Wstajemy z kolan. Energia wstydu się wyczerpuje
Polskie życie społeczno-polityczne ostatnich lat ujawnia pewną bardzo realną, kształtującą nas energię psychiczną. Tak zwana "dobra zmiana” wcale nie jest wynikiem chwilowego uwiedzenia mas społecznych przy pomocy Bóg wie jakich zabiegów marketingu politycznego, który miałby w sposób zupełnie dowolny kreować opinie i zachowania ludzi.
21.12.2018 | aktual.: 21.12.2018 22:42
Takie myślenie popełnia stary grzech tak neoliberalnych, jak i neokonserwatywnych elit. Polega on na przekonaniu, że możliwości manipulacji vel inżynierii społecznej są w zasadzie nieograniczone. To właśnie owo cyniczne i zarazem naiwne przekonanie doprowadziło liberalną demokrację do kryzysu, który obserwujemy dziś nie tylko w Polsce.
Tymczasem, choć marketing, manipulacja i inżynieria są w stanie zdziałać wiele, to głównie jako sposób zagospodarowywania energii psychicznej, a tylko w niewielkim stopniu jej kreowania. Skuteczność "dobrej zmiany” polega na tym, że odwołuje się do pokładów życia psychicznego, których dotychczasowa narracja polityczna nie chciała uznać bądź uznawała za energię o charakterze szczątkowym – choć wciąż silną, to jednak skazaną na szybkie zaniknięcie. Spektakl polityczny, na który wielu z nas patrzy z coraz większym niedowierzaniem, należy dlatego rozpatrywać na poziomie psychicznej bazy, a nie interpretacyjnej "nadbudowy”. Traktując "dobrą zmianę” przede wszystkim jako realność psychiczną, a nie tylko polityczną.
"Obserwując (re)aktywację do niedawna ignorowanych lub marginalizowanych energetycznych zasobów społecznych, powinniśmy zadać sobie pytanie, czy jako społeczeństwo mamy coś w zanadrzu, co byłoby dla tej energii alternatywą? Mam co do tego coraz poważniejsze wątpliwości. Tu i ówdzie zapala się płomień sprzeciwu, który jest przez szamanów liberalnego protestu zaklinany z nadzieją, że wznieci oczyszczający i uzdrawiający pożar. Nic takiego się jednak nie dzieje i społeczeństwo przechodzi szybko do porządku dziennego nad coraz radykalniejszymi posunięciami naszej "rewolucyjnej” władzy. Czy w ferworze politycznej walki jesteśmy się w stanie zastanowić, dlaczego tak jest i co tak naprawdę włada dziś psychiką większości z nas?
"Dobra zmiana” jest wyrazem realnej, uparcie wypieranej energii popędowej i poziom satysfakcji, jaką ona rodzi w polskim społeczeństwie, powinien nasunąć myśl, że jest to energia dominująca, a być może nawet jedyna, którą jako społeczeństwo trwale dysponujemy. A jeśli tak, to najwyższy czas, aby wbrew własnym nadziejom, złudzeniom i uprzedzeniom, za to realistycznie uznać, że to, na co patrzymy, stanowi polskie przebudzenie społeczne. Jedyne, na jakie może się zdobyć społeczeństwo, które przez z górą dwieście lat doświadczało sromotnych klęsk i katastrof, co trwale naznaczyło jego życie psychiczne. Jak się możemy naocznie przekonać, te pokłady psychiczne, mające wiele niepokojących rysów, wcale nie wygasły pod wpływem westernizacji i modernizacji, lecz pod ich naporem zaczęły się niebezpiecznie kumulować. Dzisiaj właśnie dochodzi do ich erupcji.
A więc, Panie i Panowie, naprawdę "wstajemy z kolan”, stając się wreszcie jako społeczeństwo sobą. I musi to wyglądać właśnie tak, jak wygląda. Co więcej, ponieważ jest to odzwierciedlenie naszych polskich sił popędowych, wszystkim nam to dogadza. Również wtedy, kiedy rodzi w nas gwałtowne oburzenie i sprzeciw. Ich gwałtowność jest świadectwem skrycie (nieświadomie) przeżywanej rozkoszy i satysfakcji.
