"W moim odczuciu to autostop pokazuje, co jest w ludziach najlepsze". Historie podróżników na gapę
"Uznałyśmy, że to koniec i panowie właśnie dobili targu i nas gdzieś sprzedali". Opowieść Laury o podróży autostopem to dopiero wierzchołek góry lodowej. Takich opowieści jest znacznie więcej. O tym, czy autostop jest męczarnią czy obietnicą przygody, opowiadają współcześni podróżnicy.
Można by się zastanowić, czy w czasach serwisów wyszukujących nam najtańsze bilety i aplikacji pozwalających tanio podróżować, autostop ma w ogóle rację bytu. Ma - i to jaką. Można znaleźć jego wielbicieli w każdym wieku - od studentów po ich rodziców. A wszyscy mają w zanadrzu barwne historie. Od tych ostrzegawczych, po wywołujące uśmiech. Niektórzy mówią, że chodzi o tę niepewność, co się zdarzy następnego dnia, o niespodzianki, które czyhają na każdym kroku i o improwizację, która nadaje kolorów każdej wyprawie. Inni, że wszystko zależy od ludzi i historii, które potem wspomina się latami.
Laura, czyli Dubrovnik i "handlarze ludźmi"
"Wyjechałam z siostrą cioteczną na wakacje z grupą studencką do Czarnogóry, do Budvy. Któregoś dnia w trakcie wyjazdu postanowiłyśmy na własną rękę pojechać autostopem do Chorwacji. Taka jednodniowa wycieczka, żeby spróbować jak to jest" - opowiada o początkach swoich podróży Laura - "Na cel wzięłyśmy Dubrovnik. Znalazłyśmy kawałek kartonu, pożyczyłyśmy mazak i wpisałyśmy nazwę miasta. Wyszłyśmy gdzieś niedaleko hotelu i zaczełyśmy łapać stopa. Szybko poszło, pan kierowca był z Czarnogóry, po 40-stce, może miał nawet 50 lat. Robił interesy w Austrii, po angielsku mówił cienko, po niemiecku właściwie też niezbyt dobrze. Ale był sympatyczny i miał na trasie Dubrovnik więc ok, wsiadłyśmy" - wyjaśnia Laura.
Po chwili dodaje - "Po pokonaniu kawałka trasy gwałtownie zahamował i zaczął machać w kierunku innego samochodu. Był wyraźnie podekscytowany, my trochę mniej. Zjechał na pobocze pośrodku niczego. Po chwili obok zatrzymał się drugi samochód. Próbowałyśmy się dopytać o co chodzi, ale pan wyszedł, drugi kierowca też. Podeszli do siebie i zaczęli się wylewnie witać. Uznałyśmy, że to koniec i panowie właśnie dobili targu i nas gdzieś sprzedali. Nie miałyśmy ze sobą nic do obrony, nie pomyślałyśmy, że może się zrobić nieciekawie. Uciekać też nie było gdzie, bo wokół pustka i piach. Pan wrócił, uruchomił silnik. Zapytałyśmy, co się właśnie wydarzyło. Łamaną mieszanką angielskiego i niemieckiego wyjaśnił, że to był jego dawno niewidziany kuzyn. Nie od razu uwierzyłyśmy, ale do Dubrovnika dojechałyśmy całe. I jeszcze pan nam postawił obiad. Twierdził, że tam tak trzeba robić i jak się kogoś bierze do samochodu, to należy go też nakarmić i dać pić".
Majka, czyli hola, kolego, wysiadamy
"Przeżyłam bardzo wiele dobrych przygód z różnymi kierowcami, ale zdarzył mi się kiedyś prawdziwy ekshibicjonista. Złapałam stopa z przyjaciółką w Hiszpanii - wsiadamy, okazuje się, że pan z Polski, ale jakiś mało rozmowny. Za to z penisem wyjętym na spodnie. Krzyknęłam, że mdli mnie po obiedzie, co było genialnym sygnałem ostrzegawczym dla przyjaciółki, gdyż nie jadłyśmy od 15 godzin. Pan nas wypuścił z wyraźnym obrzydzeniem" - opowiada Majka, także doświadczona autostopowiczka.
Monika, czyli milicja, marihuana i skrzypce
Monika jeżdżąc na stopa poznała po kolei: małżeństwo emerytów, które poczęstowało ją czekoladą z marihuaną; byłego milicjanta, który założył studio masażu i chińskiej medycyny; pana Wojtka, który wozi kolarzy po Europie i parę, która z Gdańska przyjechała do Zakopanego po skrzypce dla córki. Gdy o tym opowiada, brzmi jakby najcenniejszą zaletą podróży dla niej byli w istocie ludzie. I nic dziwnego - często są to znajomości na lata.
