Wyremontowali dom jednej rodzinie. Po czasie ledwo go poznali
Pracują od świtu do zmierzchu, aby odmienić los rodzin, które zgłaszają się do programu "Nasz nowy dom". Wiesław Nowobilski, szef ekipy remontowej, nie ukrywa, w jak dramatycznych warunkach żyją ludzie. Razem z ekipą robią wszystko, by dać uczestnikom nadzieję na lepsze jutro.
Oto #TopWP. Przypominamy najlepsze materiały ostatnich miesięcy.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski: Naprawdę remontujecie, a czasem wręcz stawiacie od nowa domy w 5 dni?
Wiesław Nowobilski, kierownik budowy w programie "Nasz nowy dom": Tak, to prawda. Remontujemy w ciągu 5 dni, a czasem nawet w cztery. Pierwszy dzień to głównie opróżnianie pomieszczeń, przygotowywanie domu do remontu. Mierzymy wszystko, oglądamy. Drugiego dnia ruszamy pełną parą, kiedy poznamy już plany architekta. Przy takich przedsięwzięciach liczy się zgrana ekipa, dobre zarządzanie. Przede wszystkim są na rynku materiały, które pozwalają nieco przyspieszać prace. Robimy wszystko na suchych zabudowach, czyli nie ma wylewek, kładziemy płyty gipsowe zamiast tynków. Jeśli trzeba gdzieś zrobić wylewkę, np. w łazience, to stosujemy takie, które szybko schną.
Czyli wszystko jest przemyślane i dobrze zorganizowane, a nie - jak piszą złośliwi - że domy są z kartonu.
Rzeczywiście miałem kilka takich sytuacji, że pisały do mnie różne osoby, które uważały, że niemożliwością jest, aby zrobić remont w tak krótkim czasie. Niektóre z nich twierdziły, że są budowlańcami i przecież wiedzą dokładnie, jak wygląda taka praca.
Co im pan wtedy odpisywał?
Wtedy zapraszałem taką osobę do naszej brygady. Chciałem, żeby ktoś zobaczył na żywo jak pracujemy, ale jakoś nikt, z kim rozmawiałem, nie chciał podjąć wyzwania.
Ile godzin na dobę pracujecie? I w jakim składzie?
To wszystko zależy od prac, które mamy do wykonania. Jeśli jest duży dom, to zazwyczaj ekipa liczy około 20-25 osób. Natomiast jeśli mowa o mniejszym domu, w którym jest już np. łazienka, to wtedy biorę do pracy około 15-17 osób. Pracujemy od wczesnego świtu do późnego popołudnia, czasem na zmiany, jeśli trzeba podgonić z robotą w nocy. Przy każdym budynku jest jakiś etap, który musi być wykonany. Jeśli danego dnia chłopaki szybciej zrealizują zadania, wypuszczam ich wcześniej, żeby odpoczęli.
Miał pan kiedyś problem ze zdyscyplinowaniem ekipy?
Nie. Chłopaki się nie buntują, są bardzo porządni, świetnie wykonują swoją pracę. Drużyna, którą mam teraz, to bez wątpienia najlepsi z najlepszych. Kompletowałem ją długo, ale naprawdę świetnie dają radę.
Zdarzały się sytuacje, że musiał pan podejmować trudne decyzje i rezygnować z czegoś na rzecz czegoś innego?
Takie decyzje podejmujemy z architektami. Zawsze podkreślam, że papier przyjmie wszystko, a rzeczywistość jest trochę inna. Staramy się na bieżąco rozwiązywać takie problemy. Raczej nie zdarzyło mi się, abym musiał z czegoś zrezygnować, zazwyczaj wszystko udaje nam się pogodzić.
Remont to duże wyzwanie. Mieliście na planie sytuacje, że rodzina jechała już oglądać nowe oblicze domu, a w ostatniej chwili coś trzeba było jeszcze poprawić albo czegoś zabrakło?
Zdarza się czasami, ale bardzo rzadko. W trakcie każdego dnia remontu sprawdzam, czy wszystko jest w porządku. Ale oczywiście takie sytuacja są nieuniknione. Czasem gdzieś coś trzeba domalować, gdzieś zabrakło silikonu. To są drobnostki, które szybko usuwamy.
Sąsiedzi i znajomi rodzin są dla was wsparciem?
Sąsiedzi często przynoszą jedzenie, co jest bardzo miłe. Zazwyczaj straż i znajomi pomagają nam przy sprzątaniu ostatniego dnia. Po 5 intensywnych dobach cała ekipa jest bardzo zmęczona, więc każda, nawet najdrobniejsza pomoc, jest na wagę złota.
Wzrusza się pan, kiedy widzi reakcję rodziny na nowy dom?
Wyremontowałem razem z chłopakami już około 100 budynków, ale jako ekipa budowlana nie widzimy na żywo reakcji rodzin, bo nas już nie ma wtedy na planie. Ten moment oglądam w telewizji i zawsze się wzruszam. Każda rodzina jest inna, każda historia jest inna. Wzruszenie jest naprawdę ogromne.
