Z wyprzedaży w Galmoku na Sylwestra do Zakopanego. Sylwester TVP był świętem "buraków" z Warszawy?

Jacek Kurski zapowiadał, że na tegorocznego Sylwestra do Zakopanego przyjadą przedstawiciele całego społeczeństwa. I choć tak lubimy straszne historyjki o motłochu spędzającym wakacje w Ustce za wyciągnięte z naszych portfeli pińcet plus, w przypadku imprezy TVP motłochem okazała się warszawska klasa średnia.

Sylwester w Zakopanem przyciągnął tłumy. Nie uszło to uwadze internautów i publicystów
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel
Helena Łygas

Nie jest tajemnicą, że większość mediów w tym kraju siedziby ma w mieście stołecznym. Trudno dziwić się, że to z perspektywy Warszawy ocenia się i komentuje różne wydarzenia i informacje. Jesteśmy najlepiej skomunikowanym ze światem miastem w Polsce, statystycznie zarabiamy więcej, niż mieszkańcy innych miast.

To wszystko tworzy pożywkę idealną, dla tych wszystkich, którzy nie mogą pozbyć się kompleksu niższości i nie bardzo mają jak nakarmić swoje wiecznie głodne ego na innych polach. Z ich perspektywy reszta kraju jest bardziej lub mniej zapadłą prowincją. Jeśli zaś przyszli na świat pod szczęśliwą gwiazdą (warszawski akt urodzenia w drugim lub trzecim pokoleniu), mają jeszcze jedną grupę, którą można pomiatać dla sportu w domowym zaciszu.

Mowa o słoikach, czyli prowincjuszach okupujących „ich” miasto, jak barbarzyńcy starożytny Rzym. Gorzej, kiedy w tej masce elitarności pojawiają się rysy. Jak bowiem utrzymać przekonanie o mentalnym szlachectwie, kiedy czytamy, że nasz ród herbu syrena tak nas pohańbili.

I choć z reportażu Elżbiety Turlej, opublikowanego w aktualnym numerze "Newsweeka”, wynika, że na Krupówkach w Sylwestra spotkali się głównie rodacy-emigranci, informacje zebrane przez Selective Mobile House wyraźnie temu przeczą. Firma przeanalizowała dane ze smartfonów ponad 80% gości bawiących się 31. grudnia z "dwójką”.

Wynika z nich, że trzon miłośników Sławomira i Luisa stanowił nie kto inny, jak warszawiacy w wieku 30-40. Na imprezie TVP bawiło się ich więcej, niż choćby mieszkańców pobliskiego Krakowa. Jeśli zestawić te informacje z cenami w Zakopanem w tym okresie, nie trudno się domyślić, że warszawiacy balujący przy "Despacito” z dużym prawdopodobieństwem są przedstawicielami klasy średniej.

Internetowa szkoła socjologii

Komentarze pod artykułami przedstawiającymi dane Selective Mobile House, pokazują jak na dłoni wyższościowe podejście. Nie zabrakło słów-wytrychów, obrazujących to, jak patrzymy na osoby spoza kręgu „przyjaciół i rodziny królika”. Są oczywiście wspomniane już słoje, jest „disco-polowa warszawka uważająca się za elitę”, a także figura wielkiego wujostwa polskiego – Janusza i Grażyny.

W zestawieniu Selective Mobile House znalazło się także informacja, że 81% sylwestrowej publiczności jest klientami Lidla i Biedronki. Komentujący wyciągnęli oczywiście daleko idące wnioski. Kupujący w dyskontach, w których (niespodzianka!) zaopatruje się większość z nas, są oczywiście beneficjentami 500+, którzy w chwilach wolnych od bezrobocia piją alkohol i płodzą dzieci.

Motłoch i alternatywa

Co ciekawe, inną imprezą plenerową, która okazała się gromadzić głównie warszawiaków jest Open’er, odbywający się od 2003 roku w Kossakowie w okolicach Gdyni. Początkowo święto muzyki alternatywnej, z czasem, festiwal coraz bardziej komercyjny, ale wciąż taki, na którym „warto się pokazać”, niezależnie od tego, czy jest się początkującą blogerką, copywriterką, czy Kubą Wojewódzkim.

Czy publiczność z Gdyni i z Zakopanego to ci sami ludzie? Samo podejrzenie, że tak jest, zdaje się bywalców festiwalu przerażać – Jestem pewna, że to inne grupy. Na Openera z Warszawy jeżdżą głównie ludzie z agencji reklamowych, branży modowej, a oni nie słuchają disco-polo. Jakbym miała coś obstawiać, to powiedziałabym, że na Sylwestra do Zakopanego jeżdżą po prostu ludzie spod miasta, których komórki indeksują się jako warszawskie – mówi mi Dagmara, która na Openera jeździ od 8 lat.

