#Wszechmocne. Chciała osiągnąć sukces. Po drodze wymieniła partnera i znajomych
07.03.2021 20:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Dziubałka chciała mieć więcej czasu dla siebie na podróżowanie i spełnianie swoich marzeń. Postanowiła zrezygnować z etatu na rzecz własnej firmy. - Wszystkie przychody, które wygenerowałam, to efekt tego, co zainwestowałam w siebie. I to zostanie ze mną do końca życia - powiedziała w rozmowie z WP Kobieta.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Dzisiaj prowadzi pani dobrze prosperującą firmę. Czym zajmowała się pani wcześniej?
Katarzyna Dziubałka: Pracowałam na etacie w amerykańskiej korporacji. Muszę przyznać, że bardzo lubiłam swoją pracę, jestem po anglistyce i w firmie mogłam to wykorzystywać. Cały czas jednak czegoś mi brakowało.
Od razu miała pani pomysł na własny biznes?
Kiedy poszłam do Szkoły Liderek, wydawało mi się, że powinnam ten pomysł mieć. Jedyne, co mi wtedy przychodziło do głowy to szkoła języka angielskiego, ponieważ ukończyłam anglistykę. Kompletnie nie wiedziałam, co mogłabym innego robić. Jak trafiłam na kurs, to po raz pierwszy znalazłam się w grupie kobiet, które są takie same jak ja.
Czyli jakie?
Chcą się rozwijać, mieć firmę z pasji, ale niekoniecznie mają na nią pomysł. Wszystkie uważałyśmy, że to jest świetne, że chcemy robić coś dodatkowego, że chcemy zmienić to, jak żyłyśmy. Nie byłam otoczona ludźmi, którzy prowadzą firmy. Właściwie wszyscy moi znajomi mieli pracę na etacie.
Z tego co wiem, nie miała też pani budżetu, który pozwoliłby na rezygnację z etatu…
Tak. Po zakończeniu szkoły dalej nie miałam pomysłu na siebie, finansów, nie zdobyłam też aż tak dużej wiedzy, żeby tę firmę prowadzić. Weszłam w to środowisko, zaczęłam interesować się kobietami biznesu, czytać blogi motywacyjne i postanowiłam, że najpierw zainwestuję w siebie. Zrobiłam m.in. kurs jogi i kurs pewności siebie.
Cały czas miałam masę wątpliwości w głowie i brak oszczędności. Długo po zakończeniu szkoły, dostałam propozycję, aby zorganizować event dla kobiet, które planują założyć firmę. Miałam już trochę doświadczenia i zgodziłam się.
Pomysł przyszedł do pani sam?
Trochę tak. Moja pasja związana z chodzeniem na konferencje dla kobiet, czytaniem blogów przerodziła się w biznes. Zaczęłam organizować spotkania, na które sama lubiłam chodzić. Osoba, która zaproponowała mi współpracę, odeszła z tego projektu, a ja stwierdziłam, że chcę to rozwijać. To było moje dodatkowe zajęcie po pracy. Najpierw płaciłam za te warsztaty, a potem sama zaczęłam je organizować.
Założyłam grupę na Facebooku, do której dołączały kobiety. Wszystkie szukałyśmy trenerów i innych ciekawych osób, które mogłyby opowiadać jak stworzyć firmę z pasji. W tym czasie cały czas pracowałam na etacie, więc te wydarzenia odbywały się głównie wieczorami lub w weekendy.
Wymyślałam nowe konferencje, łapałam różne pomysły z rynku, zaczęłam jeździć po Polsce. Moje zaangażowanie w sieci zauważyły też właścicielki Szkoły Liderek. Zaprosiły mnie do współpracy, chciały, abym była trenerką dla innych kobiet i opowiadała o swoich doświadczeniach jako absolwentka.
To był moment, kiedy mogła pani sobie pozwolić na odejście z korporacji?
Wszystko zaczynałam bez budżetu. Pieniądze, które zarabiałam na warsztatach, były niewielkie. Nie mogłam się z nich utrzymywać. Traktowałam je jako bonus do mojej etatowej pensji. Inwestowałam je w siebie. Kiedy zarobiłam mój pierwszy tysiąc, zrobiłam newsletter, potem kurs na temat robienia stron internetowych. Robiłam to wszystko z pasji. Cieszyłam się z tych pieniędzy, ponieważ mogłam kupować różne kursy, opłacać grafika, udoskonalałam moje spotkania, które z czasem zaczęły robić się coraz większe, więc pojawiały się coraz większe pieniądze.
To był trudny czas?
Na początkowym etapie rozwoju firmy zawsze jest bardzo ciężko i intensywnie. Z racji tego, że miałam bardzo mało czasu dla siebie, starałam się wykorzystywać go efektywnie. Jeśli dziewczyny mają rodzinę czy ciężką pracę na etacie, to radzę przygotować się na intensywny czas przy zakładaniu działalności. Firma to jest dziecko, które jest wymagające i potrzebuje dużego zastrzyku energii na początku.
Dzisiaj jest pani właścicielką Szkoły Liderek, którą odkupiła Pani od poprzednich właścicielek. To ogromna inwestycja finansowa.
Tak, ale to działo się na przestrzeni kilku lat. Na początku zarabiałam niewiele i inwestowałam w siebie. Po trzech latach organizowałam eventy w całej Polsce, nawet w Londynie. Na tych spotkaniach pojawiało się po 200-300 kobiet. Po pewnym czasie pojawiały się większe kwoty. To jest efekt kuli śnieżnej. Rzeczywiście na moim koncie zaczęły pojawiać się ogromne kwoty, które ja zainwestowałam w siebie i w swoją firmę.
