Zgłaszają się do nich ludzie, którzy żyją bez łazienki. "Wstydzą się poprosić o pomoc"
Ekipa programu "Nasz nowy dom" zmienia życie wielu Polaków na lepsze. - Dla tych rodzin ważniejsze jest, żeby się ogrzać czy zjeść niż wyremontować dom - mówi Maciej Pertkiewicz, architekt z programu Polsatu.
02.04.2021 19:09
Oto #HIT2021. Przypominamy najlepsze materiały mijającego roku.
Patrycja Ceglińska-Włodarczyk: Katarzyna Dowbor ostatnio powiedziała, że wciąż jest wiele rodzin, które żyją bez łazienek i dostępu do podstawowych mediów.
Maciej Pertkiewicz: Większość rodzin, którym pomagamy, nie ma dostępu do podstawowych mediów. Już brak jednego z nich wydaje się czymś niepojętym, a tak naprawdę jest wiele rodzin, które nie mają dostępu do bieżącej wody, do kanalizacji, do prądu… To nadal się dzieje. Mam świadomość, że tak jest, więc nie jest to dla mnie szok. I wcale nie trzeba jechać daleko poza Warszawę, wystarczy oddalić się 20 km od stolicy, żeby poznać takie rodziny.
W mieszkaniach aż takich problemów nie ma. Jeśli chodzi o domki, to z reguły są to budynki dziedziczone po bliskich. Często są to wysokie koszty utrzymania, z którymi rodziny nie potrafią sobie poradzić. Nie mają punktu zaczepienia. Dla nich koszt doprowadzenia szamba czy kanalizacji jest zbyt duży. Żyją z dnia na dzień i wydatek w wysokości kilku tysięcy jest ogromnym obciążeniem. Dla nich ważniejsze jest, żeby się ogrzać czy zjeść.
Te rodziny nie otrzymują pomocy od państwa?
Problem jest głębszy. Kiedy my pojawiamy się z pomocą, bardzo często udaje nam się nakłonić władze gminy, aby ze swojej strony dali nam możliwość podpięcia mediów. To jest naprawdę dużo, bo czasami załatwianie tych papierów trwa miesiącami. Problemem tych rodzin jest to, że one są po prostu niewidzialne. Dookoła ładne domy, mieszkają sąsiedzi i nikt im nie pomógł. Nie pomógł, bo te rodziny wstydzą się prosić o pomoc. Żyją w biedzie i marazmie, nie wiedzą, od czego zacząć, żeby poprawić swoją sytuację.
Ten remont otwiera im nowe możliwości?
Zazwyczaj po kilku, kilkunastu miesiącach mamy informację, co dzieje się u rodzin, które wystąpiły w programie. To jest budujące, bo wiele z nich zmieniło swoje życie dzięki temu. Sami mówią o tym, że w końcu mają normalne warunki do życia, co zdejmuje im ogromny ciężar z barków. Mają chęć do życia, szukają nowej pracy, dzieciaki są aktywniejsze…
Zapamiętał pan jakąś rodzinę szczególnie?
Tak. Jest jedna rodzina z okolic Łukowa, którą wspominam do dzisiaj. Mama i dwóch synów, których ojciec zmarł we śnie. Ogromna tragedia. Jeszcze jak żył, próbował coś remontować sam. Ta rodzina była kompletnie załamana, kiedy przyjechaliśmy robić remont. Wróciliśmy do nich po jakimś czasie i nie poznałem okolic tego domu. Okazało się, że dzięki pomocy lokalnej społeczności, zrobili na podwórku dużo rzeczy: odremontowali pomieszczenie gospodarcze, ogrodzenie. Chłopaki zainicjowali budowę boiska, zaczęli być widoczni. Mama zaczęła funkcjonować zawodowo, wróciliśmy do innych ludzi, uśmiechniętych, chętnych do życia.
To nam daje siłę do kolejnych remontów. Straszne jest to, w jakich warunkach ludzie żyją, ale bardziej przerażające jest to, jak ich to blokuje też mentalnie. W takim otoczeniu ciężko cokolwiek planować. Mało jest ludzi, którzy mają w sobie tyle wewnętrznej energii, by mimo przeciwności, działać. Wchodząc do tych domów, myślę sobie, że mógłbym stracić energię do życia, mieszkając w takich warunkach.
Zmieniła się pana perspektywa patrzenia na świat?
