W czym tkwi fenomen Tindera?
Świat oszalał na punkcie smartfonowej aplikacji umożliwiającej skojarzenie dwóch osób przebywających w promieniu maksymalnie 160 kilometrów. Entuzjaści przekonują, że jest to szansa na szybkie nawiązanie nowych znajomości. Sceptycy ostrzegają, że Tinder służy przede wszystkim ułatwieniu przypadkowych kontaktów seksualnych. Gdzie leży prawda?
23.02.2015 | aktual.: 24.02.2015 12:16
Świat oszalał na punkcie smartfonowej aplikacji umożliwiającej skojarzenie dwóch osób przebywających w promieniu maksymalnie 160 kilometrów. Entuzjaści przekonują, że jest to szansa na szybkie nawiązanie nowych znajomości. Sceptycy ostrzegają, że Tinder służy przede wszystkim ułatwieniu przypadkowych kontaktów seksualnych. Gdzie leży prawda?
O Tinderze zrobiło się głośno podczas ubiegłorocznych igrzysk zimowych. Zgromadzeni w wiosce olimpijskiej uczestnicy zawodów byli zachwyceni możliwościami miłosnych podbojów, jakie dawał im ten program. Aplikacja niemal z dnia na dzień zwiększyła liczbę użytkowników w Soczi o 400 proc. Amerykanka Jamie Anderson, złota medalistka w snowboardzie, przyznała jednak, że w końcu zmuszona była usunąć konto, ponieważ „ogromna ilość atletycznych ciach w smartfonie przeszkadzała jej w koncentracji przed występami ”.
Tinder zafascynował też wiele gwiazd show-biznesu. Bardzo chętnie korzystają z niego m.in. Lindsay Lohan, Katy Perry czy Lily Allen. Obecnie szacuje się, że aplikacja ma codziennie ponad 10 milionów aktywnych użytkowników i cieszy się coraz większą popularnością także w Polsce. Jednak budzi również sporo kontrowersji.
Kierunek: zielone serduszko
Bez wątpienia Tinder jest znacznie prostszym i wygodniejszym rozwiązaniem niż popularne serwisy randkowe. Założenie profilu zajmuję tylko chwilę zaznaczamy naszą płeć oraz wiek i orientację seksualną osoby, która ma być lokalizowana przez GPS. Określamy też, w promieniu ilu kilometrów powinien znajdować się „cel” – skala poszukiwań mieści się w przedziale 2-160 kilometrów. Możemy też napisać kilka zdań o sobie, ale autorzy aplikacji nie są zwolennikami długich not biograficznych – przeznaczają na to maksymalnie 500 znaków. Tinder automatycznie łączy się z kontem na Facebooku, skąd pobiera m.in. zdjęcie profilowe (oczywiście możemy je zmieniać, umieszczając na przykład najnowsze selfie).
Później wyruszamy na „łowy”. Jeśli spodobał nam się któryś z wyszukanych przez aplikację profili, wystarczy przesunąć po nim palcem w prawo (kierunek wyznacza zielone serduszko). Jeśli potencjalny partner (albo partnerka) zrobił to samo oglądając nasze zdjęcie, następuje tzw. match, a Tinder udostępnia obu stronom okno czatu, dzięki któremu możemy przejść od słów do czynów, czyli umówić się na spotkanie w realu.
Blogerzy na łowach
Jak Tinder działa w praktyce? - Program znajduje ci mnóstwo, w moim przypadku, dwudziestoletnich kobiet, a tobie pozostaje ich selekcja. W jej trakcie, możesz się poczuć panem życia i śmierci. Na podstawie paru zdjęć z jej facebooka, krótkiego opisu i wspólnych zainteresowań, decydujesz, czy oglądana dwudziestka ci się podoba, czy nie. Tinderowi wciąż przybywa użytkowników, więc przy każdym uruchomieniu możesz liczyć na dawkę kolejnych ofiar twojej bezwzględnej weryfikacji – pisze Dominik Łowicki, autor bloga Tudominik.pl.
