Padły ofiarą "sąsiedzkiego stalkingu". "Zamienili mi życie w piekło"

- Potrafiła przyczepić się wszystkiego, na przykład, że za głośno piszczą nam baterie w kranie, przez co ona nie może spać - opowiada Ania. - Zarzucali, że ja i moja córka non stop tupiemy, że imprezujemy i, co pewnie najgorsze, "źle się prowadzimy". Same kłamstwa - dodaje z kolei Wiktoria. Obie padły ofiarą tzw. stalkingu sąsiedzkiego.

Ania padła ofiarą stalkingu sąsiedzkiego
Ania padła ofiarą stalkingu sąsiedzkiego
Źródło zdjęć: © Adobe Stock, East News
Dominika Frydrych

20.02.2024 | aktual.: 20.02.2024 09:04

Bożena Wołowicz musiała sprzedać dom i w tajemnicy znaleźć nowe miejsce do życia, a jej sąsiedzi, rodzina K., matka i dwoje dorosłych dzieci, zostali skazani za stalking. Jak donosiła "Uwaga" TVN, na panią Bożenę składano nieustannie skargi oraz zawiadomienia na policję i do prokuratury, oskarżano o kradzież i niszczenie mienia, ale też dwukrotne szczeknięcie psa nad ranem. Rodzina K. miała jej też grozić śmiercią. Ostatecznie Sąd Najwyższy uwzględnił kasację wyroku oskarżonych.

Według reporterów "Uwagi", nowy sąsiad, pan Antoni, również pada ofiarą prześladowania ze strony rodziny. - Założyli jakieś czujki, żeby mi przeszkadzać. Jak wyjdę z domu, to zaczynają wyć. Wyje to od tygodnia non stop - mówił w programie.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Podobne sytuacje spotkały mieszkankę poznańskiego osiedla Grunwald, której sąsiadka specjalnie drażniła psa, aby nagrywać go i przedstawiać donosy w administracji osiedlowej.

"Czy ktoś z Was spotkał się ze stalkingiem sąsiedzkim? Prześladowanie, uporczywe pukanie w ścianę, trzaskanie drzwiami, a gdy dochodziło do spotkań na klatce, to ubliża i straszy" – skarżyła się kobieta na łamach lokalnego portalu epoznan.pl.

"Zgłosiła nawet to, że koleżanka za głośno się śmieje"

- W mieszkaniu studenckim mieliśmy taką sąsiadkę, która notorycznie nas zgłaszała do spółdzielni albo wywieszała nam karteczki na klatce schodowej - opowiada Ania w rozmowie z WP Kobieta.

- Potrafiła przyczepić się wszystkiego, na przykład że za głośno piszczą nam baterie w kranie, przez co ona nie może spać. Przyszedł pan konserwator zapytać, czy nie potrzebujemy pomocy przy tych kranach i doradził nam, co zrobić, sam śmiał się z tamtej kobiety.

Innym razem nasłała też kontrolę, że Ania ze współlokatorami ma butlę gazową w mieszkaniu. - Przyszła pani ze spółdzielni na inspekcję, bo nie było podłączonego gazu w mieszkaniu, pytam, dlaczego przyszła, a ona na to, że dostają sygnały, że w mieszkaniu jest butla. Pytam, skąd ma takie sygnały i na jakiej podstawie tak sądzą. Odpowiedziała, że gotujemy, a mieszkanie nie ma podłączonego gazu. Wtedy pokazałam jej, że mamy płytę elektryczną i pootwierałam wszystkie szafki, żeby miała pewność, że nie ma butli - mówiła.

Na tym się jednak nie skończyło.

- Sąsiadka zgłosiła nawet to, że koleżanka za głośno się śmieje. Albo że kanapa stała na balkonie, chociaż była tam tylko chwilę, bo była współlokatorka po nią przyjechała. Oskarżała nas o palenie na klatce, chociaż tego akurat nie robiło żadne z nas, tylko inny sąsiad - opisuje.

Ania wspomina też, że raz obudził ją koszmarny zapach, na tyle drażniący, że nie mogła przestać kaszleć. Okazało się, że nieprzyjemna woń wydobywała się z łazienki. - Otworzyłam okna wszędzie i poszłam na piętro wyżej, do tej wrednej sąsiadki, czy też to czuje. Ona na to, że nie, u niej nic nie ma, ale przyznała też, że wlała "kreta" do rur i że może nam coś się zatkało. Później słyszałam, jak pochwaliła się komuś, że tak zalała rury, że aż "tym na dole wybiło" i taka roześmiana z tego powodu była. A mnie prawie zatruła! Musiałam wyjść z domu i wietrzyć, żeby się jakoś odtruć, siedziałam z kartonem mleka na ławce, bo tak mi koleżanka poradziła. Miałam trzy dni zwolnienia przez podrażnione struny głosowe.

