Zabawa w dorosłych. Młodzi Polacy się rozwodzą
Coraz więcej polskich młodych małżeństw rozpada się w pierwszych latach wspólnego życia. Niektóre nie świętują nawet pierwszej rocznicy. Pierwsze trudności, kłótnie i decyzja o rozwodzie po kilku miesiącach. Wśród rozwodników coraz więcej jest osób przed 24 rokiem życia. - Nie wiedziałam co dalej, dorosłe życie, koniec studiów, wydawało mi się, że muszę jakoś zorganizować swoje życie, pierwszy do odhaczenia był ślub - mówi Iwona.
01.02.2017 10:38
Iwona i Kamil wzięli ślub na ostatnim roku studiów. Para farmaceutów, z dobrych domów. Kiedy stanęli oko w oko z dorosłym życiem, postanowili podjąć jakieś decyzje, zaplanować przyszłość. - Byliśmy przestraszonymi życiem, obarczonymi oczekiwaniami ze strony rodzin dzieciakami. Nie wiedzieliśmy co dalej, to się pobraliśmy. Kochaliśmy się na zabój - opowiada Iwona.
Wesele urządzili z pompą, było 200 gości, cała rodzina i przyjaciele. Za wszystko zapłacili rodzice młodej pary. W prezencie dostali mieszkanie w Warszawie, dwa pokoje, w tym jedno z kołyską. Na podróż poślubną wybrali Brazylię. Spędzili tam trzy tygodnie. - Piliśmy, imprezowaliśmy i kochaliśmy się. Tak bym w skrócie powiedziała. Sielanka trwała aż do powrotu do naszego nowego domu. Mieszkaliśmy razem pół roku przed ślubem, a związek trwał niewiele ponad rok. Po powrocie zaczęliśmy się kłócić, szukaliśmy pracy, nie było pieniędzy. Patrzyliśmy na siebie nawzajem i oczekiwaliśmy, że to ta druga strona powinna być dorosła.
Stare zrzędzące małżeństwo
Rodzice załatwili Kamilowi pracę w aptece. Był wściekły, nie chciał sprzedawać ludziom aspiryny, marzyła mu się kariera naukowa. Rodzice kazali mu być odpowiedzialnym i pracować na dom. Iwona próbowała zajść w ciążę, jak sama mówi, z nudów - Nie miałam planu na życie. Pomyślałam, że chyba czas kołyskę w pokoju wypełnić. Oczywiście nam nie szło. Zaczęłam się badać, jeździłam od lekarza do lekarza, płacili moi rodzice. Z czasem zaczęłam histeryzować, że jestem bezpłodna i nikt nie może mi pomóc.
Iwona nie pracowała. Kamil pracował, ile się dało. Musiał utrzymać rodzinę. Był wściekły, kiedy wracał do domu. Robił awantury, że nie jest posprzątane, a w lodówce pusto i skoro Iwona nic nie robi, to mogłaby przynajmniej zająć się domem. - Kłóciliśmy się strasznie, jak nigdy, z wesołej młodej pary zmieniliśmy się w stare zrzędzące małżeństwo. Byłam załamana i wściekła, patrzyłam na Kamila i myślałam sobie, kto to do cholery jest, co my w ogóle robimy? To trwało rok.
Rozwiedli się, bo nie mogli na siebie patrzeć. Rodzice z jednej i drugiej strony byli załamani. - Sprzedaliśmy mieszkanie, żyliśmy osobno. Spotkaliśmy się na kawę pół roku po rozwodzie, Kamil zadzwonił i zapytał, co słychać. Przegadaliśmy całą noc na ławce pod blokiem. Było jak wcześniej, przed tym głupim śmiesznym ślubem. Powiedzieliśmy sobie wtedy nawzajem, że to była zabawa w dorosłych, nakręcona trochę przez naszych rodziców i przez nasz strach przed dorosłym życiem.
Iwona i Kamil wrócili do siebie pół roku po rozwodzie. Żyją razem bez ślubu, oboje twierdzą, że po 30-tce zaczną myśleć o dziecku.
