"Weronika płakała". Prof. Środa o kulisach rozmowy z Rosati
Magdalena Środa i Weronika Rosati stworzyły manifest samotnego rodzicielstwa. Ich rozmowa jest jedną z najbardziej poruszających i ważnych dyskusji ostatnich lat. Zapytałam profesorkę o jej opinię na temat sytuacji, w której znalazła się aktorka.
Klaudia Stabach, WP Kobieta: Na początku wywiadu w Wysokich Obcasach wspomniała pani, że znajomi odradzali podejmowanie się rozmowy z Weroniką Rosati. Dlaczego ich pani profesor nie posłuchała?
Prof. Magdalena Środa: Bo historia Weroniki naprawdę mnie zainteresowała, a jeszcze bardziej hejt, który wywołał jej wywiad do "Gali". Byłam zdumiona poziomem agresji. Napisałam nawet o tym post, po czym również zostałam zaatakowana i to przez celebrytów, w tym kobiety. Wtedy postanowiłam odezwać się do Weroniki. Wydało mi się interesujące, że jej dość banalna jednak historia wzbudza tyle emocji.
Zgodziła się od razu?
Tak. Choć wywiad powstawał przez kilka tygodni. Weronika dużo pracuje i nie jest osobą o cechach ekshibicjonistycznych. Długo się otwierała. Dużo mi mówiła o samotnym macierzyństwie. To mi otworzyło oczy. Do tej pory postrzegałam samotne macierzyństwo jako problem przede wszystkim finansowy. A ona mówiła, że nie ma problemów z pieniędzmi, ale dokucza jej problem egzystencjalny i pedagogiczny – czuje się samotna, jakby niepełna w swojej roli matki, bo w wychowaniu i rozwoju dziecka nie uczestniczą dwie osoby. To ważny argument.
Wtedy zrozumiałyśmy, że o jej historii trzeba mówić szerzej, bo jest wiele kobiet w podobnej sytuacji. Powstał prawie manifest. Samotnego rodzicielstwa. Weronika od początku zdawała sobie sprawę, że ten wywiad nie przyniesie jej popularności, a raczej złą sławę i kolejne hejty. Pomimo tego odważyła się. Podziwiam ją za to.
Kiedy nastąpił moment przełomowy waszych rozmów?
Gdy Weronika po raz pierwszy wyjawiła, że doświadczyła przemocy ze strony byłego partnera i później przyznała się, dlaczego tak długo milczała. Wstydziła się. Wiedziała, że jest na straconej pozycji jako kobieta i jako aktorka, bo przecież jej partner to znany lekarz o świetnej pozycji zawodowej. Wiele kobiet nic nie mówi, bo się wstydzi.
Jakie emocje wam towarzyszyły?
Weronika płakała.
A pani?
Ja nie czułam się aż tak bardzo wstrząśnięta, bo byłam kiedyś ławnikiem, obejrzałam mnóstwo rozwodów w swoim życiu. Pracowałam też w telefonie zaufania i jestem w organizacjach kobiecych od prawie 30 lat. Kobiety często do mnie piszą i dzielą się podobnym historiami. Natomiast dziwiło mnie, że osoba, która jest na świeczniku, nie tylko z powodu swojej popularności, ale również za którą stoi znana i szanowana rodzina, była w sytuacji aż tak bez wyjścia, że ze mną rozmawiała.
Wiele osób podważa autentyczność słów Weroniki. Pani uwierzyła jej od razu?
Odpowiedzi były szczere i nie miałam podstaw, żeby je kwestionować. Niespecjalne widzę motywy, dla których ona miałaby mówić nieprawdę. Obnażyła się, pokazała swoją naiwność, swoje uczucia, nadzieje. Wymyślić przemoc jest znacznie trudniej niż ją znosić. Znam wiele przypadków, gdy kobiety nierozsądnie się zakochują. Są nierozsądnie naiwne i podobnie jak ona tkwią w toksycznym związku pełne nadziei na zmianę zachowania partnera.
Od publikacji wywiadu minęło kilka dni, a wciąż się o nim dyskutuje. Spodziewała się Pani takiego poruszenia?
Nie. Czytałam komentarze i jedna rzecz szczególnie mnie poruszyła - nieproporcjonalność ataków na kobietę i mężczyznę w tej sytuacji. Ludzie zarzucali Weronice, że przecież wiedziała kim jest tamten mężczyzna, ale nikt nie potępiał jego zachowania. Dziewczyna zakochuje się w żonatym mężczyźnie i wszyscy ją krytykują, natomiast nikt nie krytykuje tego, że żonaty mężczyzna, posiadający dzieci, wchodzi – bez rozwodu - w relację z młodą kobietą.