Całe zamieszanie wokół informacji, że na ten straszny disco-sylwester organizowany przez rządową gadzinówkę pojechali warszawiacy, jest w moim odczuciu napędzane przez dwie kasty. Z jednej strony samych warszawiaków, którzy przeżywają dysonans poznawczy w związku z faktem, że grupa z którą się utożsamiają miałaby robić coś tak obciachowego. Z drugiej - ludzi, którzy z mieszkańcami stolicy mają tajemniczy problem. Bo warszawiak to cwaniak, cham i prostak.

I rzekł Pan - za siebie wstydzić się będziesz

Kultury narodowe dzielą się na kultury wstydu i kultury poczucia winy. Przyglądając się publicznemu odżegnywaniu się od disco-polo w połączeniu z liczbami (81 milionów odtworzeni "Miłości w Zakopanem” Sławomira, 137 "Twych oczu zielonych” Akcentu), można odnieść wrażenie, że cierpimy na rozdwojenie jaźni.

Problem z eventami takimi jak Sylwester TVP w Zakopanem, nie jest wcale koszmarem intelektualistów i estetów. To raczej bolesne przypomnienie, że mimo prestiżowej posadki w stołecznym korpo i marmurowych blatów na kredyt ściąganych z Włoch, jakoś nie zostaliśmy koneserami muzyki instrumentalnej ani nawet jazzu.

Prędzej, niż po książki laureatów nagród literackich sięgamy po coachingujące brednie z półki z bestsellerami. I choć za nic nie przyznalibyśmy tego przed znajomymi, w skrytości serca wolimy swojski kawał krakowskiej, niż pastrami. Konfrontacja z rzeczywistością tego, jacy powinniśmy być i co lubić, jako mieszkańcy metropolii z wyższym wykształceniem, to jeden wielki zgrzyt. Etos inteligencji i elity trzyma się mocno i większość warszawskiej klasy średniej na jakimś poziomie się do niego odwołuje.

Jarosław Jaworski, specjalista PR, zajmujący się głównie kulturą, po ogłoszeniu w zeszłym roku, że na sylwestrze w telewizji publicznej wystąpi Zenek Martyniuk, pisał na swoim blogu: "Poczułem ulgę, że nie spotkało to naszego miasta (Torunia – red.). Jak musielibyśmy się wstydzić za to, że "gwiazdą" wielkiej sylwestrowej imprezy w mieście narodzin Kopernika, dumnej republice kupieckiej, o 800-letniej historii jest... Zenek Martyniuk”.

Choć fakt, że Jaworski czuje się z jakiegoś tajemniczego powodu reprezentantem Mikołaja Kopernika i republiki kupieckiej zakrawa na żart, wydaje się, że dobrze obrazuje śmiertelną powagę i oderwanie od rzeczywistości w kwestii kultury popularnej.

Całe to patologizowanie gorzej wykształconych i uposażonych, to nic innego, jak próba zakłamania rzeczywistości, w której jesteśmy takimi samymi chamami, jak ci, których za chamów uważamy. Disco polo mogłoby być inkubatorem dystansu do własnej kultury, a nie przyczynkiem do piętnowania i odżegnywania się .

Wybrane dla Ciebie

Cichopek poprosiła o wsparcie. Mówi o sytuacji Adriana ze "ŚOPW"
Cichopek poprosiła o wsparcie. Mówi o sytuacji Adriana ze "ŚOPW"
Nie opłaciłeś miejsca na cmentarzu? Musisz się z tym liczyć
Nie opłaciłeś miejsca na cmentarzu? Musisz się z tym liczyć
"Nie chcę uprawiać seksu z żoną". Seksuolog mówi o powodach
"Nie chcę uprawiać seksu z żoną". Seksuolog mówi o powodach
Z czego nie trzeba się spowiadać? Ksiądz zabrał głos
Z czego nie trzeba się spowiadać? Ksiądz zabrał głos
Można jeść surowe pieczarki? Boś wyjaśnia raz na zawsze
Można jeść surowe pieczarki? Boś wyjaśnia raz na zawsze
Ich ksiądz na ślubie zachowywał się okropnie. Gościni nie wytrzymała
Ich ksiądz na ślubie zachowywał się okropnie. Gościni nie wytrzymała
Łukasz Krasoń o seksualności osób niepełnosprawnych. "Jest tematem tabu"
Łukasz Krasoń o seksualności osób niepełnosprawnych. "Jest tematem tabu"
Wciskają się do domu jesienią. Działaj, nim będzie za późno
Wciskają się do domu jesienią. Działaj, nim będzie za późno
Pierwszy raz o rozwodzie. Tak mówi o rozstaniu z mężem
Pierwszy raz o rozwodzie. Tak mówi o rozstaniu z mężem
Miała raka. "Mam nadzieję, że dożyję bawienia wnuków"
Miała raka. "Mam nadzieję, że dożyję bawienia wnuków"
Tak objawia się rak gardła. Chce ostrzec Polaków
Tak objawia się rak gardła. Chce ostrzec Polaków
Zniknęła z telewizji. Oto czym się teraz zajmuje
Zniknęła z telewizji. Oto czym się teraz zajmuje