Więźniowie czterech ścian – czym jest agorafobia?
19.05.2011 16:08, aktual.: 20.05.2011 16:53
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Media bombardują nas informacjami o tym, jak jest niebezpiecznie. Morderstwa. Gwałty. Rozboje. Karambole drogowe. Wypadki komunikacyjne. Znieczulica społeczna. Ludzie ze skrzywionymi twarzami, nienawistni, niechętnie pomagający bliźniemu. Zła pogoda: za gorąco albo za zimno, albo wieje. Nic dziwnego, że na taki świat czasem nie chce się wychodzić.
Media bombardują nas informacjami o tym, jak jest niebezpiecznie. Morderstwa. Gwałty. Rozboje. Karambole drogowe. Wypadki komunikacyjne. Znieczulica społeczna. Ludzie ze skrzywionymi twarzami, nienawistni, niechętnie pomagający bliźniemu. Zła pogoda: za gorąco albo za zimno, albo wieje. Nic dziwnego, że na taki świat czasem nie chce się wychodzić. U niektórych ludzi niechęć ta przybiera jednak patologiczną formę.
Lęk przed wychodzeniem na zewnątrz znany jest jako agorafobia. Słownik wyrazów obcych PWN definiuje to zaburzenie jako „chorobliwy lęk przed otwartą przestrzenią, lęk przestrzeni”, jednak agorafobia to znacznie więcej niż sama obawa przed przestrzenią: to także chorobliwy lęk przed znalezieniem się w sytuacji, z której trudno się wydostać, i w której trudno uzyskać natychmiastową pomoc w razie jakiegoś zagrożenia. Można bać się przebywać w zatłoczonych miejscach, podróżować publicznymi środkami transportu, uczestniczyć w dużych zgromadzeniach – bo tam istnieje największe ryzyko, że coś może się stać. To właściwie uniemożliwia normalne życie, bo wyjście na zakupy, do kościoła, na kawę czy na pociąg staje się przeszkodą nie do pokonania…
Objawy agorafobii są nie tylko psychiczne, jak lęk czy niepokój, ale też fizyczne: przyspieszone bicie serca i oddech, skurcze żołądka i jelit, zimny pot, suchość w ustach. Jak się leczyć? Można dołączyć do grupy wsparcia i skontaktować się z lekarzem, który skoordynuje taką terapię z ewentualną farmakologiczną. Nie wystarczy takiej osobie powiedzieć „uwierz w siebie” albo „nie bój się” – lęk jest zbyt wielki. Agorafobia może wystąpić jako skutek uboczny jakichś innych zaburzeń bądź reakcja po jakimś traumatycznym zdarzeniu – wypadku albo napadzie. Takiej osobie podwójnie trudno jest wrócić do normalnego życia, bo wierzy, że świat jest przeciwko niej.
Jednak „więźniowie czterech ścian” to nie tylko agorafobicy, powstrzymywani przed wyjściem na zewnątrz siłą własnego lęku, ale też na przykład niepełnosprawni, którzy mogą po prostu nie być w stanie wyjść na ulicę. W Polsce nie tylko bloki i prywatne domy mieszkalne mogą być niedostosowane do ich potrzeb, ale też budynki publiczne, jak kina, szkoły, sklepy, dworce, przystanki. W momencie, kiedy wyjście na zakupy łączy się z wielkim wysiłkiem i proszeniem o pomoc nie tylko członków rodziny, ale często osoby trzecie, osoby niepełnosprawne nierzadko rezygnują z tego rodzaju aktywności. Jest im zwyczajnie za ciężko. Poza tym pojawia się również poczucie wstydu i upokorzenia, zdania się na łaskę innych. W czasach, kiedy prawie każdy ma dostęp do komórki, telewizji i Internetu, można zamknąć się w domu.
Takie rozwiązanie wybierają coraz częściej ludzie młodzi, pozornie zdrowi, sprawni, startujący w życiu, ale będący pod zbyt wielką presją. W Japonii jest to poważny problem, dotykający według niektórych szacunków 0,5-1,2 miliona ludzi. Tzw. hikikomori wycofują się zupełnie z życia społecznego, zamykając się w swoich pokojach i unikając kontaktu nie tylko z obcymi, ale też z rodziną i przyjaciółmi. Jedynym sposobem komunikacji pozostają dla nich Internet i telefon. Nie podejmują pracy, nie uczą się, nie wychodzą; rodzice przynoszą im posiłki pod drzwi pokoju.
Przyczyną takiego stanu rzeczy jest zbyt wielka presja kładziona na osiągnięcie sukcesu: w Japonii już małe dzieci przystosowuje się do wyścigu szczurów, od uczniów wymaga się ciągle osiągnięć, a po ukończeniu szkoły zatrudnienia w jednej z korporacji, awansowania, robienia kariery; poza tym jest to kultura nastawiona na kolektywizm, przedkładane dobra ogólnego nad własne. Od japońskich chłopców wciąż wymaga się więcej niż od dziewczynek, dlatego hikikomori zostają częściej oni niż ich rówieśniczki.
Nasza cywilizacja pędzi do przodu – i niektórzy zostają z tyłu. Być może pomogłoby im zwolnienie tempa życia, ale na to się na razie nie zanosi.
(ada/sr)