Inny bloger, Kamil Majcher (Mrkpassion.pl) przeprowadził ciekawy eksperyment. Zarejestrował się na Tinderze jako Marta, dość atrakcyjna samotna blondynka z pseudointeligentnym opisem: „Nie jestem wszyscy, nie mam na imię każda”. Przez trzy godziny funkcjonowania profilu, do dziewczyny napisało 96 osób, wyłącznie facetów w wieku od 18 do 47. Większość stanowili mili chłopcy, zaczepiający Martę tekstami w stylu: „ależ z ciebie wyjątkowy płatek śniegu”, „przeznaczenie jak nic”. Liczne grono stanowili również przebywający w Polsce cudzoziemcy, którzy bez owijania w bawełnę chcieli zaciągnąć kobietę do łóżka. Pojawili się też „sponsorzy” oferujący 40 złotych za „lodzika w hotelu”. Okazało się, że na Tinderze nie brakuje także mężczyzn gotowych pokonać kilkadziesiąt kilometrów, by poznać nieznajomą dziewczynę albo bez oporów… doładować jej telefoniczne konto.
Koniec z dobrymi manierami?
Czy Tinder służy tylko do ułatwiania przygodnych kontaktów seksualnych? Takie wrażenie można odnieść czytając w „Polityce” historię Violi, 40-letniej rozwódki, matki nastolatka, z zawodu piarowca. „Weszła w Tindera jak wcześniej w inne portale randkowe, bo wie, jak się prezentować, co mówić, gdzie jeść, w co ubrać – i to sobie ceni. Weszła, wierząc, że znajdzie tam ludzi orientujących się w aktualnych trendach – jak ona” – opisywał tygodnik.
Jednak okazało się, że aplikacja pomogła jej tylko w znalezieniu facetów na jedną noc. „Spędziła też niedawno weekend w łóżku z prezesem francuskiej firmy w Polsce, który – jak mówi – wpadł na kolację, najadł się, użył jej i zniknął, wychodząc po cichu o piątej nad ranem. Gdy odszukała go przez wspólnych facebookowych znajomych, okazało się, że „są z żoną szczęśliwi, tylko on jakoś bardziej ostatnio o siebie dba” – czytamy w „Polityce”. Czas mija, związku nie ma, a Viola zastanawia się, co się stało choćby z manierami i dobrym obyczajem? Podrywanie, uwodzenie, czekanie, kwiaty. Albo choć zwykły szacunek dla uczuć drugiego człowieka.
Dla Kamili z Wrocławia Tinder to po prostu fajna zabawa. „Można poznać ludzi, którzy nie tylko szukają seksu, ale są przejazdem i chcieliby miło spędzić czas. Można zwyczajnie spotkać ludzi, którzy lubią nawiązywać nowe znajomości, chcą zmienić środowisko, otoczenie” – przekonuje.
Szansa na miłość
Zdaniem specjalistów Tinder ze swojej natury jest stworzony do krótkotrwałych relacji, a szukanie w nim prawdziwej miłości może być bardzo karkołomnym zadaniem. Czy na pewno? - Od prawie roku jestem w szczęśliwym związku rozpoczętym na Tinderze. Obydwoje usunęliśmy aplikację po miesiącu od pierwszej randki. Wszystko zależy od naszego nastawienia, każdy może znaleźć tu to czego szuka. Ty wybierasz, jak chcesz siebie pokazać i w ten sposób przyciągnąć lub zniechęcić konkretny typ faceta” – przekonuje uczestniczka jednej z internetowych dyskusji.
Inna kobieta dodaje: - Na Tinderze jest mnóstwo osób, które nie szukają szybkiego seksu tylko związku, a zrażone do portali randkowych, gdzie musisz się określić na każdy temat – łącznie z rozmiarem buta – chcą spróbować czegoś bardziej zbliżonego do naturalnej sytuacji. Ja poznałam kogoś na dłużej i jestem zadowolona.
Rafał Natorski/(gabi), kobieta.wp.pl