Wychowawcy boją się kolonii. "Odchorowywałem trzy tygodnie"
- Najadłem się stresu i nerwów. Odchorowywałem to później trzy tygodnie - tak o byciu kolonijnym wychowawcą mówi jeden z nauczycieli. - Nastolatkowie są bardzo trudni do przypilnowania - stwierdza psycholog Aleksandra Piotrowska.
08.02.2024 06:00
Coraz większa liczba wychowawców unika kolonii czy zielonych szkół jak ognia. Boją się, że nie będą w stanie zapanować nad żądną przygód młodzieżą. - Od pięciu lat nie jeżdżę na kolonie z młodzieżą. Taką mam zasadę i dyrektor o tym doskonale wie - wyznaje wychowawca jednej z krakowskich szkół.
Wyjazd sprzed sześciu lat wspomina dramatycznie. - Kolonia trwała tylko pięć dni, a ja spałem łącznie może dwanaście godzin. Najadłem się stresu i nerwów. Odchorowywałem to później trzy tygodnie - podkreśla.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Impreza rodem z amerykańskich filmów
Cisza nocna ustalona na godzinę 23 okazała się tylko symboliczna. - O północy zrobiliśmy z drugą nauczycielką obchód po korytarzu. Na początku było zaskakująco cicho. Poszliśmy jednak dalej i szybko okazało się, że uczniowie wcale nie poszli grzecznie spać.
Prawie wszyscy siedzieli w ostatnim pokoju, z którego dobiegały głośne dźwięki. - Gdy otworzyliśmy drzwi, mieliśmy wrażenie, że znaleźliśmy się pośrodku imprezy rodem z amerykańskich filmów dla nastolatków. Na jednym z łóżek siedziało 12 osób, wszyscy na kupie. Na drugim osiem kolejnych. Na stoliku leżało kilka otwartych piw, butelka wódki, tanie wino i sok pomarańczowy. Trzech piętnastolatków paliło papierosy przy otwartym oknie. Na nasz widok wszyscy rzucili się chować butelki, ale niektórzy byli już zbyt upojeni alkoholem, by jakkolwiek zareagować - wyznaje.
Prawdziwe zaskoczenie spotkało go jednak w najdalej położonym w korytarzu pokoju. -Gdy zapukaliśmy, usłyszeliśmy spory hałas, tak jakby ktoś nagle poderwał się z łóżka. Otworzyliśmy drzwi i naszym oczom ukazała się para uczniów, która stała jak wryta z przerażonymi minami. Chłopak pospiesznie zapinał spodnie, a dziewczyna okrywała się kawałkiem prześcieradła. Po tym stwierdziłem, że nigdy więcej wyjazdów z uczniami, nawet jeśli zapłacono by mi fortunę - zapewnia.
Ekspresowe dojrzewanie
Podobną decyzję podjęli inni nauczyciele. - Mój syn chodzi do pierwszej klasy liceum. Jego wychowawczyni zapowiedziała, że nie będzie organizować żadnych wycieczek, trwających dłużej niż jeden dzień - mówi Agnieszka.
Decyzja ta nie spotkała się ze zrozumieniem ze strony rodziców. Problem postanowiono poruszyć na ostatnim zebraniu. - Mama jednej z dziewczyn była oburzona, że dzieci nie wyjadą na kolonię. Mówiła, że w poprzedniej szkole było to nie do pomyślenia - podkreśla.
Wywołana do tablicy, nauczycielka postanowiła wytłumaczyć powody swojej decyzji. Zdradziła, co jej córka z koleżankami życzyły sobie podczas ostatniej klasowej Wigilii. "Abyś nie zaszła szybko w ciążę" - mówiły, przełamując opłatek.
Nauczycielka przyznała również, że to, co słyszy na korytarzach, wprawia ją w osłupienie. - Stwierdziła, że przodują w tym dziewczyny. Mówią o potencjalnych wpadkach, zaliczaniu albo zwracają się do siebie słowami "przestań się tak puszczać". Chłopcy z kolei lubują się w głupich żartach i pokazywaniu sobie wulgarnych filmików na telefonach - opowiada.
