Blisko ludziKlient nasz pan, ale przy stole. W restauracyjnej toalecie już niekoniecznie

Klient nasz pan, ale przy stole. W restauracyjnej toalecie już niekoniecznie

Często zdarza się, że nie mogąc znaleźć publicznej toalety, decydujemy się na wizytę w restauracji. Nawet jeśli nie jesteśmy klientami. – Jak ludzie grzecznie pytali, to obsługa bez problemu wpuszczała, ale papier, mydło czy woda przecież nie są za darmo – wyjaśnia właścicielka sopockiej restauracji.

Klient nasz pan, ale przy stole. W restauracyjnej toalecie już niekoniecznie
Źródło zdjęć: © Getty Images
Dominika Czerniszewska

18.11.2019 | aktual.: 18.11.2019 19:42

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

W podobnej sytuacji znalazł się Piotr Rubik. Dyrygent opowiedział na swoim profilu na Instagramie o nieprzyjemnym incydencie, który miał miejsce w minioną niedzielę.

– Za mną Restauracja Belvedere w Warszawie. Często przychodziliśmy tu na obiady z całą rodziną. Więcej już nie przyjdziemy. Byłem na spacerze z córeczkami i odmówiono nam możliwości skorzystania z toalety. W bardzo niemiły sposób wyproszono nas z restauracji. Wstyd Belvedere, wstyd. Tak się traci klientów – oznajmił.

Skontaktowałam się z restauracją. Pracownik, z którym rozmawiałam, nie czuł się kompetentny, by wypowiadać się w tym temacie. Członkowie zarządu – "byli zajęci". Zapytałam więc właścicieli, managerów i obsługę kilku innych punktów gastronomicznych, jakie zasady panują w ich lokalach.

Restauracja zamieniona w toaletę publiczną

Jeszcze kilka lat temu w restauracji KFC Zodiak mieszącej się przy ul. Widok w Warszawie każdy mógł skorzystać z toalety. Obecnie, by wejść do łazienki, trzeba wprowadzić kod odblokowujący zamek w drzwiach. Znajduje się on na paragonie, więc aby udać się do toalety, należy najpierw dokonać zapłaty za posiłek. Takie rozwiązanie wprowadziło już wiele restauracji.

Inne lokale postawiły bramki z automatem na monety lub żądają uiszczenia opłaty za możliwość skorzystania z toalety przy barze. Kwoty wahają się od 2 zł do nawet 20 zł.

Monika żałuje, że w kawiarni, w której pracowała, nie zastosowano takich rozwiązań. 20-latka była baristką w jednej z popularnych sieciówek (zastrzegła sobie, żeby nie podawać nazwy). – U nas w kawiarni nie było żadnego hasła do łazienki, nie trzeba było mieć paragonu, wystarczyło wejść. Nigdy nie pilnowaliśmy tego, czy ktoś jest klientem, czy też nie – mówi. – Jak ludzie z ulicy pytali, czy mogą skorzystać. Odpowiadaliśmy niechętnie, że tak – dodaje.

Pytam więc, dlaczego niechętnie. Monika opowiada mi trzy najgorsze historie, których była świadkiem.

Pierwsza historia. Matka z dzieckiem

Monika obrazowo opisuje sytuację. – Lato, gorąco, a w kawiarni tabaka (w slangu gastronomicznym: w krótkim czasie wchodzi dużo gości – przyp. red.). Kolejka do wejścia, sterta naczyń do zmycia, a na zapleczu czeka dostawa do rozłożenia – mówi. W pewnym momencie do lokalu weszła mama z wózkiem. Zapytała, czy może skorzystać z toalety. Monika odpowiedziała krótko, że tak. Po wyjściu z łazienki kobieta zaczęła krzyczeć, że było tam tak brudno, że jej dziecko się rozpłakało.

– Byliśmy w szoku. Mój kolega poszedł sprawdzić, a na podłodze leżał jedynie kawałek ręcznika papierowego do rąk. Do tej pory nie wiemy, czy może nam ta pani posprzątała, a może tam wcale nie było brudno – relacjonuje była baristka. – Jednak wszyscy na sali to słyszeli, więc byliśmy czerwoni ze wstydu – dodaje.

