ModaWywiad z MMC: „Nie myślimy o zysku. Robimy po prostu to, co lubimy i nie udajemy”

Wywiad z MMC: „Nie myślimy o zysku. Robimy po prostu to, co lubimy i nie udajemy”

Już od 20 lat tworzą jedną z najbardziej charakterystycznych polskich marek i wypracowali swe własne modowe DNA. Wystarczy spojrzeć na projekty, by wiedzieć, że wyszły one z ich pracowni. Choć moda jest dla nich sztuką i swego rodzaju rzemiosłem, nie odnieśliby takiego sukcesu bez dojrzałego biznesowego podejścia. Bo moda to nie tylko lampka szampana i piękne kreacje, ale też poważne przedsięwzięcie finansowe. Jak mówią: „zawsze są wierni sobie”, a ich siła tkwi w autentyczności. Z duetem MMC - Iloną Majer i Rafałem Michalakiem – rozmawiamy o współpracy z gwiazdami, wyzwaniach dla młodych projektantów i zasadności istnienia takiego wydarzenia jak Łódzki Fashion Week.

Wywiad z MMC: „Nie myślimy o zysku. Robimy po prostu to, co lubimy i nie udajemy”
Źródło zdjęć: © ONS.pl
Aleksandra Wołejsza

07.06.2016 | aktual.: 08.06.2016 15:44

Aleksandra Wołejsza: W tym roku obchodzicie 20-lecie wspólnej pracy. Jakie są wasze odczucia po tylu latach?

Rafał Michalak: W naszym przypadku jest tak, że im więcej tych lat mija i mamy większe doświadczenie, tym też coraz większe stawiamy przed sobą wyzwania, którym towarzyszy ogromna trema. Każda nowa kolekcja i każdy kolejny pokaz jest dla nas tym, czym premiera nowej sztuki dla twórców i aktorów. Czasem dopiero dzień po pokazie stres ustępuje.

Ilona Majer: Nie wiem, czy porównanie z aktorstwem jest trafione, ponieważ w modzie obowiązuje ścisły kalendarz. Konkretne kolekcje powinny być pokazane w określonym terminie, więc gdy ustalimy datę, to nie ma już odwrotu. To jest najbardziej stresujące, bo tak naprawdę zawsze jest za mało czasu. Chcielibyśmy jeszcze coś poprawić, ulepszyć – jest tysiąc takich rzeczy, ale w pewnym momencie musimy powiedzieć stop, bo już nie ma na to czasu i nadszedł dzień prezentacji kolekcji.

R: Tak jak mówi Ilona. Każdemu pokazowi towarzyszy totalne szaleństwo, stąd też trema.

I: Za każdym razem podejmujemy swego rodzaju wyzwania. Nie satysfakcjonują nas utarte ścieżki. Teoretycznie moglibyśmy postawić na sprawdzone konstrukcje i na nich bazować, ale my szukamy czegoś nowego. Nowe tkaniny, nowa technologia, nowa obróbka, a do tego nowe wykończenia. Każdy sezon jest dla nas odkryciem czegoś zupełnie nowego.

R: Dla nas pokaz do ostatniej chwili jest taką pewną niepewnością. Niektóre sylwetki tak naprawdę widzimy dopiero na miarach przed pokazem, ale to jest specyfika tego świata. Widać to chociażby w filmach dokumentalnych o projektantach haute couture, gdzie pracuje ogromny sztab ludzi i wygląda to wszystko bardzo podobnie.

I: Oczywiście trochę na inną skalę.

R: Inna skala, ale szaleństwo jest bardzo podobne. W takiej serii filmów „24 godziny przed” okazuje się, że pani z sekretariatu i księgowa doszywają guziki przez całą noc przed pokazem. I taka jest prawda. Bo nieodwołalnym jest termin pokazu, więc zawsze towarzyszą temu różne przygody. Dodatkowo wciąż szukamy nowych rozwiązań, więc wiele nieprzewidywalnych rzeczy przydarza się po drodze. Jednocześnie sprawia nam to dużo satysfakcji i daje solidną dawkę adrenaliny.

Jak udaje wam się godzić pracę w MMC z innymi projektami?

I: Cały czas nie wiem, czy się udaje (śmiech).

R: Nie ukrywamy, że czasem jest to wyzwanie, bo mocno pracujemy nad rozwojem naszej własnej marki. Mamy czerwiec, a już odbyły się trzy nasze pokazy w tym roku. W styczniu mieliśmy pokaz wiosny-lata, w międzyczasie eksperymentalną prezentację, a za nami prezentacja kolekcji jesień-zima 2016/2017.

