Blisko ludzi"Wszedł mi pod koła, nie byłam w stanie zareagować”. Po takim wypadku ofiary są dwie

"Wszedł mi pod koła, nie byłam w stanie zareagować”. Po takim wypadku ofiary są dwie

- To co zrobił było samolubne. On stracił życie na miejscu, ale ja muszę żyć obarczona nieszczęściem – twierdzi Danuta, która śmiertelnie potrąciła 56-letniego mężczyznę. Kobieta do dzisiaj nie potrafi pogodzić się z tym, że akurat na nią trafiło.

"Wszedł mi pod koła, nie byłam w stanie zareagować”. Po takim wypadku ofiary są dwie
Źródło zdjęć: © East News | Łukasz Solski
Klaudia Stabach

25.11.2018 | aktual.: 25.11.2018 21:58

To był niedzielny, zimowy wieczór. Danuta wracała do domu ze szkolenia służbowego w Szklarskiej Porębie. Kobieta dobrze znała trasę, dlatego nawet jadąc przez teren niezabudowany, nie rozpędzała się przesadnie. Wiedziała, w którym miejscu jest zakręt czy rondo. – Jechałam 70-75 km/h – opowiada w rozmowie z WP Kobieta.

Niecały kilometr przed wjazdem do swojej rodzinnej miejscowości kobieta przeżyła coś, co do dzisiaj jest dla niej traumą. – Nagle zobaczyłam postać człowieka tuż przed moim samochodem. Wszedł mi pod koła, nie byłam w stanie zareagować. To działo się tak szybko – wspomina. Danuta przyznaje, że w momencie zderzenia z nim nawet nie hamowała. – Nie było nawet czasu na reakcję, to wydarzyło się w ułamku sekundy – wyjaśnia.

Mężczyzna odbił się od maski samochodu i przeleciał nad nim na odległość około 10 metrów. – Wyhamowałam, ale nie mogłam wyjść z auta. Zablokowała mnie poduszka powietrzna, byłam cała w szkle – opowiada. Na miejscu szybko pojawiły się karetki i policja. – Inni kierowcy wezwali pomoc. Ja też zdawałam sobie sprawę z tego, co się stało, wiedziałam, że potrąciłam człowieka, ale jednocześnie sparaliżował mnie szok – tłumaczy.

Policjant podszedł do auta kobiety, potwierdził, że była trzeźwa i powiedział, że zostanie zabrana do szpitala. – Trzęsłam się, nie byłam w stanie słowa wypowiedzieć, ktoś pomógł mi wejść do karetki. Wtedy też usłyszałam, że on nie żyje – dopowiada Danuta.

Na pogotowiu lekarze wykonali kobiecie podstawowe badania i wypuścili ją do domu. Następnego dnia dostała wezwanie na komisariat. – Musiałam bardzo dokładnie opowiedzieć, jak wyglądała tamta podróż. Ile trwała, jak często robiłam przerwy, w których miejscach – relacjonuje 47-latka.

Pozostawiona sama sobie

47-latka mieszka w małej miejscowości, gdzie ludzie kojarzą się nawzajem. Do wypadku doszło w sąsiedniej wiosce, więc dzięki znajomym dowiedziała się, kim był człowiek, który zginął pod kołami jej samochodu. – Miał 56 lat i tamtego wieczoru wracał pijany z knajpy. Może nie targnął się celowo na swoje życie, ale ludzie mówili, że był zrezygnowany i mogło być mu obojętne, czy przeżyje czy zginie – opowiada Danuta. Mężczyzna od dawna zmagał się bowiem z załamaniem nerwowym, a w jego telefonie znaleziono dramatyczne smsy, które wysyłał do rodziny. – Pisał, że ma już dosyć, że się zabije – dopowiada.

Mężczyzna, który wszedł pod koła Danuty miał na sobie ciemną, szarą kurtkę, ciemne spodnie i żadnego elementu odblaskowego. Jest to, jak podaje wielu kierowców, jedno z największych "przewinień" pieszych. Nadal pomimo wielu głośnych akcji policji i organizacji społecznych, zapominają, że brak odblasku może kosztować ich życie.

Kobieta udowodniła swoją niewinność, ale dramat trwał nadal. - Nie mogłam spać, jeść, spokojnie siedzieć. Poszłam do lekarza rodzinnego po pomoc, bo czułam, że sama nie dam sobie rady – przyznaje. Doktor przepisał Danucie leki uspokajające i tygodniowe zwolnienie z pracy. – Nie zaproponował mi wsparcia psychologa. W szpitalu też nikt nie powiedział mi, gdzie mogłabym się zgłosić, kto mógłby ze mną porozmawiać i ukoić moje nerwy – twierdzi.