Jak opowiada Ania, z kłopotliwą sąsiadką nie dało się normalnie żyć. - Sama też już zaczęłam być złośliwa i mścić się. W ciągu dnia zostawiłam płytę Skrillexa na trzy godziny i wyszłam, a raz, kiedy byliśmy w domu, puściłam na full Pendereckiego. Oczywiście przyleciała, żeby to przyciszyć, ale powiedziałam tylko: - No wie pani? To Penderecki! - mówi ze śmiechem. - A że robiłam to w południe w weekend, nie miała prawa niczego zrobić. Ostatecznie byliśmy już tak zmęczeni idiotką, że się wyprowadziliśmy. Były jeszcze inne powody, ale to naprawdę był jeden z nich.

"Przeszkadzały im rzekome 'hałasy' z mojego mieszkania"

Podobne sytuacje spotkały Wiktorię. 42-latka wspomina swoich najgorszych sąsiadów. - To było starsze małżeństwo, które mieszkało pode mną. Przeszkadzały im rzekome "hałasy" dochodzące z mojego mieszkania, zarzucali, że ja i moja córka non stop tupiemy, że imprezujemy i, co pewnie najgorsze, "źle się prowadzimy". Same kłamstwa, ale zamienili mi życie w piekło - oburza się kobieta.

Para pisała na Wiktorię skargi do administracji. - Wiedziałam, że mają ich tam dość. Chyba dwa razy przychodził ktoś, żeby sprawdzić, czy naprawdę jesteśmy tak głośno - oczywiście nie byłyśmy, ale oni zaczęli tłumaczyć, że teraz specjalnie udajemy i chodzimy cicho. Cyrk. Ja tym ludziom z administracji powiedziałam, że jakoś nikt inny, choćby sąsiedzi z piętra, nigdy się na nas nie skarżył. Przytaknęli i powiedzieli, że wcześniej mieli podobne problemy z nimi, że wcześniej zasypywali ich skargami na innych sąsiadów.

Para wywieszała też kartki z wiadomościami do Wiktorii. - Nie mam żadnej, wszystko od razu zdejmowałam i wyrzucałam. Ale to nie były miłe teksty. "Wracajcie na wieś", "zadzwonimy po policję" - czego nigdy nie zrobili, "mamy dość" - opowiada.

Jak poradziła sobie z tą sytuacją? Podobnie jak w przypadku Ani nie musiała się nad tym zastanawiać, bo niedługo później zmieniła mieszkanie. - Odetchnęłam z ulgą - podkreśla.

Sąsiedzki stalking jest często trudny do udowodnienia

Jak radzić sobie w sytuacji, kiedy mamy takie problemy z sąsiadem, a rozmowa nie skutkuje? Jak podkreśla adwokatka, Małgorzata Durlej-Piotrowska, istnieją różne możliwości, w zależności od tego, jaka jest sytuacja sąsiada.

- Jeśli nękająca nas osoba wynajmuje mieszkanie, z mojego doświadczenia najskuteczniejszym sposobem jest skontaktowanie się z właścicielem z oficjalnym pismem, w którym opiszemy sytuację i podkreślimy, że rozważamy wystąpienie na drogę sądową o rozwiązanie umowy najmu - radzi.

- Jak pokazuje orzecznictwo Sądu Okręgowego w Warszawie, jeśli do właściciela często były zgłaszane takie prośby ze strony sąsiada, którego nęka najemca, a on nie zareagował w żaden sposób, na przykład nie wypowiedział umowy lokatorowi, należy nam się odszkodowanie – w tamtej sprawie to była kwota rzędu 20-30 tys. zł. - zaznacza.

Co więcej, w ekstremalnym przypadku uporczywego naruszaniu spokoju mieszkańców przez właściciela czy najemcę mieszkania jest możliwość zwrócenia się do sądu z wnioskiem o nakazanie sprzedaży lokalu.

Jest też możliwość zgłoszenia sprawy na policję jako samego stalkingu. - Bardzo ważne jest zbieranie materiału dowodowego, na przykład posiadanie nagrań w przypadku hałasu, zgłaszanie się do administracji czy wzywanie policji, kiedy takie sytuacje miały miejsce. Niestety często jest to trudne do udowodnienia, zwłaszcza w sytuacji sąsiedzkiego stalkingu – czy to jest już nękanie, czy jeszcze sąsiedzki obowiązek - tłumaczy Małgorzata Durlej-Piotrowska.

- Sytuację notorycznego zgłaszania do administracji potraktowałabym jako naruszenie dóbr osobistych i spróbowała domagać się zaprzestania ich czy stosownego zadośćuczynienia - dodaje.

Adwokatka w swojej pracy najczęściej spotyka się z zakłócaniem spokoju przez sąsiadów. - Zdarzało się, że ktoś notorycznie palił papierosy na balkonie, chociaż nad nim mieszkał astmatyk. Najczęściej są imprezy, ale był też pan, którego sąsiad z piętra niżej był rekonstruktorem historycznym i wykuwał zbroje w mieszkaniu. Na szczęście akurat to udało się załatwić polubownie - śmieje się.

Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski

Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Wybrane dla Ciebie