Wakacje 2020. "Kto nie sikał do morza, niech pierwszy rzuci kamieniem"
– Mamo, mamo siku. – Dziecko, idź do morza. Każdy tak robi – odpowiada matka. Dla wielu osób ten dialog może brzmieć znajomo. Takie wspomnienie znad Bałtyku przywozi wielu urlopowiczów. Załatwianie się do morza kulturalne nie jest. A czy jest bezpieczne?
10.08.2020 16:38
Bałtyk w tym roku przeżywa istne oblężenie plażowiczów. Pogoda dopisuje, więc i o miejsce na piasku ciężko. Część Polaków przez pandemię koronawirusa porzuciła marzenie o rzymskich wakacjach i wybrała nasze, polskie morze. Taką decyzję podjęła m.in. Ewa z Warszawy, która wraz z rodziną wybrała się na urlop do Dębek.
Tamtejsza plaża jest jedną z najszerszych w Polsce, więc Ewa uznała, że to najbezpieczniejsze miejsce w dobie koronawirusa. W tym rejonie nie ma jednak zbyt wielu wejść na plażę, więc i o toaletę trudno. Warszawiance udało się jednak znaleźć takie, przy którym znajdowała się restauracja z łazienką. Rozbiła się kilka minut drogi od baru. Była z dwójką dzieci, które, jak to dzieci, korzystające z uroków zimnego Bałtyku, często potrzebują iść za potrzebą.
– Obok nas rozbiła się rodzina. Małżeństwo na oko po trzydziestce, również z dwójką dzieci. Gdy usłyszałam przedłużający się płacz 6-latka, zaczęłam przysłuchiwać się ich rozmowie – opisuje Ewa i przytacza dialog:
– Mamo, ja chcę siku!
– Idź do morza – odpowiedziała matka.
– Ale jak, do morza? Ja chcę do łazienki – prosiło płaczliwym głosem dziecko.
– Za daleko jest. Tłumy są na plaży, gdzie ja się będę z tobą przepychać? W łazience syf i smród, w piasek nie będziesz już sikać, za duży jesteś. Idź do wody.
– Ale ja nie umiem w wodzie – denerwował się nadal młody człowiek.
– Jak nie umiesz, wchodzisz i sikasz – mówiła coraz bardziej podniesionym głosem kobieta.
– Majtki mam zdjąć? – zapytał chłopiec.
– O Jezu... - wzdychała matka. – Co za dziecko... przez majtki sikaj. Każdy tak robi. Ojciec tak robi i twój starszy brat. Nawet mama wchodzi do wody się wysiusać. To proste – przekonywała syna.
Kobieta rozejrzała się i choć widziała niedowierzającą minę Ewy siedzącej na kocu obok, poszła z dzieckiem do wody. Stanęła na brzegu i puściła dziecko samo. To, przekonane, że sikanie do morza jest normalne, szczęśliwe wyszło z wody, głośno oznajmiając matce – "a jednak się udało!".
Ewa nie wiedziała nawet jak zareagować, więc nie podeszła do kobiety. Tamta spojrzała na nią jeszcze raz wyzywająco, ale nie widząc reakcji, powróciła do lektury newsów w smartfonie.
Przypadek dość dziwny. Bo toaleta była niedaleko.
Przetłumacz dwulatkowi
Tego szczęścia nie miała Elżbieta, mama dwuletniego chłopca, która w tym sezonie była już w Kołobrzegu i Sopocie. – Rozumiem oburzenie plażowiczów, że do morza nie wypada, na wydmy też. Czasami jednak dziecku trudno wytłumaczyć, że musi wytrzymać jeszcze 15 minut, bo trzeba zejść z plaży, by dotrzeć do najbliższego WC. Teraz w dobie pandemii to i o pobliski toi-toi trudno – przekonuje urlopowiczka.
Dodaje również, że jeśli ma już wydać 2,5 zł na toaletę, to chce, by chociaż papier toaletowy był zapewniony. – A jak zazwyczaj wyglądają takie toalety? Nieprzyjemny zapach i brak jakiejkolwiek higieny. O kolejce nie wspominając – stwierdza. Raz zostawiła dzieci z mężem i sama udała się za potrzebą. Trafiła na toaletę darmową, przed którą ustawiła się kilkunastoosobowa kolejka. – O zachowaniu dystansu i maseczkach można było pomarzyć – wspomina Elżbieta.