Kiedy dziewczyny zdecydowały, że chcą sprzedać szkołę, dla mnie to był idealny moment. Poza tym mogłam zintegrować ją sprawnie z innymi moimi projektami. Wiedziałam doskonale, jakie kobiety potrzebują tej szkoły, jakie mają lęki, czego mogą potrzebować.
Zobacz także: Wege Siostry sery z nerkowców robiły w kuchni u mamy. Teraz sprzedają je w marketach
Dlaczego pani szkoła jest tylko dla kobiet?
Czasami ludzie mnie o to pytają, dlaczego szkoła jest tylko dla kobiet, skoro biznes jest też dla mężczyzn i dlaczego izolujemy się jako kobiety. Właśnie dlatego, że my funkcjonujemy zupełnie inaczej niż mężczyźni, również w biznesie. Lepiej siebie nawzajem rozumiemy, jeśli chodzi o otwieranie firmy.
Musiała pani coś poświęcić dla kariery?
Jeżeli rąbie się drewno, nie ma opcji, żeby nie leciały wióry. To jest normalne w biznesie, że pojawia się dużo wyzwań i przeszkód. Ja bardzo długo nie chciałam odejść z etatu ze względu na rodziców, dla których praca na etacie jest gwarantem stabilizacji. Sami od zawsze prowadzą swoją działalność. Nie wiedziałam, jak im to powiem. Moją firmę traktowałam jako pasję, na której zarabiam.
Od mężczyzn też pani dostawała wsparcie?
Po drodze zostawiłam mojego partnera, moich znajomych. Bywa tak, że kiedy mamy życiową zmianę, nasi znajomi mogą tego nie rozumieć. Często, zanim zaczniemy działać, pytamy się bliskich o to, czy mamy coś robić. Osoby, które nie prowadzą firmy, doradzą nam ze swojego punktu widzenia. Powinniśmy radzić się osób, które już są w miejscu, do którego my aspirujemy. Partner odradzał mi, żebym inwestowała w nowe rzeczy. Nie rozwiniemy się, jeśli będziemy słuchać osób, które nigdy nie doszły do miejsca, do którego my chcemy dojść.
Wymiana znajomych i partnera wymaga odwagi. Nie dość, że pojawiła się rewolucja zawodowa, to jeszcze okazuje się, że życie prywatne też trzeba zmodyfikować.
Kiedy rozwijamy się, weryfikuje się nasze życie prywatne. Musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy znajomi, którzy są wokół nas, faktycznie są wsparciem. Wydaje mi się, że jak rozwijamy siebie i swoje firmy, to nasi znajomi mogą oczekiwać, że wszystko będzie po staremu. A czasami trzeba ograniczyć kontakty. To jest duża zmiana osobista.
Bywa też tak, że kiedy chcemy zrobić coś dla siebie, to otoczenie ciągnie nas w dół, dlatego ważne jest, aby otaczać się ludźmi, którzy będą dodawać nam skrzydeł. Kiedy ja rozkręcałam swoją firmę, okazało się, że więcej wsparcia okazywały mi obce osoby niż bliscy. Nie było przy mnie wtedy moich znajomych.
Przez zazdrość?
Tak, zazdrość. Wcześniej też znacznie więcej spędzałam czasu na plotkach z tymi osobami. Prowadziłam inny styl życia, nagle zaczęłam być mniej dostępna, zaczęłam robić coś dla siebie. Czasami potrzebujemy znaleźć nowych znajomych, którzy poznają nas od innej strony. Mnie wiele osób mówiło, że mam fanaberię i głupie pomysły. Słyszałam, że ja już powinnam mieć męża i dzieci.
Wszystko to doskonale rozumiem, bo to jest też cena, jaką płacimy. Jeśli chcę rozwijać firmę, to siłą rzeczy mam mniej czasu dla rodziny, dla partnera, dla znajomych. Być może przez to, że chcę rozwijać firmę, nie pójdę na imprezę, nie pojadę na wakacje. Zamiast w weekend iść do parku, jechać do cioci czy umówić się do kina, będziemy musiały iść na szkolenie.
Ile kosztuje kurs dla przedsiębiorczych kobiet w Pani szkole?
Całkowity koszt kursu to 4 tys. zł. To pięć zjazdów po 2 dni, zazwyczaj w weekendy.
Podliczyła pani kiedyś, ile zainwestowała w swój rozwój?
Nigdy tego nie sprawdzałam, ale myślę, że dziesiątki tysięcy złotych. Każda złotówka zwraca się wielokrotnie. Wszystkie przychody, które wygenerowałam, to efekt tego, co zainwestowałam w siebie. I to zostanie ze mną do końca życia. To, że kiedyś moi rodzice zainwestowali w kurs angielskiego dla mnie i w naukę za granicą, sprawiło, że język angielski wielokrotnie ratował mi życie.
Jestem dużą zwolenniczką inwestowania w siebie i w firmę. Dużo inwestorek, które poznałam, przestały kupować sobie nowe torebki i buty, zaczęły odkładać te pieniądze i dzisiaj są właścicielkami wielu nieruchomości. Zaczyna się od małych nawyków, które pokazują, że jesteśmy gotowi na więcej, na coś innego.
Dzisiaj ma pani więcej czasu dla siebie?
Zdecydowanie tak. Po pewnym czasie przechodzi się na jasną stronę mocy. Początki są trudne, ale w końcu przychodzi taki moment, że możemy sobie poukładać dzień pracy. Nie mamy szefa, to my decydujemy, ile zarabiamy, ile pracujemy…
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!