Nie chciałam być, jak rodzice
Poznali się w oazie, mieli po 17 lat. Pobrali się 4 lata później. - Było dokładnie tak, jak ludzie z naszych kręgów sobie wyobrażają: wspólne nabożeństwa, wyjazdy do sanktuariów, pielgrzymka. Mieliśmy wspólny cel i było nim naśladowanie Jezusa Chrystusa - pyta Alina, 30-latka, rozwódka od 7 lat. Oboje byli przykładnymi katolikami: młodzi, atrakcyjni, swoim zachowaniem chcieli pokazać, że katolik po 20-tce żyje normalnie, normalnie się z nim rozmawia, imprezuje itp.
Razem wyjechali na studia na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, on na psychologię , ona na polonistykę. Zamieszkali osobno, w akademikach, ale spędzali razem każdą wolną chwilę. - Całowaliśmy się, ale nie specjalnie namiętnie, żeby nie przekroczyć granicy. Raz spaliśmy w jednym łóżku, ale nawet nie za bardzo się przytulaliśmy. Nie chcieliśmy siebie nawzajem prowokować. Broniliśmy naszego dziewictwa - mówi Alina.
Rodzice Aliny i Kuby nie byli wierzący. - Jestem jedynaczką. Moi rodzice to artyści, ojciec jest malarzem, a mama historyczką sztuki. Całe życie patrzyłam na dwoje indywidualistów, którzy myślą tylko i wyłącznie o sobie, dbają o swój interes, a interes rodziny odkładają na potem.
Alina, kiedy miała 15 lat poszła na spotkanie oazy razem z koleżanką z harcerstwa. - Było coś naprawdę uspokajającego w grupie, na którą trafiłam. Coś jak harcerstwo, ale wzbogacone o ten jeden jedyny najwyższy sens, czyli Boga. Przestałam się bać o rodziców, o przyszłość, bo wiedziałam, jak żyć, żeby Bóg mnie kochał.
Rodzice Aliny nie pochwalali jej religijnej aktywności. Oboje przez całe życie kłócili się z własnymi rodzinami o wszystkie możliwe święta religijne, nie było Bożego Narodzenia, nie było Wielkanocy.
Ojciec Kuby pił i bił. Nie krył się ze swoim nałogiem. Przepijał wszystko, co miał. Matka piła w ukryciu. - Kuby rodzice byli na dnie, on potrzebował opieki, miłości, potrzebował wiedzieć, jak żyć, w co wierzyć. Tak jak ja był samotny. Byliśmy sobie bardzo potrzebni.
Ślub był skromny, 30 osób, bliska rodzina. - Już w dniu ślubu wiedziałam, że termin przydatności naszej relacji minął. Byliśmy sobie potrzebni jako zagubieni nastolatkowie. Ale jako młodzi ludzie, którzy właśnie dostali trochę wolności, stawaliśmy się sobie obcy. Gdybym dziś spotkała samą siebie w dniu ślubu, powiedziałabym sobie „uciekaj!”. Ale wtedy wierzyłam, że to próba, którą zesłał na nas Bóg.
Spędzili razem dwa lata, wynajmowali małą kawalerkę, pozornie wszystko było w porządku. Młode małżeństwo na dorobku. - Mąż odsuwał się ode mnie. Zaczął często wyjeżdżać do rodziców. Miałam wrażenie, że ucieka przede mną.
Wniosek o rozwód Alina wniosła w przeddzień drugiej rocznicy ślubu. - Dziś jestem zaręczona, mój narzeczony nie jest wierzący. Jesteśmy razem dwa lata, planujemy ślub świecki. O Kubie wiem tylko tyle, że jest sam i przyłączył się do świadków Jehowy.
