Wojny sąsiedzkie w ROD‑ach? "Obrzucała mi działkę śliwkami"
- U nas nie ma dwóch obozów - starych działkowców i nowych. Nowi są przyjęci do rodziny i czujemy się po prostu wspólnotą - opowiada Dawid Kostkowski, 29-latek i świeżo upieczony użytkownik ROD-u. Niestety nie zawsze starsi i młodsi działkowcy potrafią się dogadać.
30.04.2024 06:00
Własna działka w Rodzinnym Ogrodzie Działkowym, dawniej kojarzona głównie z emerytami, dziś jest marzeniem wielu milenialsów czy "zetek". Czy międzypokoleniowe towarzystwo jest powodem napięć i "dram"? A może nowi i starzy działkowcy potrafią żyć w zgodzie i uczyć się od siebie nawzajem?
"Młodzi są nieufni, odgradzają się od sąsiadów, nie wchodzą w relacje sąsiedzkie. Bywają konflikty międzypokoleniowe, kiedy sąsiadują ze sobą starsi z młodą, wielodzietną rodziną", "Jeśli miałabym wybierać, to wolę tych starszych działkowców. Młodsi, którzy dopiero co kupili ogródek, uważają, że wszystko można i wypada. Wrzaski dzieci (nie, to nie jest po prostu zabawa), głośna muzyka itp. Zero poszanowania sąsiadów" - piszą działkowcy w facebookowych grupach.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Inni odwrotnie – narzekają na seniorów, którzy przeciwstawiają się modernizacji ROD-ów, są uparci, konfliktowi i... często też słuchają głośnej muzyki.
"U nas nie ma dwóch obozów"
Na szczęście nie jest to standardem. - Ja mam doświadczenie niezwykłej wspólnoty. Od początku, gdy tylko podpisałem umowę dzierżawy działkowej, znaleźli się sąsiedzi, którzy przyszli pomóc, porozmawiać, doradzić, a kiedy byłem już wykończony wycinaniem kolejnej róży, przynieśli gorącą kiełbasę z ogniska – opowiada Dawid Kostkowski, który ma działkę w krakowskim ROD "Trzykrotka".
- Niedawno mieliśmy Walne Zebranie Sprawozdawczo-Wyborcze, na którym bez zbędnych kłótni uchwaliliśmy wszystkie statutowe obowiązki. Merytorycznie rozmawialiśmy o planowanej inwestycji. U nas nie ma dwóch obozów - starych działkowców i nowych. Nowi są przyjęci do rodziny i czujemy się po prostu wspólnotą - zaznacza.
29-latek postanowił jeszcze bardziej zaangażować się w życie ROD-u i został wybrany I wiceprezesem Zarządu. Założył też instagramowy profil panzielony.pl, na którym opowiada o swoich działkowych doświadczeniach.
"Zamiast zwrócić nam uwagę, zgłosił sprawę do zarządu"
- Mam 29 lat, działkę nabyłam rok temu. W większości sąsiedzi są bardzo przyjaźni i pomocni, zawsze znajdzie się ktoś, kto zaoferuje swoją pomocną dłoń - mówi Patrycja Zielińska. Tylko z jednym z sąsiadów ma inne doświadczenia.
- Pan mógłby być moim dziadkiem. Jeśli mu się chce, odpowie na "dzień dobry", ale zazwyczaj mu się nie chce. Często z mężem słyszymy, jak mówi do swojej córki, komentując to, w jaki sposób spędzamy czas na działce. Kiedy mąż kopał rowek pod prąd, to usłyszał, że dewastujemy działkę i że poprzedni właściciel dostałby zawału, gdyby to zobaczył - opowiada.
- A my po prostu robimy po swojemu. Nie mamy ogródka do przepielenia, nie słuchamy głośno muzyki, nie imprezujemy... Każdy, kto się dziwi, że młodzi się odgradzają, niech zastanowi się, czy to nie lepsze rozwiązanie niż słuchanie komentarzy - dodaje.
Jej sąsiadowi nie spodobało się też, w jaki sposób ustawili wychodek. - Zamiast zwrócić nam uwagę przez płot, zgłosił sprawę do zarządu - mówi Patrycja. Tymczasem sąsiad sam ma dość problematyczny wychodek. - Po większych deszczach zalewa działkę, a jego dorosła córka załatwia potrzeby za altanką, ustawiając się pupą w naszą stronę.
- Nie wdajemy się w żadne dyskusje z tymi osobami. W tym roku będę starała się jak najbardziej się od nich odgrodzić. Pozostałe strony działki są odsłonięte, a za płotami życzliwi, sympatyczni sąsiedzi, z którymi pożyczamy sobie narzędzia, dzielimy sadzonkami i zapraszamy na "swoje włości" - mówi.
"Obrzucała mi działkę śliwkami"
29-letnia Emilia też kupiła działkę rok temu. - Sąsiedzi z obu stron działki to starsi ludzie. I o ile jedni są bardzo w porządku - sympatyczni, zawsze sobie podyskutujemy, pośmiejemy się, pożyczamy sobie wzajemnie sprzęty, o tyle sąsiadka po drugiej stronie to tragedia. Dosłownie - przyznaje.