Chociaż od wypadku minęły już prawie trzy lata, Danuta wciąż nie może poradzić sobie z tym, co się stało. – Jest mi szkoda tego mężczyzny, ale jednocześnie mam głęboki żal i pretensje do niego. To co zrobił było samolubne. On stracił życie na miejscu, a ja muszę żyć obarczona tym nieszczęściem – przyznaje.

47-latka do dzisiaj czuje strach przed prowadzeniem samochodu. – Zawsze jeździłam ostrożnie, ale teraz robię to jeszcze bardziej. Po zmroku staram się nie jeździć, jeśli nie jest to konieczne – dodaje.

Kto jest większą ofiarą?

Sytuację Danuty doskonale rozumie Tomek, ratownik medyczny, który za każdym razem, gdy przyjeżdża do wypadku, w którym niewinny kierowca potrącił pieszego, zastanawia się, kto jest większą ofiarą. – Kierowcy są przerażeni. Nagle, zupełnie nie z ich winy, spada na nich coś, co ciężko wymazać z pamięci – mówi ratownik medyczny w rozmowie z WP Kobieta.

Mężczyzna wspomina niedawne zdarzenie. - Otrzymaliśmy informację, że był wypadek, że młoda kobieta została potrącona przez samochód. Wyjazd w kodzie 1 (najwyższy priorytet pod względem czasu dotarcia) – wspomina Tomek. - Kiedy dostaję wezwanie do osoby potrąconej, to z doświadczenia już wiem, że będzie to poważna sytuacja. Człowiek w starciu z autem nie ma szans, dlatego spodziewamy się poważnych obrażeń u takiej osoby – twierdzi.

Wypadek był na obwodnicy miasta pod Grudziądzem. Po dotarciu na miejsce ratownik zobaczył nieprzytomną kobietę leżącą na ulicy, tłum gapiów dookoła i dwóch kierowców, którzy z przerażeniem w oczach stali obok swoich samochodów. – Natychmiast przystąpiliśmy do działania, dziewczyna była w stanie krytycznym, liczyła się każda sekunda – opowiada Tomek. – Wzięliśmy ją do karetki i popędziliśmy do szpitala – dopowiada.

Świadkowie wypadku opowiedzieli ratownikom, jak do niego doszło. Kobieta wbiegła pod koła rozpędzonego samochodu, odbiła się, przeleciała nad autem i spadła na maskę następnego auta. Tomek jedynie kątem oka wyłapał w tłumie tamtych kierowców. – Byli roztrzęsieni, zapłakani, przerażeni – mówi.

"To nie jest tragedia tylko potrąconej osoby"

Ratownik nie miał czasu, aby się nimi zająć. – W zespole ratunkowym jest podział zadań – jedna osoba robi wywiad, jedna podejmuje decyzje, jedna sprawdza obrażenia ofiary – wyjaśnia. – Nie ma nikogo, kto mógłby wesprzeć kierowców. Prawda jest taka, że dla nas priorytetem jest osoba, która została potrącona. Musimy skupiać się na ratowaniu życia, a jeśli świadkowie wypadku lub sprawcy nie mają objawów somatycznych, to ich kondycja psychiczna nie może być dla nas ważna w tamtej chwili – przyznaje ratownik.

Ratownik zwraca uwagę na olbrzymią rolę policjantów i strażaków, którzy zostają na miejscu zdarzenia. – Oni powinni wesprzeć psychicznie te osoby i podpowiedzieć im, gdzie mogą szukać pomocy – opowiada.

Pomimo stanu krytycznego niedoszłej samobójczyni, lekarzom udało się ją uratować. – W tamtej chwili nie przypuszczałbym, że ona przeżyje. Patrząc na mechanikę urazu spodziewałem się najgorszego – twierdzi ratownik medyczny. – Cieszę się, że przeżyła, bo pewnie i lżej będzie tamtym kierowcom. Takie wypadki to nie jest wyłącznie tragedia tylko potrąconej osoby. Cierpią też kierowcy, pasażerowie i ich rodziny – dopowiada.

Pamiętaj, że nie jesteś zostawiony sam sobie. Jeśli chcesz porozmawiać z psychologiem, zadzwoń pod bezpłatny numer 800 70 2222 całodobowego Centrum Wsparcia dla osób w kryzysie. Możesz też napisać maila lub skorzystać z czatu, a listę miejsc, w których możesz szukać pomocy, znajdziesz TUTAJ.

Znasz podobne historie? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Komentarze (96)