I: Oczywiście trochę żartobliwie powiedziałam, że nie wiem, czy się udaje. Tworzenie to nasza pasja i nie tylko my przygotowujemy różne kolekcje. Jest wielu kreatorów, naprawdę wielkich nazwisk, którzy pracują nie tylko dla domów mody, ale też rozwijają własne marki. Obserwując branżę, można nietrudno zauważyć, że liczba prezentowanych kolekcji wciąż się mnoży. To wszystko powoduje, że tempo pracy jest niezwykle szybkie, ale to jest wpisane w ten zawód. Towarzyszy mu duża dawka adrenaliny. Ja pracuję też w firmie, w której czasem przygotowujemy nawet sto nowych rzeczy tygodniowo. Na początku nie myślałam, że coś takiego jest możliwe. Nie pozostaje to bez wpływu na moją pracę i dyscyplinuje mnie w pewien sposób. Bo cały czas jestem na wysokich obrotach, a to wzmaga kreatywność.

R: Taki tryb pracy zaprawia w bojach. Dlatego my nie mamy problemu z podjęciem się zaprojektowania kolekcji, to jest akurat najmniejszy problem. Najgorsze jest zderzenie z życiem, ograniczeniami rzeczywistości i zrealizowaniem tego w tak krótkim czasie. To też jest związane z budżetem i możliwością zainwestowania odpowiednich pieniędzy. Staramy się tak zaplanować kolekcję, aby zrealizować założenia przy naszych możliwościach. Na pewno nie oszczędzamy na tkaninach i pracujemy na najlepszych materiałach. Lubimy pod tym względem eksperymentować. Jeździmy w tym celu do Włoch czy Francji.

Obraz
© ONS.pl

Skąd pomysł na projekty dodatkowe? Był taki rok, że z marką Badura stworzyliście buty?

R: Tworząc kolekcję myślimy zawsze o całości tak, aby była w pełni kompletna. Buty są naturalnym uzupełnieniem looku, a możliwość zaprojektowania ich jest dla nas dodatkowym wyzwaniem, ale dającym poczucie właśnie kompletności naszej kolekcji.

I: Nie boimy się też takich działań i z chęcią je podejmujemy. Wiemy, jakie są ograniczenia technologiczne i na co trzeba zwrócić uwagę projektując w ogóle akcesoria, nie tylko buty. Oglądanie naszych kolekcji dopełnionych butami przez nas zaprojektowanymi ma bardzo dobry odzew, dlatego chcielibyśmy, żeby to się udawało. Cieszymy się, że są w Polsce firmy, które dają taką możliwość i chcą wypracować satysfakcjonujący model współpracy z projektantami.

R: But projektancki powinien wyróżniać się czymś, nie jest to produkt masowy, dlatego w tym procesie bardzo ważna jest ścisła współpraca między firmami.

Co myślicie o wysypie polskich marek, które głównie koncentrują się na dresówce?

R: A wiesz, że właśnie mamy ochotę zrobić coś z dresówki. Dotychczas w MMC nie mieliśmy nic wspólnego z tym materiałem.

I: Oczywiście to bardzo fajne, że pojawiło się wielu młodych projektantów, ponieważ świadczy to o coraz większej kreatywności tych młodych ludzi. Jest duża grupa odbiorców, którzy są zainteresowani ich projektami, widać to chociażby na targach mody, które cieszą się ogromną popularnością. Właśnie tam młodzi projektanci oraz nowe marki mają szansę się pokazać i sprzedać swój produkt.

R: Marka projektancka charakteryzuje się jednak czymś innym. Jest czołówka polskich projektantów, którzy tworzą kolekcje wybiegowe i ma to zupełnie inny aspekt. To się opiera bardziej na sztuce krawieckiej, bo moda jest rzemiosłem. Dla nas nawet pokaz, oprócz tego komercyjnego aspektu, ma też wyraz artystyczny.

Waszym zdaniem Łódzki Tydzień Mody był potrzebną inicjatywą?

R: Zdecydowanie. Przez 10 lat braliśmy udział w Łódzkim Fashion Weeku i uważamy, że to była wspaniała platforma do pokazania się – zwłaszcza dla początkujących projektantów. W tej chwili wycofaliśmy się z tej inicjatywy, gdyż postanowiliśmy przygotowywać własne autorskie pokazy. Jednak dla młodych projektantów, którzy nie mają możliwości zrobienia swojego własnego pokazu, to jest świetne rozwiązanie.

I: To wydarzenie przemieniło się w platformę dla młodych. Na początku pokazywały się też większe nazwiska. Większość z nich jednak postawiła, podobnie jak my, na autorskie pokazy w Warszawie. Natomiast Łódź stała się miejscem prezentacji dla projektantów, którzy dopiero zaczynają swoją drogę w tej branży. Bardzo im kibicujemy.

R: W Warszawie mają być próby zorganizowania fashion weeku. My się nie odżegnujemy od brania udziału w tego typu imprezach.

I: Nie ma też takiej drugiej imprezy w Polsce, więc jak najbardziej powinna być. Formuła była bardzo dobra, odbiorcy mieli pełny przegląd aktualnych kolekcji, a kupcy całą ofertę w jednym miejscu.

Jak zaczęła się Wasza współpraca?

R: Przez przypadek. Tak naprawdę połączył nas klient. Na ostatnim roku studiów wygraliśmy konkurs i mieliśmy wspólnie zaprojektować komercyjną kolekcję. Tak się zaczęło i tak już pozostało.

