Wynajem narzeczonych kwitnie w Święto Wiosny
Jeśli uważacie, że określenie „stara panna” jest obraźliwe, co powiecie na „odpady” lub „popłuczyny”? To w wolnym tłumaczeniu oznacza określenie „sheng nu”, używane w stosunku do Chinek, które mimo ukończenia 25 roku życia jeszcze nie wyszły za mąż. Aby uniknąć epitetów, kobiety zrobią dużo - nawet wynajmą narzeczonego.
Jedną z takich singielek jest Li Chenxi, bohaterka reportażu Davida Holmesa „China’s fake boyfriends” ( „Chińscy narzeczeni na niby”). Gdy ją poznajemy, ma 27 lat, a to oznacza, że dla rodziny jako materiał na żonę jest już prawie stracona. Presja jest tak ogromna, że przed wizytą w domu rodzinnym z okazji obchodów Nowego Roku, czyli Święta Wiosny, Li decyduje się na zapłacenie obcemu mężczyźnie, który ma udawać jej narzeczonego.
- Jeśli mi się poszczęści, może nie trafię na żadnego dziwaka – mówi Li, przeglądając profile na jednym z portali oferujących narzeczonych do wynajęcia. Na spotkanie kogoś, kto nie będzie dziwakiem w realu, przestała już liczyć. Pozostaje jej jedynie płacenie za męskie towarzystwo i nadzieja, że dzięki temu rodzina choć na jakiś czas da jej spokój.
Obiektywnie rzecz ujmując, Li niczego nie brakuje: jest ładna, młoda, samodzielna, dobrze wykształcona, ma pracę, którą lubi i nieźle zarabia. Podobnie jak co czwarta Chinka, która przed trzydziestką nie wyszła za mąż. Nazywa się je „sheng nu”, czyli odpadkami, a wydźwięk tego określenia sugeruje również, że to kobiety, które zostały porzucone. Zdaniem Li i wielu innych kobiet to ogromnie krzywdzące i niesprawiedliwe. Przede wszystkim dlatego, że one nie czują się porzucone przez nikogo. Wiele w życiu osiągnęły, mają przyjaciół i plany na przyszłośc. Niestety zdaniem ich rodziców to wszystko nie ma znaczenia w obliczu faktu, że ich córki nie są jeszcze żonami.
Co ciekawe w Chinach to mężczyźni mają większy problem ze znalezieniem drugiej połówki. Jest ich bowiem więcej niż kobiet. Na każde 100 dziewczynek w Chinach rodzi się 120 chłopców, a socjolodzy przewidują, że do 2020 roku będzie tam mieszkać 30 milionów kawalerów. Mimo to nie spotykają się oni z takim napiętnowaniem i obraźliwymi epitetami, jak ich rówieśniczki. Mówi się o nich raczej „nadmiarowi ludzie”. To mężczyźni, którzy nie mogą pochwalić się zbyt stabilną pozycją ekonominczną czy pewnością siebie, ale czasem są po prostu zbyt zapracowani, by znaleźć partnerkę.
Newralgicznym punktem w kalendarzu chińskich singli jest Nowy Rok, inaczej Święto Wiosny, przypadające zazwyczaj w okolicach przełomu stycznia i lutego. To okres, w którym niemal wszyscy Chińczycy wracają z wielkich miast, w których próbują ułożyć sobie życie, do rodzinnych domów, często na wieś, gdzie ich rodzice bardzo silnie żyją tradycją i przekonaniem, że staropanieństwo to hańba. To właśnie w tym okresie robi się najgoręcej na portalach randkowych, na których można znaleźć narzeczonego na niby. Zdesperowane Chinki są gotowe zapłacić krocie, żeby tylko zadowolić rodzinę i zyskać trochę świętego spokoju.
„Rodzice dręczą cię pytaniami o męża? Chcą, żebyś wreszcie przyprowadziła do domu narzeczonego? Jeśli jesteś samotna, a 25 urodziny dawno za tobą, mam dla ciebie rozwiązanie. Mogę udawać twojego chłopaka. Potrafię być czarujący, mam znakomite maniery, nie dam się zakoczyć żadnym pytaniem” – zachwala jeden z użytkowników serwisu Taobao. Ogłasza się tam około 400 innych chłopaków, oferujących swoje usługi. Koszt wynajęcia udawanego narzeczonego to w przeliczeniu od 300 do 2000 zł za jeden dzień. A w takim okresie, jak Święto Wiosny ceny jeszcze rosną.
Niektórzy chłopcy do wynajęcia doliczają stawki za tzw. usługi dodatkowe. Np. za godzinny spacer trzeba zapłacić 50 juanów, czyli niecałe 30 zł. Za spotkanie ze znajomymi dziewczyny, przykładowy narzeczony skasuje 100 juanów, tyle samo za obejmowanie jej lub pocałunek. Jeśli trzeba będzie nosić jej walizki, do rachunku dojdzie 70 juanów. Na szczęście cmok w policzek jest gratis, podobnie jak złapanie za rękę. Niemoralnych usług nie oferuje się.
Niestety pomysł zatrudnienia chłopaka na niby nie zawsze jest trafiony. W przypadku Li Chenxi wielka mistyfikacja nie udaje się. Mimo że dziewczyna wiezie swojego „narzeczonego” wiele kilometrów do rodzinnego domu, płaci za jego bilet, prezenty, które chłopak ma wręczyć rodzicom „od siebie”, ci ostatni nie są zadowoleni.
- Jest dla ciebie za młody, za chudy i za przystojny - stwierdza matka dziewczyny i nie daje się przekonać, że córka naprawdę planuje ślub z tym chłopcem.
Według pięćdziesięcioletniej kobiety mężczyzna powinien być przede wszystkim starszy i postawniejszy od Li, ale również taki, na którym dziewczyna będzie mogła polegać.
- Na takim przystojnym chłopaku nie można polegać – stwierdza krótko.
Eksperci wyjaśniają, że „sheng nu” to nic innego jak efekt emancypacji Chinek, która w ciągu ostatnich trzydziestu lat dokonała prawdziwego przewrotu w ich życiu. Ich matki żyją jeszcze w poprzedniej epoce i nie potrafią zrozumieć współczesnych młodych kobiet, dla których małżeństwo nie jest priorytetem.
- Chcę dla niej dobrze – tłumaczy mama Li. – Po prostu martwię się o moje dziecko.