Nad morzem o porządną toaletę trudno, a za załatwianie się płacić trzeba. W popularnych fast foodach kod na paragonie, a na drzwiach restauracyjnych kartki z ceną: od 2 zł do 15 zł. Za skorzystanie z publicznego szaletu zazwyczaj należy się 2 zł.
"Toaleta w restauracji to nie szalet publiczny"
– Toaleta jest dla naszych klientów, a jeśli ktoś nim nie jest, to pobieramy opłatę w wysokości 2,5 zł – tłumaczył w rozmowie z WP Kobieta jeden z pracowników Restauracji NEPTUN Międzyzdroje. A więc na toaletę musi cię jeszcze być stać. Dla czteroosobowej rodziny z małymi dziećmi cały dzień spędzony na plaży przy około 6-8 takich wizytach po 2,5 zł, to wydatek kilkunastu złotych. W przypadku 15 zł za kilka wejść robi się już ładna sumka. Zatem na ratunek przychodzą wydmy lub morze. Brak kultury, ale złotówki pozostają w kieszeni.
Zobacz także
Początek góry lodowej
– Kto nie sikał do morza, niech pierwszy rzuci kamieniem – rozpoczyna 25-letnia Basia z Warszawy, która uważa, że oddawanie moczu do "zanieczyszczonego Bałtyku to najmniejsze zło". – Wolę, by dzieci poszły do morza, niż sikały na piasek, a potem rodzice przeczesywali grabkami "ślad zbrodni". Bo i takie przypadki ostatnio widziałam na Półwyspie Helskim – wspomina.
Basia uważa, że najgorsze, co robią Polacy, to chodzenie po chronionych wydmach. Co roku wydeptana ścieżka doprowadza do stosu papieru toaletowego. – Dookoła trąbi się o życiu eko. Wystarczy pojechać nad morze: w piasku pety, niektórzy zakopują skórki po bananie, a inni zostawiają puszki po piwie. Państwo powinno coś z tym zrobić – denerwuje się 25-latka. W tym sezonie dochodzi jeszcze strach przed koronawirusem.
Chroń Bałtyk
– Nie jest to odkrycie, że ludzie traktują kąpieliska jako toaletę publiczną. I spokojnie ani przez mocz, ani przez wodę nie zarazimy się koronawirusem – rozpoczyna dr Tomasz Wołkowicz, mikrobiolog.
Z kolei dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog i mikrobiolog, zwraca uwagę, że zasadniczo Morze Bałtyckie jest płytkie. – Ma upośledzoną wymianę wody przez Cieśniny Duńskie. Przez lata wyrzucano do niego różne nieczystości. Pół biedy, jeśli to zawartość toalet, bo to się rozłoży. Po II wojnie światowej wyrzucano do Bałtyku całkiem sporo amunicji chemicznej – stąd np. iperyt na plaży niedaleko Kołobrzegu. To jest prawdziwy problem – stwierdza ekspert.
A jak oddawanie moczu w wodzie wpływa na ekosystem? Okazuje się, że to tylko kropla w morzu, a prawdziwym problemem są tworzywa sztuczne. Fundacja WWF od kilku lat alarmuje i rozpowszechnia informacje o zanieczyszczeniu Bałtyku. WWF zwraca uwagę, że poza zanieczyszczeniami z pól i ze ścieków komunalnych problemem są przede wszystkim śmieci, które znajdują się zarówno na plaży, jak i w morzu. "56 proc. wszystkich odpadów znajdujących się na bałtyckich plażach to tworzywa sztuczne, np. plastikowe opakowania, worki czy torebki po żywności" – czytamy na stronie fundacji.
I tak głównymi źródłami zanieczyszczeń Bałtyku są: przemysł, gospodarka komunalna, rolnictwo, motoryzacja, porty, przemysł wydobywczy, żegluga czy wspomniane wcześniej odpady.
Według naukowców z American Chemical Society załatwianie się do naturalnych zbiorników nie jest szkodliwe, ponieważ skład moczu i znajdującej się w zbiornikach wody jest podobny: woda, jony sodowe i chlorkowe. Wniosek? Zostawienie opakowania po skonsumowanych orzeszkach w karmelu może być bardziej szkodliwe dla środowiska niż załatwianie potrzeb w morzu. Żadnej z tych dwóch rzeczy nie powinniśmy jednak robić.