Żaden polski król nie poniżył tak bardzo swojej żony. Oto co powiedział, gdy zobaczył ją po raz pierwszy

Podróż do Polski miała być zwieńczeniem życiowych marzeń Marii Gonzagi. Francuska arystokratka wyzbyła się wszystkich posiadłości i perspektyw w ojczyźnie, a nawet zmieniła imię – na Ludwikę Marię – aby wreszcie dostąpić upragnionej korony. Nad Wisłą czekało ją jednak wielkie rozczarowanie.

2. Maria Gonzaga na miedziorycie z 1645 roku. Portret jest znany w wielu zbliżonych do siebie wariantach, zwykle niezbyt udanych
2. Maria Gonzaga na miedziorycie z 1645 roku. Portret jest znany w wielu zbliżonych do siebie wariantach, zwykle niezbyt udanych
Źródło zdjęć: © Wielka Historia

Małżeństwo Ludwiki Marii Gonzagi miało charakter czysto polityczny. Zawarto je w interesie dworu francuskiego i było negocjowane bezpośrednio przez potężnego kardynała Mazzariniego oraz królową matkę Annę Austriaczkę.

Aby nic nie zakłóciło układów, ślub przypieczętowano już w Paryżu – tyle że bez udziału polskiego króla, którego zastąpił specjalnie wyznaczony pośrednik. 5 listopada 1645 roku 35-letnia Ludwika Maria została żoną Władysława IV Wazy, którego nigdy nie widziała na oczy.

Nalany, brzydki, wymagający

Arystokratka zdawała sobie dobrze sprawę z tego, że starszy od niej o 16 lat monarcha jest bardzo schorowany. Nie oszczędzono jej też doniesień o wyjątkowo niezachęcającej sylwetce Wazy.

Podpisanie kontraktu ślubnego Ludwik Marii Gonzagi. Rycina Abrahama Bosse z 1645 roku
Podpisanie kontraktu ślubnego Ludwik Marii Gonzagi. Rycina Abrahama Bosse z 1645 roku© Wielka Historia

Po Francji krążył nawet złośliwy wierszyk, wyśmiewający fakt, że panna o tak świetnym pochodzeniu – uważająca się za spadkobierczynię cesarzy bizantyjskich – została wydana za człowieka siwego i z wielkim brzuszyskiem.

Ludwika Maria ignorowała wszelkie docinki. Skądinąd doszły ją wieści, że Władysław to władca oświecony, rozmiłowany w sztuce, wielce kulturalny. Chociaż na pewno nie przystojny.

"Był właściwie kaleką, monstrualnie gruby, o nalanej twarzy, brzydki" — wylicza historyczka Bożena Fabiani. Dla Francuzki to wszystko nie miało jednak znaczenia. Nad Wisłę jechała nie po miłość, ale po koronę.

Wierzyła, że król będzie dla niej partnerem w inteligentnej, salonowej dyspucie; że ona sama stanie się jego doradczynią, nawet przyjaciółką. I że będzie mogła robić to, co zawsze było dla niej celem — panować. W najgorszym razie spodziewała się przynajmniej szacunku i pozorowanej uprzejmości. Ale nawet to były nadzieje zdecydowanie na wyrost.

Dzień rozczarowania

Władysław faktycznie miał lotny umysł i liczne talenty. Szarmanckim nie można by go było jednak nazwać. U schyłku życia stale zdradzał irytację, uchodził za choleryka, był opryskliwy. I to nawet w chwilach, kiedy etykieta wydawała się sprawą najwyższej wagi.

Swoim odstręczającym, wręcz nieludzkim manierom dał wyraz 10 marca 1646 roku, gdy po rozlicznych trudnościach, opóźnieniach i wykrętach zgodził się powitać małżonkę w Warszawie.

2. Maria Gonzaga na miedziorycie z 1645 roku. Portret jest znany w wielu zbliżonych do siebie wariantach, zwykle niezbyt udanych
2. Maria Gonzaga na miedziorycie z 1645 roku. Portret jest znany w wielu zbliżonych do siebie wariantach, zwykle niezbyt udanych© Wielka Historia

"Rozczarowanie i wstyd nie dodają krasy"

W połowie oficjalnego wjazdu do miasta nowa królowa zatrzymała się w przygotowanym zawczasu domu, aby się "przebrać i dać sobie utrefić włosy". Na pewno chciała w tym dniu wyglądać jak najpiękniej. Ze źródeł jasno jednak wynika, że nie do końca jej się to udało.