Druga historia. Drzemka w toalecie
Gdy Monika była na zmianie z kierowniczką kawiarni, do lokalu wszedł dwudziestoparoletni chłopak. Od razu udał się do toalety, bez składania zamówienia. Minęło 20 minut, a on z niej nie wychodził. Zirytowani goście zaczęli pytać, dlaczego łazienka jest zamknięta.

– Kierowniczka przestraszyła się, że może zasłabł. Otworzyła drzwi, a ten chłopak spał na podłodze. Chyba był pod wpływem środków odurzających. Całą łazienkę musiałyśmy dezynfekować – skarży się Monika.

Trzecia historia. Udawał klienta
– Moja koleżanka po fachu zawsze wkurza się, gdy nie-klient korzysta z toalety. Opowiedziała mi, że na jej zmianie wszedł mężczyzna, po którym widać było, że chce skorzystać wyłącznie z toalety, ale robił podchody – zaglądał do menu, wypytywał o kawy i herbaty – wspomina Monika.

W konsekwencji mężczyzna nic nie kupił, za to udał się do łazienki. Po kilkunastu minutach nie wyszedł, a wybiegł z kawiarni. Koleżanka Moniki wiedziała, że coś jest na rzeczy. Weszła, a toaleta była cała ubrudzona, ubikacja zapchana. Nie miała wyjścia i musiała wszystko posprzątać.

Zarówno Monika, jak i jej koleżanka uważają, że toalety powinny być wyłącznie dla klientów, ponieważ pracownikom nie płaci się za sprzątanie po ludziach, którzy nie byli gośćmi.

Toalety są dla gości, nie dla przechodniów

W 2015 roku w programie "Kuchenne Rewolucje" Magda Gessler była oburzona płatną toaletą w lokalu. Na drzwiach restauracji Berhida w Sanoku widniała kartka z cennikiem: za skorzystanie z łazienki nie-klienci musieli płacić 10 zł. Restauratorka wyjaśniła, że taka informacja odstręcza gości od wejścia do restauracji.

Sprawdzam więc, jak wygląda korzystanie z restauracyjnych toalet w nadmorskich kurortach, gdzie roi się od turystów. I tak dodzwoniłam się do kilku restauracji w Sopocie i Międzyzdrojach.

– Toaleta jest dla naszych klientów, a jeśli ktoś nim nie jest, to pobieramy opłatę w wysokości 2,5 zł. W Międzyzdrojach przecież są toalety publiczne, stąd taka cena – wyjaśnia jeden z pracowników Restauracji NEPTUN Międzyzdroje.

Właścicielka restauracji w Sopocie (poprosiła, aby nie podawać nazwy) wyjaśnia, że wprowadziła opłatę za korzystanie z WC, ponieważ goście często skarżyli się na kolejki. Odkąd wprowadziła opłatę, to "ludzie z ulicy" bardzo rzadko wchodzą.

Obraz
© 123RF

– Na początku nie było jeszcze tak źle. Gdy ludzie grzecznie pytali, obsługa bez problemu wpuszczała. Bywali jednak tacy, co udawali klientów. W sezonie wakacyjnym było to jednak uporczywe. Papier, mydło czy woda przecież nie są za darmo – tłumaczy kobieta. – Pracownicy również się skarżyli, że nie nadążali ze sprzątaniem lokalu. A jak ktoś bardzo potrzebuje, to zapłaci. Zresztą od tego są toalety publiczne w Sopocie – kwituje.

Choć opłaty za skorzystanie z toalety w restauracjach mogą wzbudzać emocje, są miejsca, w których właściciele nie oczekują zapłaty. W Trójmieście i Toruniu można znaleźć lokale, które biorą udział w tzw. akcji free toilet. W witrynach lokali znajdują się oznaczenia informujące, że do danego miejsca można udać się za potrzebą bez strachu, że zostaniemy wyproszeni przez personel. Co roku liczba punktów gastronomicznych włączających się do akcji wzrasta.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (90)