"Za przystojny na gwałciciela". Domniemanie niewinności Cristiano Ronaldo na podstawie muskulatury
"Taki przystojniak nie musiałby uciekać się do przemocy", "koleś wyglądający jak młody bóg nie gwałci" – tak internauci komentują doniesienia o kolejnych ofiarach Cristiano Ronaldo. Stereotyp, że jak gwałciciel, to na pewno obleśny, szokuje w pierwszej kolejności kretynizmem.
09.10.2018 | aktual.: 10.10.2018 20:15
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
On – multimilioner i prawdopodobnie najlepszy piłkarz na świecie, podziwiany przez rzesze. Ona – była hostessa z klubu nocnego w Vegas.
29 września "Der Spiegel" opublikował obszerny materiał opisujący historię Kathryn Mayorgi. Kobiety, która 9 lat temu miała zostać zgwałcona przez Cristiano Ronaldo. Świat podzielił się na dwa wrogie obozy. Jeden broni zawzięcie piłkarza, nie pochyliwszy się nawet nad okolicznościami, które skłoniły Amerykankę, żeby opowiedzieć o sprawie właśnie teraz. Drugi – zdecydowanie mniejszy - domaga się sprawiedliwości dla ofiary.
"Ludziom, których interesuje ta historia, radzę ją przeczytać zanim zaczną się wypowiadać. Nie obrażajcie Kathryn Mayorgi tylko dlatego, że nie chcecie przeczytać niczego negatywnego o Cristiano Ronaldo" – napisał na Twitterze Christoph Winterbach, dziennikarz, który ujawnił aferę.
Wydaje się jednak, że poznanie szczegółów sprawy dla komentujących jest nieporównywalnie mniej pociągające niż rzucanie sądów i bezpodstawnych oskarżeń. "Panienki chcą rozgłosu", "upozorowała gwałt", "chce pieniędzy", "dała d…, to nie gwałt" - to szufladki do których najczęściej wpychana jest Mayorga, na której spotkanie z gwiazdą footballu odcisnęło piętno na lata.
Dawno, ale prawda
W lipcu 2009 roku Ronaldo miał 24 lata i był tuż po rekordowym jak na tamte czasy transferze – przeszedł z Manchesteru do Realu Madryt za bagatela 94 miliony euro. Wakacje spędzał w Stanach ze szwagrem i kuzynem.
Kathryn była od niego rok starsza. Niedawno ukończyła dziennikarstwo na uniwersytecie stanowym. Pracowała jako fotomodelka, a po godzinach dorabiała jako hostessa – razem z atrakcyjnymi koleżankami robiły w ekskluzywnych lokalach "sztuczny tłum". Ich zadanie polegało na piciu udających drinki soczków. Obowiązkowo na obcasach i w sukienkach. Po wystaniu swojego przy barze, Kathryn umówiła się z koleżanką na imprezę w innym klubie.
W VIP roomie spotkały Cristiano Ronaldo, który był wyraźnie zainteresowany dziewczyną. Gadali chwilę i ten moment uwiecznił paparazzo, który następnego dnia sprzedał zdjęcie tabloidom. Ona w krótkiej jasnoszarej sukience na jedno ramię, on – w białej koszuli z krawatem. Kiedy następnego dnia będzie jechała do szpitala, zobaczy ten kadr w gazecie. Będzie miała wrażenie, że nie pochodzi sprzed kilku godzin, ale z innej epoki.
Cristiano przedstawił Kathryn i jej koleżankę towarzyszom, poprosił też o numer telefonu i zniknął z imprezy. Jakiś czas potem napisał, że robi afterparty w hotelu, w którym się zatrzymał. To nie było zaproszenie na seks. "Weźcie przyjaciół" – napisał piłkarz, a dziewczyny przyszły. Na balkonie było wielkie jacuzzi, w którym kąpali się ludzie.
Kathryn nie chciała zniszczyć sukienki i nie wyobrażała sobie powrotu w mokrej bieliźnie do domu. Poszła do toalety przebrać się w t-shirt, który od kogoś dostała. Według zeznań kobiety, które zostały opublikowane przez Football Leaks, a potem przez "Der Spiegel", Cristiano poszedł za nią, wszedł do łazienki nagi i usiłował namówić ją - najpierw na seks oralny, a potem na to, żeby zaczęła go dotykać. Kathryn odmówiła, a on się ubrał. Jak zeznała, nie czuła się wtedy jeszcze zagrożona.
