"Wyprawa na polowanie". Mieszkańcy kurortów załamują ręce
Tłumy na deptakach, restauracje wypełnione po brzegi. Sezon turystyczny w wielu miastach Polski oznacza znacznie wyższe zyski dla przedsiębiorców, ale codzienny rytm życia mieszkańców zostaje zaburzony. Zwłaszcza jeśli turyści zapominają o ciszy nocnej czy sprzątaniu po sobie.
Wraz z początkiem wakacji w Trójmieście czy Zakopanem pojawia się zdecydowanie więcej turystów. Sezon rozpoczął się na dobre, a w części wypoczynkowych miejscowościach już trudno o wolne pokoje. Choć dla każdego właściciela hotelu czy restauracji turyści oznaczają przypływ gotówki, to bywa, że sami mieszkańcy do masowych odwiedzin ich miasta podchodzą sceptycznie.
- Turyści odpoczywają, a my modlimy się o urlop. Chmara przyjezdnych robi straszny hałas. Współczuję osobom, które mieszkają zaraz przy Krupówkach. Tam nie da się moim zdaniem wytrzymać - zauważa Małgorzata, mieszkanka Zakopanego.
Śmieci i awantury chlebem powszednim. "Niestety od wielu lat to norma"
Maja mieszka w Gdańsku. Sama bardzo się cieszy, że turyści przyjeżdżają do jej miasta. Podkreśla, że największe zainteresowanie nadmorską miejscowością jest od czasu współorganizacji Euro 2012. Teraz w trakcie sezonu nietrudno jest usłyszeć na gdańskich ulicach Anglików czy Skandynawów. Mimo niewątpliwych zalet wynikających z zainteresowania tym miastem jest jednak pewien problem.
- Irytuje mnie fakt, że nie tylko turyści, ale również okoliczni mieszkańcy nie potrafią dopilnować porządku w miejscu, w którym przebywają. Śmieci na plażach czy nad jeziorami i w lasach to niestety od wielu lat norma - podkreśla.
Choć puszek i papierów nie brakuje przede wszystkim na plażach, w mieście nietrudno o przepełnione kosze, które uginają się od ilości pustych butelek.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wakacje last minute. Nie zawsze się opłacają
Podobne zdanie na temat "wyczynów" turystów ma Beata, która mieszka w Sopocie. O tym, do czego są zdolni, mogłaby długo opowiadać.
- Z mojej perspektywy mogę powiedzieć, że Sopot ze spokojnego miejsca, jakim jest od września do maja, mimo że imprezowy charakter ma w zasadzie przez cały rok, latem zmienia się nie do poznania - zaczyna rozmówczyni WP Kobiety.
Beata dodaje, że często ludzie wracający z imprez do wynajmowanych mieszkań robią na ulicy awantury. Kilka razy do bijatyk doszło przed samym oknem sopocianki.
- Turystom zdarza się nie szanować tego, że tutaj mieszkają ludzie i jest to miasto, jak każde inne. Jeżdżące walizki, balangi, półnadzy ludzie nawet na głównej ulicy, którą od morza dzieli pół kilometra. To wszystko niestety ma miejsce w sezonie - dodaje kobieta.
Wspomina również brak kultury w restauracjach i swawolę w parkowaniu turystów, szczególnie na terenach osiedli, czyli miejscach stworzonych dla miejscowych, a nie przyjezdnych. Podkreśla też, że na szczęście jest wiele miejsc, o których wczasowicze nie mają pojęcia i tam życie toczy się spokojnie.
Mówi, że większość urlopowiczów potrafi się zachować, ale zawsze zdarzają się wyjątki. Dla niektórych mieszkańców Sopotu takie sytuacje są wyjątkowo uciążliwe. Wówczas w najbardziej gorący czas w roku zwyczajnie uciekają z miasta. Wyjeżdżają w miejsca, gdzie turyści się nie zapuszczają.
