ukrainy. – Przyjechała do Polski. Nie spała i nie jadła cztery doby, a i tak nie mogła zasnąć. Boi się każdego głośniejszego dźwięku. Gdy patrzę w jej oczy, zaczynam płakać i cały czas chcę prosić ją o wybaczenie. Bardzo boję się, że moje dzieci też będą czuły tę winę – Marii łamie się jej głos…

Mimo tak trudnej sytuacji starają się jednak wspierać z ukochanym na duchu także żartem. – Jakieś pół roku temu rozmawialiśmy o ślubie i nie mogliśmy dojść do porozumienia w sprawie nazwiska. Chciałam zostawić swoje, narzeczonemu zależało, żebyśmy przyjęli z synem jego. Proponował, bym w przyszłości postarała się o ukraińskie obywatelstwo. Wtedy wychodziłam z założenia, że lepiej żebyśmy postarali się wspólnie o polskie. Kilka dni temu zadzwoniłam do niego z płaczem, mówiąc: Boże, co oni robią! Jestem gotowa wziąć i twoje nazwisko, i twoje obywatelstwo. Śmiał się wtedy bardzo, że musiała wydarzyć się wojna, żebym podjęła taką decyzję.

- 23 lutego mój narzeczony, Michał powiedział, że jego siostra spakowała do jednego plecaka wszystkie potrzebne rzeczy. Zareagowałam zdziwieniem. "Jaka wojna, Putin nie jest aż tak głupi" – pomyślałam. Następnego dnia o 6.35 obudził nas telefon od niej. Przekazała, że lotnisko w Iwano-Frankiwsku zostało zniszczone przez Rosjan. Zaczęłam kompulsywnie sprawdzać informacje. Nie mogłam uwierzyć w to, co się dzieje – mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Ksenia Barmakova – Rosjanka, która od 8 lat mieszka w Polsce. Jej narzeczony jest Ukraińcem.

Poczuła, że rozpada się świat

- Okazało się, że wszyscy, którzy próbowali racjonalnie analizować sytuację, śledzili to, co się dzieje na bieżąco, mylili się. Rację mieli ci, których nikt nie traktował poważnie. Wariaci – dodaje.

Gdy Rosja zaatakowała Ukrainę, Ksenia miała poczucie, że świat który zna, się rozpada. Odczuwała ogromną, osobistą winę. Miała wrażenie, że ponosi odpowiedzialność za rosyjską inwazję, chociaż nigdy nie popierała Putina. Nie pomagały nawet słowa jej narzeczonego, który od razu podkreślił, że przecież jest niewinna, ma czyste sumienie.

- Byłam w rozsypce, ale mieszkamy w Polsce. Wyjrzałam za okno, zobaczyłam, że ludzie wychodzą po bułki, na spacer z psem. Wiedziałam, że muszę normalnie pracować. Jednak ten kontrast był dla mnie przerażający. Cały dzień przepłakałam – wspomina.

Rodzina Michała została w Ukrainie. Mieszkają na wsi, na razie są bezpieczni. Cały czas proszą Ksenię, żeby udostępniała w swoich mediach społecznościowych posty dotyczące ich sytuacji. Uświadamiała rodakom, że faktycznie trwa wojna, a nie – jak twierdzą rosyjskie media propagandowe – akcja obronna. Piszą, że Rosjanie powinni protestować, wychodzić na ulice. Ksenia to rozumie, ale wie także, jak wygląda sytuacja w jej kraju…

Sankcje za protesty

- Mój brat mieszka w Kaliningradzie. W czwartek wyszedł na protest i po 20 minutach został zatrzymany. Dostał mandat w wysokości 30 tys. rubli, a jego miesięczne wynagrodzenie wynosi 35 tys. rubli. Jest studentem i powiedziano mu, że uniwersytet zostanie powiadomiony. Grozi mu relegowanie z uczelni. Nie powiedział o tym jeszcze rodzicom – relacjonuje.

Ukraina ma w swojej historii przykłady pokazujące, że protesty społeczne mogą coś zmienić. Rosja takich przykładów nie ma. Dlatego Ksenia rozumie oczekiwania jednych i postawę drugich, którzy boją się o swój byt, a nawet życie. Dużo rozmawia na ten temat z Michałem. Wie, że muszą jak najlepiej zrozumieć swoje uczucia i poglądy.

- Nie można trzymać wszystkiego w sobie. Jeżeli jakieś gesty czy słowa cię obrażają, trzeba od razu powiedzieć o tym drugiej stronie. Skumulowane emocje mogą przekształcić się w coś złego. Pierwszego dnia wojny powiedziałam mojemu narzeczonemu, że czuję się tak, jakby moja matka będąca alkoholiczką i narkomanką, zabiła trójkę ludzi. Z jednej strony chcę, żeby została sprawiedliwie ukarana, z drugiej to nadal jest moja matka i tak naprawdę jest mi jej szkoda – mówi, gdy pytam, jak wojna wpływa na ich relację.

Ksenia spotykała się wcześniej z chłopakami z Polski. Prędzej czy później odczuwała jednak różnice dotyczące przede wszystkim tego, w czym dorastali: jakie oglądali programy, jakiej słuchali muzyki. Z Michałem jest inaczej. Rosja i Ukraina są sobie bliskie kulturowo. Mieszane pary czy rodziny to nie rzadkość.

"Musimy rozmawiać"

Dlatego wzajemna agresja, a tej w ostatnich dniach nie brakuje, boli tak bardzo. – Cały czas staram się tłumaczyć Ukraińcom, że posty pełne agresji wobec zwykłych Rosjan przynoszą odwrotny skutek. Zniechęcają do działania tych, którzy chcą pomóc i utwierdzają w przekonaniu, że Putin ma osoby, które go wspierają. Rozumiem, że myślenie o doborze ładnych słów i tym, by nikogo nie urazić, gdy twój dom właśnie został zbombardowany, jest trudne, ale musimy po prostu rozmawiać. Wszyscy mamy jeden cel – obalenie obecnej władzy i pokój – przekonuje Ksenia.

Sama otrzymała od znajomego Ukraińca wiadomość, że powinna zdechnąć, żeby na pewno nie urodziła kolejnego kacapa. W takich sytuacjach również może liczyć na wsparcie narzeczonego. Nawet, gdy bardzo się martwi, jak będzie wyglądało życie zwykłych Rosjan w najbliższym czasie.

Sankcje gospodarcze dadzą wszystkim w kość. Jednak nie jest mi szkoda. Większość Rosjan, nawet ci będący przeciwko wojnie, uważają, że to ich nie dotyczy. Że zaraz wszystko się skończy i będą mieli takie życie, jak przedtem. Jestem przekonana, że tak się nie stanie i bardzo się zdziwią. Podejście, że "nic się nie dzieje" strasznie mnie wkurza. – przyznaje.

Oboje z Michałem nie chcą wyjeżdżać z Polski. Tu jest teraz ich dom.

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Źródło artykułu:WP Kobieta
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Zobacz także