Ogromne zmęczenie, trudy towarzyszące wielomiesięcznej podróży przez ogarniętą wojną Europę, a chyba przede wszystkim stres odbijały się na twarzy i sylwetce Gonzagówny.

"Rozczarowanie i wstyd nie dodają krasy niewiastom, a cierpienie pozbawia oczy blasku" — komentowała francuska dama dworu i pamiętnikarka pani de Motteville. Ludwika Maria już zmagała się z obawami; zaraz miała zaś najeść się wstydu i stracić wszelkie nadzieje.

Konkurencja nie do pokonania

Być może największy problem wynikał z tego, że nowej królowej przyszło konkurować… z samą sobą.

Władysław IV był w posiadaniu portretu Gonzagówny, który przysłano mu już w roku 1635, podczas wcześniejszych, nieudanych negocjacji ślubnych. Obraz nie przetrwał do naszych czasów. Należy jednak sądzić, że umiejętny artysta, zaangażowany w sprawę o tak wielkiej wadze, upiększył swoją modelkę, udoskonalił jej rysy, czy nawet uczynił z niej wzór XVII-wiecznej urody.

Na widok tego portretu Władysławowi szybciej zabiło serce. I choć względy polityczne kazały mu wówczas wybrać Habsburżankę, zachował piękny portret.

Już dwudziestoczteroletnia Ludwika Maria musiałaby ogromnie się trudzić, by dorównać swojemu malarskiemu alter ego. Teraz jednak panna młoda była kobietą o dekadę starszą. A nawet najbardziej zadbana i elegancka dama po trzydziestce nie byłaby w stanie z powodzeniem udawać niewinnego podlotka.

Król Polski, który sam zmienił się nie do poznania — z przystojnego i silnego młodzieńca o przyjemnej aparycji w "siwego brzuchacza", z którego szydziła paryska ulica — powinien był to rozumieć lepiej niż ktokolwiek inny. Wcale jednak nie rozumiał.

Ludwika Maria odznaczała się śnieżnobiałym uśmiechem, piękną karnacją, regularnymi rysami, wielu komentatorów chwaliło też jej ogólną sylwetkę. Zdecydowanie mogła się podobać, nawet jeśli — jak notował jeden z polskich magnatów — ciężka droga wywołała u niej "bladość i wymizerowanie oblicza". Najwidoczniej jednak Władysław oczekiwał znacznie więcej.

"Bez cienia przyjaźni i dobrotliwości"

Pani de Motteville, znająca temat za sprawą rozmów z francuską ambasadorką marszałkową de Guébriant, pisała, że król był "stary, ociężały na skutek podagry i tuszy" oraz, że powodowały nim "choroba i markotne usposobienie".

Władysław IV Waza na XVIII-wiecznym obrazie
Władysław IV Waza na XVIII-wiecznym obrazie© Licencjodawca

Na Ludwikę Marię czekał przez cały dzień, najpierw wypatrując grzęznących w błocie karoc z okien pałacu, a następnie siedząc w drzwiach kościoła. Dwa niezależne źródła podają, że ponieważ spuchnięte nogi nie pozwoliły mu wziąć udziału w pochodzie, kazał ograniczyć ceremonie i zrezygnować z należnej w takim momencie pompy.

Gdy wreszcie Ludwika Maria uklękła przed małżonkiem, ten — według pani de Motteville — "odniósł się do niej bez cienia przyjaźni i dobrotliwości". I to mimo że ledwie parę godzin wcześniej, przez pośredników, wyrażał "gorące pragnienie" zobaczenia oblubienicy.

Jedyny komentarz króla

Księżniczka, pobladła i stremowana, ucałowała wyciągniętą dłoń króla. On nie zrobił żadnego gestu, nie odezwał się. Zmierzył tylko Ludwikę Marię wzrokiem i odwrócił głowę. Wreszcie przemówił, ale do stojącego obok francuskiego dyplomaty, hrabiego de Brégy.

Mówił z drwiną, tak głośno, by słyszał go każdy dokoła. Dworzanie, dyplomaci, członkowie orszaku i przedstawiciele elit: "I to ma być ta wspaniała piękność, o której tyle mi pan opowiadał?".

Na ripostę nawet nie czekał. Kazał kanclerzowi wygłosić oficjalną łacińską przemowę, z grobową miną wysłuchał też oracji przyszykowanej przez towarzyszącego Ludwice Marii francuskiego biskupa. Gdy tylko dobiegła końca, polecił zanieść swoje krzesło przed ołtarz.

