Wiła się w bólach porodowych. Wtedy mąż zadał jej to pytanie
Wspierają, trzymają za rękę, dopingują. Ich obecność na porodówce jest nieoceniona. Czasem, pod wpływem ogromnego stresu, zdarza im się powiedzieć coś niestosownego. Przyszli ojcowie, bo o nich mowa, bywają bohaterami zabawnych sytuacji, które krążą po korytarzach oddziałów położniczych lub stają się rodzinnymi anegdotami.
17.08.2022 | aktual.: 31.12.2022 08:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Oto #TOP2022. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Pani Halina to emerytowana położna. Większość swojej kariery zawodowej przepracowała na porodówce. Powitała na świecie tysiące dzieci. Widziała wiele. Słyszała jeszcze więcej. Zapytana o "rodzących" tatusiów na salach porodowych, uśmiecha się. Przyznaje, że panowie na porodówkach bywali "trudni". Najgorzej wspomina sytuacje sprzed 20 lat, kiedy to mężczyźni dopiero zaczynali uczestniczyć w porodach. Początkowo byli odważni i zdeterminowani, by towarzyszyć żonie. Wielu z nich kończyło na kozetkach, regenerując się po omdleniu.
Nie brakowało jednak ambitnych, którzy chcieli zobaczyć wszystko. - Doskonale pamiętam, jak jeden z tatusiów zaczął pchać się z kamerą w okolice krocza żony. Zapytałam go wtedy, po co to nagrywa - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską pani Halina. - W odpowiedzi usłyszałam: "Żeby była pamiątka na przyszłość, że kiedyś będzie można to obejrzeć". Na co powiedziałam mu: "No pewnie, fajnie będzie to oglądać krocze rodzącej na rodzinnym spotkaniu przy kawce i cieście". Chyba zrozumiał aluzję, bo spuścił wzrok i wyłączył kamerę - relacjonuje pani Halina.
Dodaje, że podobnych faux pas na porodówkach najwięcej było na początku lat 2000. Wtedy weszła moda na porody rodzinne, a społeczeństwo nie było jeszcze wyedukowane – opowiada. - Z czasem, w miarę jak powstawały szkoły rodzenia z zajęciami również dla przyszłych ojców, ludzie nauczyli się, jak się zachować w sytuacji porodu - chwali pani Halina.
Choć od tego czasu sporo się zmieniło, przede wszystkim wzrosła świadomość mężczyzn na temat porodów, to zabawnych historii z porodówek nie brakuje.
"Proszę się rozebrać"
- Boli? - miał zapytać Aleksandrę Żebrowską mąż w czasie porodu. Żona słynnego aktora niedawno urodziła czwarte dziecko. Gdy tylko doszła do siebie po porodzie, podzieliła się w sieci irytacją, którą wywoła w niej niefortunne pytanie męża. Zapytała swoje obserwatorki, czy usłyszały z ust swoich mężów podobne pytania. Odpowiedzi posypały się lawinowo. Jak się okazuje, podobnych przypadków jest mnóstwo. Zestresowani, rozemocjonowani "rodzący" partnerzy nierzadko nie potrafią odnaleźć się w sytuacji porodu, co skutkuje zabawnymi sytuacjami.
- Pierwszy poród, skurcze coraz mocniejsze, rozwarcia prawie nic. Więc zaczynam się martwić, że skończy się cesarką albo że będę się męczyć przez kolejnych trzysta godzin - opowiada Joanna. - A mąż niemal wyluzowany mówi znad komórki: "Weszło to i wyjdzie". Wtedy myślałam, że to moje ostatnie dziecko z nim. Autentycznie powiało grozą rozwodu. Oczywiście dziś się z tego śmiejemy. I mamy troje dzieci - puentuje.
- W naszej rodzinie od lat krąży historia z porodu ciotki - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Aleksandra Bator z Pragi. - Ciocia zaczęła rodzić przed terminem, więc jechała do szpitala z zaskoczenia. Wujek miał dojechać. Tego dnia było zimno, więc miał na sobie kurtkę. Położna kazała mu się rozebrać, wręczając ochronny fartuch. Wujek był tak zestresowany, że najwyraźniej zrozumiał ją zbyt dosłownie. Rozebrał się do naga, a na gołe ciało włożył fartuch. Tak wystrojony wszedł na salę porodową. Gdy ciocia go zobaczyła, zaczęła się tak śmiać, że aż się popłakała. Podobnie zresztą jak położne. Jednak najśmieszniejszy był ponoć moment, kiedy do wujka dotarło, że przesadził z rozbieraniem się. Odwrócił się, żeby pójść się ubrać, a wtedy całej sali ukazała się jego goła pupa.