Alina swoje pierwsze małżeństwo określa mianem buntu. - To była złość na świat, na skomplikowaną relację moich rodziców. Niektórzy piją, ćpają. A inni łykają idee. Nie chciałam być jak rodzice, chciałam być lepsza. Kiedy w wieku 23 lat byłam rozwódką, pomyślałam, że chyba czegoś nie wiem o sobie, bo mój ślub był jedynie próbą udowodnienia sobie i innym, że jestem kimś wyjątkowym, że potrafię kochać niemalże jak Jezus. Rozwód wyprowadził mnie z tego przekonania.
Chciałam mieć dziecko i męża
Malwina wyszła za Piotrka w wieku 22 lat, po roku znajomości. Była w ciąży i, ku rozpaczy całej swojej rodziny, do ślubu poszła z brzuchem. Ale jej to było obojętne, pomyślała, że tak właśnie się żyje. - Chciałam mieć dziecko, chciałam mieć męża i tworzyć rodzinę. Wydawało mi się, że tak po prostu robią ludzie, żenią się i mają dzieci.
Maliwna z wykształcenia ekonomistką, Piotrek skończył technikum budowlane. Nie chciał dziecka, namawiał na aborcję. W końcu uległ. Rodzice kazali mu się oświadczyć. - Zaczęłam się denerwować, kiedy byłam miesiąc przed rozwiązaniem, a Piotrek zaczął sprowadzać do domu kolegów i pić do rana. Oczekiwał, że będę im robić kanapki. Mówił, że pije za pomyślne rozwiązanie i zdrowie syna.
Tydzień przed narodzinami dziecka, Piotrka wyrzucono z pracy. Jeździł z firmą budowlaną budować sieciowe supermarkety, nieźle zarabiał. W Piotrku rosła bezradność. Coraz więcej pił. Kiedy koledzy przyprowadzali go ledwo przytomnego do domu, bełkotał, że nigdy nie chciał ślubu.
Na trzeźwo nie chciał wracać do wyznań na temat ślubu. Mówił, że kocha ją i dziecko. Wychodził na całe dnie szukać pracy, wracał kompletnie pijany. Któregoś razu, Malwinie odeszły wody, zadzwoniła po ojca, który zabrał ją do szpitala. Piotrek został pijany w domu.
- Rano przyszedł do szpitala, płakał ze szczęścia, mówił, że wszystko się ułoży. Kiedy przyjechaliśmy do domu z synkiem, Piotrka ciągle nie było. Znikał na całe dnie. Przez kilka miesięcy nie pił, ale co z tego, skoro ja byłam z dzieckiem sama. Nie wracał na noc. Dzwoniłam, pisałam esemesy, a on nie reagował.
Po dwóch miesiącach powiedział, że się zakochał. Spakował się i wyszedł z domu. - Wniosek o rozwód wniosłam dwa latapo ślubie. Piotrka rodzice pomagają mi w opiece nad synem. Płacą zamiast niego alimenty.
Malwina mieszka u swoich rodziców. Zaczęła pracę w dużej firmie. O swoim małżeństwie mówi, że jest nieważne, bo tego nie można nazwać małżeństwem. - Nie powinno być tego ślubu. Wszystko było za szybko. Cieszę się, że mam wspaniałego synka, ale gdybym miała wybór, nigdy z jego powodu nie wzięłabym ślubu. Kilka lat zajęło mi uświadomienie sobie, że Piotr nigdy nas nie chciał, byłam jego przelotnym romansem z imprezy.
W ostatnich latach rozpada się w Polsce ponad 200 tys. małżeństw rocznie, w tym około 30 procent w wyniku rozwodu, a pozostałe prawie 70 proc. w wyniku śmierci współmałżonka. W latach 90. ub. wieku oraz na początku bieżącego stulecia proporcje wynosiły: niespełna 20 do ponad 80.
Według badań Marty Styrc, prowadzonych w ramach projektu Famwell (2010, SGH) najczęstszymi przyczynami rozwodów jest: niezgodność charakterów, zdrada, alkoholizm, bezpłodność oraz kłopoty finansowe. Niezmiennie w ponad dwóch na trzy przypadki o rozwód występuje kobieta.