Któryś remont był dla pana szczególny?
Trudno spamiętać wszystko, ale przypominam sobie dom i rodzinę z samych moich początków pracy na planie. Trójką dzieci opiekowali się dziadkowie. Niesamowici ludzie, dawali z siebie wszystko, żeby dzieciaki miały godne życie. Ta kobieta była tak wdzięczna nam wszystkim, to jest nie do opisania słowami. Ona nie dbała o siebie, tylko o innych. Bardzo nam na koniec dziękowała.
Jakie tam były potrzeby?
Nie było łazienki, szamba. Rodzina miała dostęp tylko do zimnej wody. W tym budynku nie było praktycznie nic, co pozwoliłoby im na godne życie. W domach, które remontujemy, bardzo często zdarza się, że nie ma toalety, nie ma łazienki. Czasem nie ma w ogóle doprowadzenia wody. Mamy XXI wiek i trudno uwierzyć w to, że takie sytuacje jeszcze mają miejsce. Rodziny, które spotykamy, często przeżyły jakieś tragedie, niektóre są może mniej zaradne… Ale my jesteśmy po to, aby wszystkim tym ludziom pomóc.
Często ludziom trudno się podnieść po nieszczęściach, jakie ich dotknęły, znaleźć motywację do działania.
Historię danej rodziny opowiada nam Kasia Dowbor. Ciężko tego słuchać, ale musimy podchodzić zawodowo i robić swoje. Dla nas satysfakcją jest radość uczestników. Remont, który przeprowadzamy w programie, to dla wielu z nich duża szansa. Okazja, aby odbić się od dna. Całkowicie nowe życie. Większość rodzin korzysta z tej szansy i zaczyna żyć całkiem inaczej niż wcześniej.
Kiedy zaczynałem pracę na planie, miałem obawy, że zobaczę coś, co nie powinno mieć miejsca w dzisiejszych czasach. I tak też się stało. Pierwsze odcinki to był dla mnie szok. Nie mogłem uwierzyć, że ludzie żyją w tak trudnych warunkach. Teraz wiem, że nie możemy się nad nikim użalać, musimy działać.
Jakiś obrazek szczególnie pan zapamiętał z początków pracy na planie?
Najbardziej mnie zszokował brak łazienek, bieżącej wody. To było dla mnie niepojęte. Jak można nie mieć wody w domu? Nie do pomyślenia.
A często w tym wszystkim są dzieci.
Dokładnie. Tych dzieci najbardziej szkoda. One nie są niczemu winne, a muszą żyć w takich warunkach. Podejrzewam, że gdyby nie nasze ekipy, nasz program, to te dzieci być może nigdy nie doznałyby takiego szczęścia.
W takich chwilach bardziej docenia się to, co się samemu ma?
Oczywiście! To jest bardzo częsty temat naszych rozmów z chłopakami. Zawsze wtedy podkreślamy, że jesteśmy wdzięczni za to, co mamy, że żyjemy w takich, a nie innych warunkach. Czasem wystarczy tylko ciepła woda i ludzie są szczęśliwi. Finalnie dostają o wiele więcej, spełniamy ich marzenia. Zdarza się, że uczestnicy sami mówią, że oddaliśmy w ich ręce pałac.
Architekt z programu, Maciej Pertkiewicz, opowiadał mi historię pewnej rodziny, którą odwiedził po czasie. Nie poznał miejsca ani rodziny, którą wspieraliście. Remont dodał im skrzydeł. Zdarzyła się panu taka sytuacja?
Tak. Najbardziej utkwiła mi w pamięci rodzina z Nowego Sącza. Wyremontowaliśmy dom pani z dwiema córkami. Często tamtędy przejeżdżam i widzę, jaki piękny mają teraz ogród, jak zadbane jest wokół domu. Kwiaty, nowe drzewa, widać, że tam toczy się życie, a rodzina daje sobie radę. Nie poznałbym tego domu, ale wiem, w którym miejscu to było, dlatego tam zaglądam. Dziś to wygląda jeszcze piękniej niż wtedy, gdy oddaliśmy dom po remoncie.
Dla wielu osób to będą pierwsze święta w nowych domach.
Tak! Na pewno są szczęśliwi. Niektórzy po raz pierwszy będą mogli usiąść przy normalnym stole, przyrządzać potrawy w wyposażonej kuchni, będą mogli korzystać z łazienki. To naprawdę dobry prezent na święta.
Kończy pan remont domu i co dalej?
Jestem z południa Polski, więc jeśli mam blisko do domu, to wracam do rodziny. A jeśli nie, to pod Warszawą wynajmuję domek i tam czekam na wyjazd do kolejnej miejscowości. Jestem bardzo dumny, że mogę tak pomagać ludziom.
Rozmawiała Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Wszechmocne. To tu będziemy informować na bieżąco o terminach webinarów, wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!