Przeczytaj także:
Zobacz także
Bez prezerwatywy, bez lubrykantu
W apartamencie była w końcu jej przyjaciółka i inni ludzie. Ronaldo miał powiedzieć, że wypuści ją tylko, jeśli da mu całusa, na co Kathryn się zgodziła, żeby uniknąć dalszych przepychanek w drzwiach. Po opuszczeniu łazienki chciała iść do koleżanki, ale piłkarz miał zaciągnąć ją do pokoju i rzucić na łóżko. Mayorga twierdzi, że dopiero wtedy zrozumiała, co się dzieje. Ronaldo, mimo jej głośnych protestów, miał ją zgwałcić.
W upublicznionych przez portal Football Leaks dokumentach znalazł się kwestionariusz ze szczegółowymi pytaniami, które prawnicy zadawali piłkarzowi, żeby wiedzieć, jak wygląda jego sytuacja i jakich oskarżeń mogą się spodziewać. Choć relacje z tamtego wieczoru różnią się szczegółami, jak choćby tym, czy dziewczyny przyszły do hotelu od razu z imprezy, jedno się zgadza: Ronaldo potwierdził, że zgwałcił Kathryn Mayorgę.
"Mówiła 'nie' i 'przestań' wiele razy" – powiedział piłkarz swoim prawnikom w 2009 roku.
Gwałt się nie przedawnia
"Dlaczego sprawa sprzed 9 lat wypłynęła dopiero teraz?" – pytają piewcy teorii spiskowych, którzy są w stanie wyrzec się wszelkich praw logiki, byleby tylko bronić swojego idola.
Christoph Winterbach w swoim tekście szczegółowo wyjaśnia i to. Mayorga nie była jedną z tych ofiar, które "przypominają sobie o sprawie po latach". Po wyjściu z apartamentu była jak ogłuszona. Wstydziła się powiedzieć koleżance, z którą była tego wieczoru, co się wydarzyło. Kilka godzin później zadzwoniła do przyjaciółki z dzieciństwa i pojechała na obdukcję do szpitala. Czuła się fatalnie. Lekarze chcieli wzywać policję, ale Kathryn początkowo nie chciała podać nazwiska sprawcy. Rodzice, z którymi wówczas mieszkała, namówili ją na spotkanie z prawnikiem.
On skontaktowała się z przedstawicielami piłkarza. Nad sprawą wkrótce zaczął pracować zespół prawników – w tym Portugalczyk Osório de Castro i adwokaci amerykańscy, mający "wyjaśniać sprawę" na miejscu. Polegało to między innymi na obstawieniu Mayorgi prywatnymi detektywami, którzy prawdopodobnie mieli za zadanie znaleźć na nią haki. Notowali ilość pitego przez nią alkoholu, czy to, że przytuliła mężczyznę przed hotelem. Kathryn szybko zorientowała się, że jest śledzona. Czuła się zagrożona. Poprosiła ojca, żeby nauczył ją samoobrony.
Przeczytaj także:
Płać i milcz
Kiedy nadeszła propozycja pozasądowej ugody, jak donosi "Der Spiegel", polegającej de facto na zapłacie za milczenie, była już tak zmęczona, że postanowiła na nią przystać. Nigdy sama nie zażądała pieniędzy, nie dyskutowała kwoty. Piłkarz miał odmówić konfrontacji twarzą w twarz, na której najbardziej jej zależało. Wymieniał za to z prawnikiem ujawnione sms-y, w których dyskutowano, ile pieniędzy zapłacić. Podczas "mediacji" podobno sugerowano jej, że świadczy usługi seksualne i że źle się prowadzi. W tym czasie Kathryn, której zarzucano kłamstwo, kilkukrotnie wpadała w histerię. Była wtedy w bardzo złej kondycji psychicznej. Koniec końców ustalono kwotę – równowartość gaży piłkarza za tydzień pracy. Kathryn rzekomo chciała podpisać co trzeba i zapomnieć. Jednym z punktów porozumienia miało być odczytanie piłkarzowi, który odmówił spotkania z ofiarą, jej 6-stronicowego listu. Prawdopodobnie nigdy do tego nie doszło.