Tłumy, niekończące się kolejki i korki. "Parking przychodni upchany plażowiczami"
Paulina jest jedną z mieszkanek Gdyni. Przyznaje, że z powodu turystów w sezonie letnim w mieście robi się duży ścisk i chaos.
- Mnóstwo ludzi sprawia, że brakuje przestrzeni. Wszędzie jest pełno aut, pozabierane miejsca parkingowe dla miejscowych, trzy razy większe korki na ulicach - tłumaczy kobieta.
- W restauracjach też mnóstwo ludzi, kolejki, że aż się odechciewa wyjść na miasto, na spacer, czy coś zjeść, bo jest to przerażające. No, chyba że ktoś chce stać 20 min w kolejce do wejścia do knajpy, a potem prawie godzinę czekać na jedzenie - wylicza Paulina.
Problem ze zwiększonym ruchem zauważa również mieszkanka Sopotu. W sezonie turystycznym to kolejna miejscowość, gdzie można zauważyć tworzące się korki i problemy z zaparkowaniem, np. przed przychodnią - miejscem, które powinno być do wykorzystania przez pacjentów, a nie turystów.
- Mnie osobiście to denerwowało tylko w momencie, gdy jechałam z maleńkimi dziećmi do przychodni, a parking był upchany plażowiczami. Przychodnia to miejsce, gdzie przyjeżdżają ludzie chorzy, starsi, mający problemy z chodzeniem, czy właśnie osoby z małymi dziećmi, które często trzeba nieść - wspomina Agnieszka.
Kobieta dodaje też, że kij ma dwa końce. Sama jako turystka również ma świadomość, że nawet samo przetransportowanie się z bagażem plażowym nie jest prostą sprawą. Do tego obecność turystów w takich miejscach jak Sopot jest przecież pożądaną sytuacją przez samych mieszkańców.
Turysta kontra mieszkaniec. W sklepach dochodzi do kuriozalnych sytuacji
Sylwester mieszka w Zakopanem z żoną i pięciomiesięczną córką przy ulicy Chałubińskiego, która stanowi jeden z dwóch głównych "szlaków" pieszych przemierzających okolicę. Choć sam pracuje w branży hotelarskiej i żyje z turystów, doświadcza wielu trudności związanych z ich obecnością.
- Chodzą po ulicach do późnych godzin nocnych, szukając drogi do miejsca, w którym się zatrzymali. Krzyczą, kłócą się między sobą, śpiewają, najczęściej "Miłość w Zakopanem". Mimo że to bardziej niedogodność, to jednak snu to nie ułatwia. Zwłaszcza przy małym dziecku - zauważa mieszkaniec Zakopanego.
Kolejnym utrudnieniem w sezonie są zakupy, które mężczyzna nazywa "wyprawą na polowanie". Bywają bowiem dni, że w sklepach zaczyna brakować niektórych produktów. Z relacji mieszkańca Zakopanego wynika, że najwięcej problemów jest z pieczywem. Choć sklepy próbują od razu uzupełnić braki, często trzeba brać udział w wyścigu, aby zakupić upatrzone bułki czy chleb.
- Kolejka do kasy jest zazwyczaj po horyzont. "Urokiem" mieszkania w Zakopanem są też opóźnienia lub wstrzymane dostawy z restauracji, pizzerii itp. Bo gdy człowiek wieczorem wymyśli, że może jednak zamówiłby pizzę, dzwoni w kilka miejsc i okazuje się, że trzeba czekać około 2-3 godzin lub w ogóle nie ma takiej możliwości. Wtedy wraca się do bułki upolowanej w markecie - tłumaczy Sylwester.
Mężczyzna dodaje, że aby nacieszyć się zakopiańskimi atrakcjami, wraz z rodziną czeka do zakończenia się sezonu. Wtedy odwiedzają np. termy, a na miejscu nie muszą czuć się jak sardynki w puszce, a ryby w wodzie.
Zuzanna Sierzputowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was! Chętnie poznamy wasze historie, podzielcie się nimi z nami i wyślijcie na adres: wszechmocna_to_ja@grupawp.pl.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl