Padła ofiarą catcallingu. Zjawisko przybiera na sile latem
"Zaczęło się od 'Ładne masz nogi, może byś je przede mną rozłożyła', ale skończyło na szarpaninie, wyzwiskach i przemocy fizycznej" – opowiada Maria z Warszawy. Catcalling to nie tylko wulgarne zaczepki, ale także forma molestowania.
"Ładne masz nogi", "Fajne bioderka", "Uśmiechnij się, piękna" - takie komentarze mogą brzmieć niewinnie, są formą przemocy. Choć czasem można usłyszeć, że "gwizdnięcie za kobietą jest komplementem", to forma przemocy. Kobieta, która staje się celem takiego "komplementu", czuje, że jej prywatność jest naruszona, a jej ciało uprzedmiotowione.
Wiele Polek, które, idąc na spacer, zakupy czy do pracy, muszą stawić czoła niechcianym komentarzom i wulgarnym zaczepkom. Historie Marii i Julki, które doświadczyły catcallingu, pokazują, jak głęboko zakorzeniony jest ten problem w naszym społeczeństwie.
Badania przeprowadzone przez stowarzyszenie Hollaback! Polska, opracowanych przez Joannę Roszak i Gretę Gober wskazaują, że aż 84-85 proc. kobiet doświadczyło takich zachowań co najmniej raz w życiu, a aż dwie trzecie ofiar i świadków nie protestuje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Padła ofiarą catcallingu
Maria, 27-letnia mieszkanka Warszawy, doskonale pamięta dzień, w którym doświadczyła jednej z najbardziej przerażających sytuacji w swoim życiu. Był to upalny sierpniowy dzień. Maria, jak wiele innych kobiet, postanowiła wyjść na spacer w krótkich spodenkach. Praga-Północ, godzina szesnasta – jeszcze jasne, pełne życia ulice miasta. To właśnie tam, bez żadnego ostrzeżenia, usłyszała za sobą głos: "Ładne masz nogi, może byś je przede mną rozłożyła?" - opowiada na łamach "Newsweeka".
Mężczyzna, który wypowiedział te słowa, był pijany, a obok niego stały dwie koleżanki, także pod wpływem alkoholu. Maria postanowiła nie pozostawić tej sytuacji bez odpowiedzi. Zatrzymała się i zwróciła do napastnika: "Słucham? Co to ma znaczyć?". W odpowiedzi na jej reakcję mężczyzna ruszył w jej kierunku, a jego koleżanki dołączyły do niego.
"Chłopak zaczął mnie szarpać, a ja broniłam się jak mogłam" – wspomina Maria. W trakcie tej szarpaniny napastnik nie oszczędzał wyzwisk: "Zwyzywał mnie od kur**, dziw**, napluł w twarz". Choć Maria starała się bronić, była przerażona. "Rozejrzałam się dookoła, czy ktoś to widzi. Tak, ludzie stali w oknach, obserwowali, ale nie reagowali" – opowiada.
Z kolei 17-letnia Julka pewnego dnia, kiedy szła z przyjaciółką przez miasto, natknęły się na grupę robotników pracujących przy drodze. Chciały ich ominąć, ale nie było to możliwe – robotnicy zajęli całą szerokość chodnika. Zanim jeszcze zdążyły się do nich zbliżyć, zaczęły się gwizdy.
"Najstarszy z robotników powiedział: 'Ja to jestem dla nich za stary, ale bierzcie, póki możecie'" - mówiła w rozmowie z WP Kobieta. "Nie wiedziałyśmy, co się stanie dalej" – opowiada Julka. Na szczęście sytuacja nie eskalowała, ale pozostawiła w nastolatce ogromną traumę.
Ludzie nie reagują
Powszechność i akceptacja zjawiska, jakim jest catcalling, wskazuje na zakorzenione w społeczeństwie nierówności płciowe oraz uprzedmiotowienie kobiet.
– Catcalling to zachowania na tyle powszechne, że często nie wiemy, że także są molestowaniem i przemocą, którą zwykle kojarzymy z obrażeniami fizycznymi. Jako społeczeństwo akceptujemy uliczne zaczepki jako coś, co po prostu "zawsze było" w relacjach międzyludzkich, a zwłaszcza w sposobie traktowania kobiet przez mężczyzn. W ten sposób oswajamy przemoc i ignorujemy ją – mówi na łamach "Newsweeka" Joanna Roszak, psycholożka społeczna z Uniwersytetu SWPS.
Ruszył plebiscyt #Wszechmocne. W formularzu poniżej zgłoś swoją kandydatkę w kategorii #Wszechmocne wśród kobiet.