Tak! Przewartościowałem wszystko. Zobaczyłem, jak dużo mam. Samo to, że mam mieszkanie, samochód, mam co do garnka włożyć, jest mi ciepło… To jest wartość, która jest stała i daje mi solidną bazę, dzięki której mogę wiele osiągnąć. Wcześniej myślałem sobie, że mógłbym mieć lepszy samochód, większe mieszkanie i to mi chodziło po głowie.
Jak zacząłem robić program, zatrzymałem się na chwilę. Nie chcę rezygnować ze wszystkich marzeń. Myślę o podróżach i to warto spełniać, bo podróże wzbogacają duchowo. Nie chodzi o to, żeby rezygnować ze wszystkiego, ale przestałem gonić za ciągłym ulepszaniem dóbr materialnych. Zobaczyłem, że są ludzie, którzy w porównaniu ze mną nie mają kompletnie nic.
Zobacz również: Po rozwodzie pojawia się wielki dylemat - co z nazwiskiem? Dla matek sytuacja jest patowa
Wiele z tych rodzin ma tylko siebie…
Większość z nich miała za sobą trudne historie. Ciężko sobie wyobrazić, że jedna rodzina może znieść tyle nieszczęść. Te złe warunki to jedno, ale tam w tle są choroby, wypadki, zdarzenia losowe, nagłe śmierci. Rodziny, które spotykamy, są bardzo doświadczone przez los. Myślę sobie zawsze, że jestem ogromnym szczęściarzem, bo nie wiem, czy udźwignąłbym tyle, ile nasi bohaterowie. Kiedy Kasia Dowbor opowiada nam historię rodziny, czuję ciężar tego na barkach. Wiem, że nie zmienimy ich całego życia, ale jesteśmy w stanie zapalić światełko w tunelu.
Mimo wielu przeciwności, często jednak mają determinację, aby polepszyć byt swoich dzieci bądź wnuków.
Najbardziej dramatyczne są historie, gdzie rodzina walczy, by pozostać rodziną. Zgłoszenia do programu często przychodzą z MOPS-u, więc my z nimi współpracujemy. Nie chcę mówić, że system w ogóle nie działa, bo tak nie jest. W wielu polskich rodzinach są sytuacje bez wyjścia, dlatego właśnie bliscy czy osoby z ich otoczenia zgłaszają się do nas z prośbą o wsparcie. Mieliśmy kilka takich sytuacji, że potrzebna była natychmiastowa pomoc, więc mając taką wiedzę, staramy się tak ułożyć plan pracy, aby ta rodzina otrzymała naszą pomoc, wsparcie. Pamiętam historię rodziny z okolic Rabki, kiedy babcia zajęła się swoim wnukiem. Bardzo chciała się nim zaopiekować, ale miała tragiczne warunki mieszkaniowe. Udało nam się zmienić sytuację i zostali razem.
Jakie zgłoszenia są odrzucane?
Bierzemy pod uwagę wiele aspektów, mamy 5 dni na przeprowadzenie remontu, więc musimy być pewni, że pomagamy właściwym osobom i skrupulatnie to sprawdzamy. Są rodziny, którym bardzo byśmy chcieli pomóc, ale polskie prawo jest tak skonstruowane, że remont taki możemy komuś zrobić, gdy własność domu jest udokumentowana. Bywa, że papiery są zaniedbane. Czasami pomagamy załatwić formalności, ale zdarza się, że nie udaje się tego doprowadzić do końca.
Pandemia wpłynęła na rodziny, które muszą zmierzyć się z trudnymi warunkami mieszkaniowymi?
Ciężko mi powiedzieć. Pandemia zamknęła nas w domu, więc mogły pojawiać się problemy z dostępem do internetu czy do sprzętu. Dzieci muszą w tej chwili korzystać z technologii, żeby się uczyć. Czasem rodziny nie są w stanie tego zapewnić, ponieważ koszty rozwiązań technicznych są wysokie.
Przebywamy więcej w domach, więc te rodziny stały się jeszcze bardziej niewidzialne. To może być pewien problem.
Czy program "Nasz nowy dom" pokazuje trudną prawdę o polskich rodzinach?
Myślę, że otwiera ludziom oczy na to, aby rozejrzeć się, czy w naszej okolicy nie ma kogoś, kto potrzebuje pomocy. Samo zauważenie tych ludzi jest ważne. To nie muszą być od razu wielkie remonty, czasem wystarczy wymienić instalację elektryczną, odmalować, naprawić komin… Drobne rzeczy, które mogą pomóc i podbudują wiarę w ludzi u tych rodzin. Oni często nie spodziewają się już niczego dobrego od losu.
Jeśli nasz program sprawi, że ludzie zaczną sobie pomagać, to według mnie jest to gigantyczny sukces.