Przemek, czyli 500 zł i 0,7 wódki
"Pewnego razu zabrałem stopem dwie sympatycznie wyglądające kobiety z Warszawy na Gdańsk. Okazało się, że to dwie panie z Rosji, które przyjechały do Polski w interesach, a dokładniej - na targi mebli w Ostródzie. Taksówkarzowi zepsuł się samochód, więc pierwsze, co im przyszło do głowy, to machnąć ręką. Akurat do mnie" - opowiada Przemek, który autostop uprawia okazyjnie - "Najpierw zapytały, dlaczego Polacy tak nie lubią Rosjan, bo one cały czas widzą takie materiały w rosyjskiej telewizji. Odpowiedziałem, że przecież wiozę je za darmo 200 km. I dodałem, że jako uczeń 8 klasy szkoły podstawowej zostałem wcielony do towarzystwa przyjaźni polsko-radzieckiej. Opowiedziałem jeden wiersz po rosyjsku, śpiewaliśmy piosenkę 'Krokodyla' Gieni i inne hity dla dzieci. Pośmialiśmy się z cytatów Jerofiejewa z pijackiej książki 'Moskwa' Pietuszki. Zrobiło się tak sympatycznie, że odżałowałem 20 minut i już zawiozłem je pod sam hotel, a nawet poturlałem walizki do recepcji. Na koniec w schowku w drzwiach znalazłem 500 zł i 0,7 wódki".
Kuba, czyli albański kamper i chorwacka armia
"Kiedyś pod Dubrownikiem wziął nas albański kamper. Nie byliśmy jedyni, brał wszystkich po drodze. W końcu było nas łącznie 8 osób, a ten kamper wielki nie był. W dodatku trochę się rozpadał i jak trzasnąłem drzwiami, to odpadły" - opowiada ze śmiechem zaprawiony w bojach autostopowicz Kuba - "Jechaliśmy tak sobie wzdłuż wybrzeża, powoli, on co chwilę zjeżdżał, puszczając inne samochody. Zanim wyjechaliśmy z Chorwacji to kilkukrotnie zaprosili nas wszystkich do siebie, do Albanii. Kobieta, która była z kierowcą, zachowywała się jak szalona i pijana, na samym przejściu granicznym wyszła i darła się do kierowców 'kto chce paszport'. Pomimo tego szaleństwa, to wszystko było śmieszne i całkiem przyjazne.
Trochę mniej zabawnie zrobiło się, gdy wjechaliśmy do Czarnogóry. Stanęliśmy w pierwszym sklepie za granicą, a kierowca wychodzi i zaczyna się zataczać idąc po piwo. To już był sam koniec, więc szybko się wszyscy ewakuowaliśmy, każdy w swoją stronę i spaliśmy całą ekipą w opuszczonym hotelu nad zatoką Kotorską.
Innym razem wziął nas kierowca wielkiego, pustego autokaru. Okazało się, że jedzie na lotnisko po chorwacką armię. Poza tym miałem mnóstwo pozytywnych akcji - kierowców oferujących nam nocleg, szukających dla nas rzeczy, ufających nam tak, że potrafili wyjść do sklepu i zostawić kluczyki w stacyjce. W moim odczuciu to autostop pokazuje, co jest w ludziach najlepsze."
Ty, czyli jak możesz zacząć
Rozpoczęcie przygody z autostopem jest prostsze niż się wydaje. Ty też możesz przeżyć takie przygody - i to zaczynając z każdego miejsca na świecie. Powstała nawet internetowa mapa, na której można znaleźć opisy i konkretne punkty, gdzie znajdziemy innych autostopowiczów.
Są także grupy Facebook'owe, takie jak "Autostopowicze, czyli my". Każdego dnia powstaje tam nawet 30 postów, m.in. ludzi szukających partnera czy pytających o nocleg. Członków tej społeczności przybywa z dnia na dzień. Bo autostop to nie tylko sposób podróżowania. To styl życia. Styl, który powraca do łask. A może nigdy tak naprawdę z nich nie wyszedł?
Jeśli macie swoje historie z autostopu (i nie tylko), którymi chcielibyście się z nami podzielić, piszcie na dziejesie.wp.pl