"Oboje doznali głębokiego rozczarowania"

Nawet dla świadków, którzy nie słyszeli brutalnego komentarza, było rzeczą oczywistą, że król nie jest kontent. "Nasunęła mi się myśl złowróżbna. Podobnie jak inni, zauważyliśmy, że najlepsza i piękna pani przy wejściu do kościoła nie spodobała się królewskiemu małżonkowi" — relacjonował kanclerz wielki litewski Albrycht Stanisław Radziwiłł.

Oboje, jak podkreślał senator, "doznali głębokiego rozczarowania". Król wyglądem małżonki, królowa — wyjątkowym chamstwem i bezdusznością męża.

Także Stanisław Oświęcim, inny obserwator wypadków, powtarzał osąd zebranych, że król "nie taką w Królowej Jej Mości gładkość widział, jak mu obiecywano i na konterfektach z Francji posyłanych malowano". W efekcie miał z miejsca i zupełnie "stracić serce do niej".

Milczenie i melancholia

Zdruzgotana Ludwika Maria starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo przeżyła kulminacyjny moment podróży. Francuska dama dworu musiała jednak mieć słuszność, pisząc, że "cała jej radość pierzchła na skutek prezencji króla".

Dalej pani de Motteville notowała, że Władysław "nie tracąc nic ze swej szorstkości, poślubił powtórnie królową", by potwierdzić związek już zawarty w Paryżu. Gonzagówna próbowała okazywać radość, włączać się w śpiewy i laudacje. Trudno było jej jednak zachować pozory w sytuacji, gdy Władysław nieustannie się krzywił.

Ludwika Maria na jednej z kopii zaginionego portretu pędzla Justusa van Egmonta. Być może wariant tego właśnie obrazu trafił do Władysława IV w toku negocjacji ślubnych
Ludwika Maria na jednej z kopii zaginionego portretu pędzla Justusa van Egmonta. Być może wariant tego właśnie obrazu trafił do Władysława IV w toku negocjacji ślubnych© Wielka Historia

"Zaprowadziliśmy potem Królestwo Ich Mość gankami zwyczajnymi do pokojów" — ciągnął swą opowieść Stanisław Oświęcim. Nie było w tym dniu żadnych zabaw dworskich, nawet najznamienitsi goście rozeszli się do domów.

Władysław i Ludwika Maria zasiedli wspólnie do wieczerzy w możliwie najwęższym gronie. "Nie w takiej jednak, jak się spodziewano wesołości" — skomentował jeden z pamiętnikarzy. — "Owszem, raczej w milczeniu i melancholii".

"Lepiej by było wrócić do Francji"

Marszałkowa de Guébriant, pełniąca rolę opiekunki nowej królowej i gwarantki dopełnienia związku, starała się pudrować rzeczywistość, robić jak najlepszą minę do tak zepsutej i przykrej rozgrywki.

Przekonywała króla, że przyprowadziła mu "jedną z najcnotliwszych i najpiękniejszych, i najdoskonalszych księżniczek, jakie kiedykolwiek wyszły z Francji". O tym, jak niewiele wskórała, znów można wnioskować z pamiętników pani de Motteville.

"Wszystko, z czym się zetknęły" — pisała o wrażeniach marszałkowej i królowej paryska dama dworu — "wzbudziło w nich przerażenie". Jedzenie miało być z wyglądu "okropne, a tysiąc razy jeszcze gorsze w smaku". Król milczący i opryskliwy. Podobno do samej Gonzagówny "nie przemówił ani razu".

Finał posiłku też okazał się kompromitujący, jako że Władysław IV kazał się odnieść do własnych komnat, a Ludwikę Marię odesłano do przeznaczonych dla niej apartamentów. O nocy poślubnej monarcha nawet się nie zająknął.

"Królowa, przybita sytuacją, powiedziała cicho do swej opiekunki, że lepiej by jej było wrócić do Francji" — notowała pani de Motteville.

Kamil Janicki "Damy srebrnego dworu"
Kamil Janicki "Damy srebrnego dworu"© Wydawnictwo Literackie

O pełnym blichtru, ale też brudu i tragedii świecie XVII-wiecznego dworu przeczytacie w książce Kamila Janickiego pt. "Damy srebrnego wieku"

Kamil Janicki - historyk, pisarz i publicysta, redaktor naczelny WielkiejHISTORII. Autor książek takich, jak "Damy polskiego imperium", "Pierwsze damy II Rzeczpospolitej", "Epoka milczenia czy Seryjni mordercy II RP", "Pańszczyzna". Jego najnowsza pozycja to "Damy srebrnego wieku" (2022).

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (9)