Sytuacji, których nie powstydziliby się najlepsi scenarzyści komedii, jest więcej. - Mąż mojej przyjaciółki trzy miesiące przed porodem miał przymusowy celibat. Ciąża była zagrożona, więc musieli powstrzymać się od współżycia - mówi Karolina. - Kiedy w końcu oboje trafili na porodówkę, moja przyjaciółka zaczęła mieć silne bolesne skurcze. Jęczała przy nich niemiłosiernie. Jej mąż, mocno wyposzczony, nie był w stanie zapanować nad reakcją swojego ciała. Okazało się, że jęki żony wywołały u niego wzwód - opowiada Karolina. - Do dziś śmiejemy się z tej sytuacji - dodaje.
Gdy komunikacja nawala
Bywa też tak, że stres utrudnia porozumiewanie się. Ktoś coś źle usłyszy, coś przekręci, co powoduje, że sytuacja automatycznie zmienia się w porodową farsę.
- Rodziłam w Niemczech. Tutaj do samego końca trzeba chodzić. Dopiero jak pojawiają się parte skurcze, to kładą do porodu. No i tak chodziłam. Na koniec już ledwo co, bo skurcze były co dwie minuty. A mój mąż mnie nagle pyta: "Widzisz ten żółty helikopter, który właśnie ląduje?" - opowiada Marta Andraszczyk z niemieckiego Netphen. - W trakcie samego porodu powiedziałam do męża, że kroplówka się rozlała - relacjonuje. - Mąż był w stresie, coś źle usłyszał i przekazał lekarzowi: "Żona mówi, że się zesr***".
Problemy komunikacyjnie nie skończyły się wraz z porodem. - Jak już było po wszystkim, poprosiłam go, żeby przywiózł mi koszulę do karmienia. Przywiózł mi swoje koszulki, bo uznał, że w nich będę się czuła luźniej i wygodniej - dodaje Marta.
Trudności, by dogadać się z mężem w trakcie porodu, miała również Katarzyna. - To był prawie 32. tydzień ciąży. Dzień wcześniej trafiłam na porodówkę, ponieważ zaczęły mi odchodzić wody. Chociaż ciąża była zagrożona (rozwarcie w 20. tygodniu ciąży), to poród drogą cesarskiego cięcia był dla nas zaskoczeniem. Trafiłam do szpitala nad ranem, więc mąż dowoził mi różne rzeczy - opowiada. - Dzwonię z porodówki do męża i mówię: "Przyjeżdżaj. Będę mieć cesarkę". Mąż w stresie zrozumiał: "Przyjeżdżaj. Weź suszarkę". I zastanawiał się, po co mi na porodówce suszarka do włosów. Nie mógł jej znaleźć w domu, więc w końcu i tak jej nie przywiózł - podsumowuje.
Położna pacyfikująca
W sytuacjach, kiedy ciężko o spokój, komunikacja nawala, a emocje sięgają zenitu, nieoceniona bywa rola położnej, która dba nie tylko o komfort rodzącej, ale też "rodzącego".
- Położna chciała się upewnić, że mój mąż nie zemdleje w ostatniej fazie porodu. Zapytała go więc, czy da radę. Na co mój odważny mąż odpowiedział, że na pewno to dźwignie, bo ma doświadczenie - odbierał kiedyś poród krowy - opowiada Paulina.
- Doceniam wspierającą rolę panów na porodówkach, ale rzeczywiście bywa, że robią coś niestosownego. Natomiast zwykle wystarczy wymowne spojrzenie położnej, by przyszły tatuś zrozumiał, że mówi coś nie tak. W skrajnych sytuacjach panowie są proszeni o opuszczenie sali. Oni są wtedy w takim stresie, że pokornie wykonują polecenia – dodaje Halina.
I niewątpliwie są bardzo przejęci powierzoną im rolą. - O drugiej w nocy obudziłam męża z informacją, że odeszły mi wody i zaczęłam rodzić. W odpowiedzi usłyszałam: "Nic nie szkodzi" - opowiada Justyna. - W końcu mąż zorientował się, co się dzieje. Dotarło do niego, że trzeba jechać na porodówkę. Ubrał się w białą koszulę i najbardziej eleganckie spodnie, jakie miał. Kiedy zapytałam go, po co się tak wystroił, odpowiedział: "Nowo narodzone dziecko trzeba przywitać na świecie ładnie ubranym".
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.