Dlaczego? - Awantury, bo podczas wiatru lecą na jej działkę liście z naszej jabłonki. Albo obrzucała mi działkę śliwkami, bo stwierdziła, że to na pewno ode mnie pospadały. Oczywiście, przeleciały pięć metrów szerokości działki, żeby wpaść na jej stronę - ironizuje Emilia.
- Wymusza na mnie wymianę siatki, która graniczy między naszymi działkami, "bo jest nieestetyczna". Wmawia mi, że przez moją działkę do niej wchodzą dziki, ale chyba lewitują, bo u mnie nic poryte nie jest. Przeszkadzają jej nawet "rozdarte bachory", jak nazywa bawiące się dzieciaki na sąsiednim ROD – opowiada.
"Wrzaski i histerie od rana do nocy"
Nie każdemu odpowiada hałas najmłodszych. - Od dwóch lat na działce mamy nowych sąsiadów. Młodzi plus dziadkowie i pięcioro dzieci, najmłodsze ma chyba dwa lata. Bezstresowo wychowani - wrzaski i histerie od rana do nocy – stwierdza Ewa Hermann.
- Rodzice nie zwracają uwagi na histerię młodszej latorośli, może krzyczeć godzinę. Czekają pewnie, aż się uspokoi, ale ile tego można słuchać? A tak jest codziennie. Do tego pies puszczany luzem, który często przechodzi pod bramą i zjawia się na mojej działce. Oni uważają, że wszystko jest ok, dzieci muszą się wyszaleć. Oczywiście, ale nie kosztem spokoju innych – kwituje.
"Traktują nas jak swoje dzieci"
W sąsiedztwie Malwiny są głównie ludzie w wieku 80 plus. - Traktują nas jak swoje dzieci – a my sami mamy około 40 lat. Dostajemy od nich dużo dobrych rad, chwalą nas za pracę, którą wykonaliśmy. Dają nam rozsady warzyw, dzielą się swoimi zbiorami. Kiedy byliśmy w trakcie remontu domku i nie mieliśmy dostępu do prądu, sąsiadka ciągle proponowała nam kawę i herbatę. Naprawdę cudowni ludzie - mówi.
Dodaje też, że są bardzo wyrozumiali wobec jej dzieci. - Ja oczywiście mam ochotę zapaść się pod ziemię przez kłótnie i płacze córek, a sąsiedzi mówią, że dzieci po to są i że przynajmniej słychać życie na działkach - opowiada.
Niestety nie wszyscy są tak życzliwi. - Naprzeciwko mamy sąsiadkę 60 plus, której wiecznie wszystko przeszkadza. W trakcie budowy domku musieliśmy wiele razy podjeżdżać pod działkę autem i o to była ciągła walka, mimo że robiliśmy to zgodnie z regulaminem. Mąż zrzucił przed działką piach, żeby przewieźć go taczką. Chociaż trwało to tylko jedno popołudnie, ona prawie wyszła z siebie. Z relacji innych działkowców wiemy, że czepia się nie tylko nas. To chyba jej pasja życiowa utrudniać życie innym i szukać problemów tam, gdzie ich nie ma – kwituje.
Zobacz także
"Uważam, że to zmora ogrodu"
- Dla mnie kawałek własnej trawy jest bardzo ważny. Wychowałam się w domu z dużą działką i ogromną część dzieciństwa bawiłam się na zewnątrz. Bardzo mi tej wolności, bliskości przyrody brakowało w bloku w Krakowie, szczególnie gdy urodziły się dzieci – opowiada Katarzyna Puśledzka.
- Dla rodziny z małymi dziećmi, mieszkającej w niewielkim mieszkaniu ROD to świetna sprawa. Udało nam się działkę znaleźć bardzo blisko naszego domu. Cały ogród jest stosunkowo niewielki, nasza działka również należy raczej do tych mniejszych. Mamy na niej domek, dwie jabłonki i dużo miejsca na zabawy – dodaje.
Jak wygląda sąsiedztwo? W otoczeniu jest wiele osób w wieku 60 plus, z którymi kobieta żyje w zgodzie. - Mamy na przykład cudownego sąsiada, emeryta, który niejednokrotnie pożyczał nam narzędzia czy użyczał prądu. Kiedyś zapomnieliśmy rozpałki czy sekatora, to dał nam wszystko, czego potrzebowaliśmy - mówi.
Jednocześnie pojawia się coraz więcej młodych osób. - Z nimi mam niewiele styczności. Najbliżej jest się swoich sąsiadów, a na inne działki raczej się nie chodzi. To, co na pewno mi przeszkadza i co wpisałabym do regulaminu ROD-ów, to zakaz puszczania muzyki na głośnikach. Uważam, że to zmora ogrodu, a młodym niestety się zdarza - zaznacza Katarzyna.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!