Przemysław Czapliński od dawna wieszczy, że wyczerpuje się energia wstydu, która wymuszała na nas mało kreatywne naśladowanie Zachodu, polegające m.in. na machinalnym wdrażaniu w Polsce nowoczesnego modelu racjonalności. Być może jednak Czapliński nie ma racji i "dobra zmiana” nie jest wcale obnażeniem błędnych założeń modernizacji polityczno-gospodarczej, którą Polska przeszła po ʼ89 roku. Przeciwnie, nie można wykluczyć, że w formie "dobrej zmiany” modernizacja ta właśnie zaczęła wydawać założone owoce, wśród których poczesne miejsce zajmowało przebudzenie społeczne. Tyle że nikt nie przewidział, iż owo przebudzenie musi mieć w Polsce taki właśnie, a nie inny kształt. Tak, Polska „wstająca z kolan” ujawnia to, co naprawdę w nas jest i stanowi wyraz naszej psychicznej realności. I właśnie dlatego nie sądzę, aby możliwy był od tego odwrót przy pomocy jakichkolwiek strategii polityczno-marketingowych.
Fryderyk Nietzsche, rozmyślając o swej dwuznacznej, młodzieńczej fascynacji polskością, notował: "Polityczna niesforność i słabość Polaków, ich wybryki poświadczały dla mnie raczej ich talenty, niż im przeczyły” (Pisma pozostałe). Nietzsche miał to do siebie, że widział wyraźnie ukryte przed innymi, bo uparcie wypierane meandry i aporie życia. Bez wątpienia mamy dziś znów do czynienia z polskim niewydarzeniem, które jednak, idąc tropem Nietzschego, trzeba by paradoksalnie uznać za to, co w nas "najlepsze”. Dochodzi w tym bowiem do głosu energetyczny potencjał, który, być może, w sposób nieuchronny przywiedzie nas do kolejnej dziejowej katastrofy, ale jest naszą najbardziej własną (kto wie, czy nie jedyną) realnością i prawdą.
Dlatego trzeba zrozumieć ten potencjał i znaleźć sposób na to, jak wykorzystać go w innym celu niż budowanie samobójczej wizji rzekomo wielkiego narodu – wizji, której nikt w świecie nie rozumie, a w imię której jesteśmy skłonni odrzucić wszystkich i wszystko, co się nam proponuje i czego się od nas oczekuje. Cóż więc zrobić? Jak zaafirmować i przekierować tę energię w stronę autentycznego społecznego wyzwolenia? Szukanie odpowiedzi na to pytanie nie rozpoczyna się dziś. Zwłaszcza początek XX wieku był czasem intensywnego zmagania się z nim. Odpowiedzi szukali Roman Dmowski, Stanisław Brzozowski i wielu innych. Szukał jej również Stanisław Wyspiański. I właśnie on wydaje mi się w tych poszukiwaniach szczególnie istotny. Dlaczego właśnie on? Dlaczego Wyspiański? (…)
Wzmożenie vs przebudzenie
Klucz, przy pomocy którego Wyspiański otwiera dostęp do zrozumienia polskiej rzeczywistości, jest prosty i wszyscy go dobrze znamy. Jest nim sen. Cała wielowątkowość i wielowymiarowość jego spostrzeżeń spotyka się w tym jednym motywie przewodnim: Polska jest pogrążona we śnie, a celem jest wybudzenie jej ze snu. Wszyscy rozumiemy ten obraz, wszyscy jesteśmy z nim jako obligatoryjni czytelnicy Wesela oswojeni. Paradoksalnie jest to jednak właśnie powód, dla którego myśl ta w nas nie wybrzmiewa. Tym bardziej, że jesteśmy skłonni uznać, iż jest ona adresowana do Polski współczesnej Wyspiańskiemu, a niekoniecznie nam.
Obraz ten ma jednak w sobie wciąż wielką siłę i doskonale nadaje się do opisu sytuacji współczesnej. Sen społeczeństwa to bowiem stan, którego przeciwieństwem jest społeczne przebudzenie. Czym ono jest? Jest przejściem do społeczeństwa upodmiotowionego. Co to jest podmiotowe społeczeństwo? To społeczeństwo zdolne do działania (rozwoju) w oparciu o własną, autonomiczną energię oraz posiadające jakąś wizję swoich szans, priorytetów, a przede wszystkim celów, które utożsamić można z interesem narodowym czy dobrem wspólnym. Istnieje jednak jeszcze jeden wyznacznik podmiotowości, który łatwo pominąć, gdy widzi się energię oraz ukierunkowane działania zbiorowości. Wyznacznikiem tym jest samokrytycyzm. Społeczeństwem podmiotowym jest wyłącznie zbiorowość zdolna do spojrzenia na siebie, swoją aktualną i dotychczasową kondycję z dystansem i krytycznym namysłem. Tylko takie społeczeństwo jest w pełni podmiotowe, bo tylko ono jest realnie niepodległe i samorządne: podlega tylko sobie i samo rządzi sobą (…).
fragment książki Piotra Augustyniaka, "Wyspiański. Burzenie polskiego kościoła. Studium o Wyzwoleniu” Wydawnictwo Znak