I: Zawsze to powtarzamy, bo ta współpraca była dla nas odkryciem. Szkoły artystyczne wypuszczają zazwyczaj indywidualności. Teraz jest wiele duetów, my natomiast byliśmy jednymi z pierwszych. Choć na początku stanowiliśmy tercet. Pracując wspólnie udało nam się uzyskać pewien kompromis, a to nie jest łatwe. Zgadzamy się i artystycznie i charakterologicznie. Nie forsujemy na siłę żadnych rzeczy. Bardzo łatwo się dogadujemy i ustalamy, co dla naszego wspólnego projektu może być dobre.

Jaka jest teraz kobieta MMC?

I: Kobieta jest ta sama, tylko czasy się zmieniły.

R: Z perspektywy czasu musimy przyznać, że jest coraz więcej odbiorców naszej mody. Propozycje na dany sezon nie są jakoś bardzo ukierunkowane. W modzie już praktycznie wszystko było. Trendów jest bardzo dużo i to odbiorca decyduje, co adaptuje dla siebie i tworzy w ten sposób swoją historię.

I: Nie kierujemy naszych ubrań do kobiet o określonym wieku. Myślimy o kobietach dojrzałych i jednocześnie takich, które chcą wyglądać trochę inaczej. Nie tworzymy mody dla masowego odbiorcy, ale też się nie ograniczamy. Odbiorczyniami naszych rzeczy z pewnością są kobiety odważne.

R: Wydaje mi się, że w Polsce jest coraz więcej kobiet, które chcą być oryginalne i wyróżniać się swoim stylem czy ubiorem. Cieszymy się, że coraz więcej kobiet wybiera nasze propozycje.

Waszymi muzami są Joanna Horodyńska i Katarzyna Sokołowska. Dlaczego właśnie one?

I: One nas wybrały. Zarówno Joanna, jak i Kasia są kobietami z niezwykłą osobowością i mocnymi charakterami. Wiedzą czego chcą i nie boją się odważnych projektów.

R: Kasię poznaliśmy jeszcze na studiach. Od zawsze też lubiła naszą modę. A Asia była modelką w naszym pokazie. Zauważyła coś w naszych ubraniach. Jest bardzo ekstrawagancka, trochę kontrowersyjna i odważna. Nam podoba się też jej nonszalancja w mieszaniu stylów. Trzeba mieć osobowość, żeby nosić się jak ona. Na niej nasze rzeczy doskonale wyglądają. To jest ta jej pewność siebie.

Obraz
© ONS.pl

Nie stawiacie na gwiazdy, a mimo to, często znane nazwiska pojawiają się w waszych projektach.

R: I bardzo nam to schlebia, że wiele znanych kobiet na wielkie wyjścia, ale także na co dzień wybiera właśnie MMC. Naszym ostatnim odkryciem jest Aneta Kręglicka, która także zaczęła stawiać na nasze propozycje. Okazała się ona bardzo świadomą mody osobą.

W czym tkwi fenomen waszej marki?

R: W autentyczności. Robimy po prostu to, co lubimy i nie udajemy. Projektujemy ubrania, które nam się podobają. Po za tym, gdy tworzymy, nie myślimy o zysku. To wszystko jest bardzo intuicyjne. Wybieramy to, co czujemy.

I: Jesteśmy zawsze wierni sobie. Przez te wszystkie lata nie zdarzyło nam się zrobić projektu, gdzie idziemy na stuprocentowy kompromis. Nie towarzyszy nam też żadna chłodna kalkulacja, że wiemy np. że coś się sprzeda, więc decydujemy się na produkcję czegoś, co nie jest w zgodzie z nami.

R: Dla nas ważne jest, by wszystko było spójne. Nigdy nie idziemy na skróty, lubimy mieszać pewne konwencje, ale zawsze jest to całość.

Jak waszym zdaniem na przestrzeni lat zmieniło się podejście społeczne do mody?

R: Nie ma już dyktatu mody, a w naszej młodości to było bardzo obecne. Polacy w tej szarości i biedzie byli spragnieni mody. Gdy tylko pojawiły się marmurkowe spodenki, to wszyscy chcieli je mieć.

I: Teraz panuje snobizm na bycie może nie modnym, ale oryginalnym.

R: Kiedyś dyktat mody był dużo większy. Jeżeli tylko coś było modne, to cała ulica wyglądała podobnie. Teraz moda to jest bardziej bywanie na pokazach, interesowanie się, ale niekoniecznie, że ulica się jej poddaje… Wydaje mi się, że w tych biednych czasach było większe zainteresowanie.

I: To było też spowodowane tym, że moda nie była tak dostępna. Wyłaniało się maksymalnie kilka trendów, tych naprawdę rządzących i rozpoznawalnych. Teraz trzeba włożyć znacznie więcej wysiłku w to, by przedstawić swoją historię i zostać zauważonym.

Zobacz także:

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (0)