Społeczeństwo utraconych więzi
Psycholog dziecięca Aleksandra Piotrowska przyznaje, że wcale nie dziwi się obawom wychowawców. - To całkowicie zrozumiałe, że się boją. Odpowiedzialność jest duża, a na wyjazdach panują warunki, w których ci młodzi ludzie mogą realizować naprawdę najrozmaitsze pragnienia i przejawiać niestandardowe zachowania. Poza tym czternasto- czy piętnastolatkowie są bardzo trudni do przypilnowania, szczególnie jeśli jest ich dużo i rozlokowani są w różnych pokojach. Gdy nikt ich nie kontroluje, mogą robić różne rzeczy - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską.
Przyznaje, że z nastolatkami nigdy nie było łatwo. - Problem dotyczy szczególnie tych będących w pierwszej fazie dojrzewania, czyli w wieku 13-15 lat. Ta młodzież za wszelką cenę chce pokazać, że jest inna i niezależna od dorosłych, a przy okazji udowodnić, że dotychczasowe normy i zasady postępowania ma za nic i wypracowuje sobie swoje własne - mówi Aleksandra Piotrowska.
Ekspertka podkreśla, że takie zjawisko istnieje od zawsze, ale w ostatnich latach przybiera na sile. - Od 20 lat mamy do czynienia z wielkimi zmianami w funkcjonowaniu rodzin i społeczeństw. Rozpadają się więzi sąsiedzkie, coraz częściej żyjemy pomiędzy pracą zawodową a obowiązkami domowymi. To oddziałuje na młodych - stwierdza.
Nastolatkowie spędzają czas głównie w sieci i stamtąd biorą wzorce. - To, jaki wpływ mają influencerzy na sposób myślenia i postępowania młodzieży, jest dzisiaj naprawdę nie do przecenienia - komentuje.
Aleksandra Piotrowska wyjaśnia, że za ten stan rzeczy trudno winić jedynie rodziców lub szkołę. - My wszyscy jako społeczeństwo tworzymy takie warunki do życia, że niektóre zmiany są nieuniknione. W rzeczywistości bardzo często te dzieciaki marzą o tym, żeby ktoś traktował ich poważnie. Wysłuchał, zainteresował się tym, co się u nich dzieje. Tak łatwo się jednak do tego nie przyznają, a już szczególnie w obecności swoich rówieśników. Muszą przecież trzymać fason i pokazywać, że kompletnie nie zależy im na reakcjach świata dorosłych - podsumowuje.
Wychowawca może zostać "wujkiem"?
A czy wychowawcy mają się czego obawiać ze strony prawnej? Czy mogą ponieść konsekwencje niechcianej ciąży, która przytrafiła się podczas organizowanej przez nich kolonii?
- W sytuacji poniesienia szkody przez dziecko, rodzice jako przedstawiciele ustawowi będą mogli domagać się bezpośrednio od organizatora lub jego ubezpieczyciela, u którego korzysta z ubezpieczenia OC, odszkodowania za poniesioną szkodę, jak również zadośćuczynienia - tłumaczy w rozmowie z Wirtualną Polską adwokat Katarzyna Bórawska.
Trudno jednak uznać, że ciążę kolonistki można poczytać jako szkodę. Jest nią niemajątkowe uszkodzenie ciała, wywołanie rozstroju zdrowia oraz naruszenie dóbr osobistych.
- Należy stanowczo walczyć z mitem, iż to wychowawca kolonijny będzie płacił za alimenty dla swojej podopiecznej, która podczas jego nadzoru zajdzie w ciąże - wyjaśnia adwokat Katarzyna Bórawska.
- Za alimenty na dziecko w przeważającej większości płaci zawsze rodzic, który tym dzieckiem na co dzień się nie opiekuje. Ministerstwo miało zakusy, aby stworzyć rozporządzenie pociągające wychowawców do odpowiedzialności finansowej za przypadki ciąży, ale z tego co wiem, słusznie się z tego wycofano - podkreśla.
Agnieszka Natalia Woźniak, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!