Taka umowa, w przeciwieństwie do procesu, gwarantowała jej i jej rodzinie anonimowość. Do tego wydawało się jej, że im szybciej sprawa zostanie zamknięta, tym szybciej uda się o niej zapomnieć. Nie udało się. Mayorga rzuciła pracę jako hostessa i modelka, zaczęła pić, miała myśli samobójcze. Leczyła się psychiatrycznie. Zaczęła mieć obsesję na punkcie "złej karmy" – czytała informacje dotyczące piłkarza, żeby zobaczyć, jak mu się powodzi. Dopiero potem trafiła na terapię i grupę wsparcia dla ofiar gwałtów. Zmieniła branżę, zaczęła uczyć w podstawówce.
Zasługi #metoo
To też nie tak, że Kathryn Mayorga na fali #metoo postanowiła coś ugrać. Chociaż przyznaje, że akcja miała wpływ na jej decyzję. Kiedy się zaczęła, kobieta całe noce spędzała czytając historie kobiet, które dotychczas milczały. Podobne do jej własnej. Zastanawiała się obsesyjnie, czy piłkarz nie zrobił czegoś podobnego innej kobiecie.
To było kilka miesięcy po tym, jak "Der Spiegel" trafił na ślady sprawy z 2009 i opisał poszlaki, używając jej imienia i nazwiska. Ronaldo kategorycznie zaprzeczał, a ona stała się kobietą, która śmie twierdzić, że król strzelców ją zgwałcił.
"Dobre sobie" – pisali niemieccy internauci. I podobnie jak Polacy śmiali się, że taki gość jak Cristiano Ronaldo nie musi nikogo gwałcić, przywołując przykłady jego superseksownych dziewczyn. No a potem sprawa ucichła – piłkarz strzelił trzy bramki w meczu z Bayernem Monachium.
Po tym jak nazwisko Kathryn wyciekło do mediów, a Ronaldo i jego prawnicy złamali ustalenia ugody, robiąc z niej naciągaczkę i oszustkę, 34-latka postanowiła bronić swojego imienia w sądzie. Od publikacji jej historii na łamach niemieckiego tygodnika nie minął nawet miesiąc, a do jej prawnika, jak donosi tygodnik "Wprost", zgłosiły się dwie inne kobiety, które utrzymują, że zostały zgwałcone przez gwiazdę footballu.
Można się oprzeć
Zakładanie, że jest jakiś pułap wyglądu, powyżej którego komuś "nie można się oprzeć", jest patologiczne. To przeciwległy biegun głosów, które za gwałt obwiniają krótką sukienkę albo "wyzywający" makijaż. Sprowadzają ludzi do zwierząt, których fizjologia jest znacznie silniejsza niż strona racjonalna. Poza tym oba są z gruntu mizoginistyczne.
Kathryn Mayorga w 2009 była młodą dziewczyną. Miała prawo się bawić, miała prawo ubierać się w krótkie sukienki i miała prawo pić alkohol. Imponowało jej, że zwrócił na nią uwagę znany piłkarz – i w tym też nie ma niczego niewłaściwego. Jedyną osobą, która nie miała tu prawa do czegoś, a to zrobiła, jest Cristiano Ronaldo.
Żeby kobieta zasłużyła na współczucie, musi najwyraźniej zostać zamordowana. Najlepiej brutalnie. Trudno współczuć ofierze gwałtu, skoro podważa się nawet sam fakt, że do niego doszło. "Na moje to nie był gwałt…" pisze jeden z mężczyzn na profilu tygodnika "Wprost" na Facebooku. Pod swoim imieniem i nazwiskiem, bez cienia zażenowania. Jak gdyby gwałciciela można było rozpoznać po muskulaturze. Idąc tym tropem złodziei będziemy poznawać po zarobkach, bo przecież ktoś, kto "nie musi, nie ukradnie".
Trudno powiedzieć, czy to początek końca Cristiano Ronaldo. Droga do zdyskretydowania Harveya Weinsteina, Billa Cosby'ego czy Larry'ego Nassara - lekarza amerykańskiej reprezentacji gimnastyczek sportowych, też była długa i wyboista. W każdym przypadku zaczęło się tak samo. Od jednej ofiary, która zdecydowała się opowiedzieć o tym, co ją spotkało. Potem pojawiały się kolejne, aż nagle okazywało się, że ktoś coś widział, a ktoś słyszał.
Kamyczek uruchamiał lawinę. W każdej z tych spraw było podobnie - spokój mężczyznom znacznie bardziej wpływowym od swoich ofiar gwarantował sztab sowicie wynagradzanych prawników i wysoki "fundusz milczenia". Do czasu.