Może powodem jest fakt, że ona jest aktorką, a on lekarzem? Cenionym lekarzem.
Rzeczywiście szacunek wobec lekarza jest silnie zakorzeniony w mentalności Polaków. Aktorka zawsze ma pozycję obyczajowo niższą. Nie wykonuje zawodu społecznego zaufania.
Ponadto była to relacja, która zrodziła się na linii lekarz – pacjentka.
Została naruszona etyka zawodowa. Sytuacja lekarza i pacjentki to relacja władzy, dlatego nie powinno tam dochodzić do żadnych flirtów ani prywatnych powiązań. Jednak i tak wiele osób nie dostrzega braku moralności w jego zachowaniu.
Czyli Weronika Rosati jest hejtowana, bo jest kobietą?
Ich relacja wyraźnie odzwierciedla ogólną sytuację kobiet i mężczyzn. W każdej dziedzinie. Kobieta, żeby być doceniana, musi o wiele więcej umieć. Musi być bardziej pracowita i do tego pasywna jeśli chodzi o roszczenia finansowe. Z kolei mężczyzna wystarczy, że jest mężczyzną. To daje już gwarancje solidności.
Gdy jako ławnik obserwowałam kilkaset spraw rozwodowych, jedynie w dwóch przypadkach to kobieta zostawiała mężczyznę. Z reguły było odwrotnie. I przyzwolenie było znacznie większe. Mężczyzna, który się rozwodzi to norma, kobieta – to skandal. Jakaś dz..ka widać. Sędzia wprost mówiła, że to nie jest naturalne.
Weronice będzie ciężko wygrać batalię z byłym partnerem?
Z moralnego punktu widzenia on powinien teraz przeprosić ją i płacić regularnie alimenty, na pewno nie procesować się. Tymczasem, gdy tylko dowiedział się o wywiadzie, natychmiast wystawił armaty w postaci swojej prawniczki i zastraszał Weronikę. To jest postawa mężczyzny, który wie, że jest bezkarny. Gdy ktoś ma żonę, dzieci, romanse i uwodzi pacjentkę, z moralnego punktu widzenia, stoi na przegranej pozycji. Jednak z obyczajowego – tak nie jest. Mężczyzna może więcej. Dużo więcej. Ma władzę i wie o tym.
Po publikacji Sonia Bohosiewicz wyjawiła, że wyznanie Weroniki Rosati było punktem wyjścia do poważnej rozmowy w gronie kobiet ze świata show biznesu. Podobno wiele z nich podzieliło się między sobą wstrząsającymi historiami z ich prywatnego życia. Dlaczego dopiero Weronika odważyła się pierwsza tak dobitnie stanąć w obronie kobiet?
Ona ma ogromne wsparcie rodziców. To zawsze dodaje odwagi. Dzięki temu łatwiej jej jest zmagać się z hejtem, którego doświadcza. Zwłaszcza ze strony kobiet.
A przecież kobiety powinny ją wspierać.
W Polsce panuje patriarchat, w którym są wychowywani zarówno mężczyźni jak i kobiety. Później one tak samo wychowują swoje dzieci, bo nie wiedzą, jak mogłyby to robić inaczej. Kobiet, które chciałyby to zmienić, jest wciąż niewiele. Ale takie wydarzenia jak przemoc czy bezrobocie pomagają otworzyć oczy. Na elementarne nierówności, na krzywdę, która nie powinna mieć miejsca.
Dlatego kobiety niechętnie zgłaszają przemoc domową?
W Polsce kobieta, która doświadczyła przemocy, idzie po pomoc dopiero wtedy, gdy zagrożone jest życie jej dzieci, a nie tylko jej własne. Kobiety naturalizują przemoc, wydaje się ona czymś normalnym. "Jak kocha, to bije". Tak było z jej matką czy z jej babką. Od lat dostaję mnóstwo listów od kobiet, które mówią, że są bite. Te z małych miejscowości nie mają do kogo się zgłosić, a ksiądz w kościele mówi im: "Musicie utrzymać swoją rodzinę". To jest pułapka. Ciężko jest walczyć o siebie w takich okolicznościach.
Co trzeba zrobić, żeby chociaż trochę zmienić mentalność Polek?
Trzeba o tym mówić, krzyczeć, dyskutować. Domagać się wprowadzenie Konwencji o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie. Kłaść nacisk na antydyskryminacyjną edukację w szkołach. Reagować na krzywdę. Być feministką, walczyć o równość.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl