Kobiet pracujących w zawodzie taksówkarki jest w Polsce coraz więcej. Według najnowszych danych Ubera liczba ta w porównaniu z ubiegłym rokiem wzrosła aż o 433 proc. Polska jest też pierwszym krajem na świecie, w którym wprowadzono usługę tylko dla pasażerek, dlatego firmy rozszerzają przejazdy realizowane dla kobiet przez kobiety.
"Albo konfesjonał, albo kozetka"
Panie wybierają ten zawód, bo nie zamyka ich w określonych ramach czasowych i daje bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem. - Mogę pracować, kiedy chcę i ile chcę - mówi Wirtualnej Polsce Dominika Sowińska, taksówkarka z Trójmiasta z półtorarocznym stażem. - Oczywiście ma to też swoją drugą stronę. Trzeba być konsekwentnym, inaczej przesiedzi się 20 godzin w domu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taksówkarz z Zakopanego opisuje, jak wygląda sytuacja w mieście
Uważa, że kobieta za kierownicą taksówki jest gwarantem bezpieczeństwa, którego w ostatnich latach brakowało, dochodziło do różnego rodzaju napaści i nieprzyjemnych sytuacji. Z jej obserwacji wynika, że 80 proc. pań woli, by wiozła je właśnie kobieta, chociaż nie brakuje również mężczyzn. Wielu, widząc płeć piękną za kółkiem, chętniej się otwiera i nawiązuje rozmowę.
- Zawsze się śmieję, że u mnie w samochodzie jest albo konfesjonał, albo kozetka psychologa. Kobiety lubią rozmawiać na tematy typowo kobiece, natomiast mężczyźni radzą się, jaki prezent kupić żonie lub dziewczynie, gdzie dobrze spędzić czas w Trójmieście - opowiada.
Pani Dominika pamięta sytuację, gdy jej taksówka stała się schronieniem dla kobiety uciekającej przed śledzącym ją mężczyzną. Innym razem przewoziła 100 róż, które jeden z panów kupił swojej wybrance.
- Pamiętam też klienta, który stracił prawo jazdy w Sopocie za jazdę pod wpływem alkoholu, a koniecznie musiał się dostać do Warszawy. Trafił mi się więc z marszu fajny kurs do stolicy.
Jak podkreśla, zazwyczaj spotykają ją pozytywne sytuacje. Być może to kwestia przyciągania. - Wobec klientów jestem otwarta i uśmiechnięta, dzięki czemu może chętniej się przede mną otwierają - mówi z uśmiechem. - Sytuacja nieprzyjemna zdarzyła mi się tylko raz. Wsiadło małżeństwo: trzeźwa kobieta i mężczyzna pod wpływem alkoholu, który strasznie wyzywał tę żonę, więc postanowiłam zainterweniować, mówiąc, że nie życzę sobie takiego zachowania w mojej obecności. Stwierdziłam stanowczo, że jeśli pan nie przestanie, będzie musiał wysiąść. Należy więc być stanowczym, a jednocześnie wiedzieć, czego oczekuje od nas pasażer. 23 lata pracy z klientem nauczyło mnie wyczuwać, czy ktoś w ogóle ma ochotę na rozmowę.
Najtrudniejszy w zawodzie taksówkarki okazuje się siedzący tryb pracy, 8 godzin za kółkiem, a co za tym idzie ból pleców i problemy ze wzrokiem.
Pytana, jak na kobietę reagują koledzy-taksówkarze, mówi wprost, że bywa bardzo różnie. - Część reaguje pozytywnie. Uśmiecha się, wita i puszcza zalotnie oczko. Natomiast są mężczyźni z tzw. poprzedniej kadencji, którzy zajeżdżają drogę, są opryskliwi i nieuprzejmi.
"Grzeczna stanowczość"
Magdalena Kasprzak jest taksówkarką w Warszawie od kilku miesięcy. Jak opowiada Wirtualnej Polsce, pracuje głównie w nocy. Dba o dobrą atmosferę w swoim samochodzie, puszcza stonowaną muzykę, ma koszyczek ze słodkościami i ładowarki do telefonu, które w niektórych sytuacjach okazują się produktem pierwszej potrzeby.
Uśmiech na twarzy, pogoda ducha i "grzeczna stanowczość" to jej klucz do sukcesu. Kobiety wozi głównie w weekendy, ale to mężczyźni zazwyczaj próbują "ingerować w jej strefę osobistą", przekraczać granicę i podrywać. Ratuje ją spokój i opanowanie. - Nie mam już 20 lat, trochę już widziałam, znam paragrafy i przepisy, więc podchodzę do tego ze spokojem - opowiada.
- Miałam sytuację, że pasażer gotówkowy ewidentnie podrywał mnie przez całą drogę, więc grzecznie go zbywałam. Na koniec powiedział, że jeśli nie dam mu numeru telefonu, nie zapłaci. Myślał, że zrobię wszystko, by dał mi pieniądze. Wskazałam mu grzecznie drzwi i powiedziałam, że jak nie chce płacić, nie musi. Wiedziałam, że wyrównają to w aplikacji i doliczą mu do następnego kursu. Finalnie zapłacił, dając nawet dobry napiwek. A telefonu nie dostał - śmieje się.
Kobiety-pasażerki bez wątpienia są dla niej gwarancją bezpieczeństwa. - Jeszcze nigdy nie słyszałam, żeby jakaś kobieta zgwałciła drugą kobietę w taksówce. Panie często wypytują o pracę, są ciekawe szczegółów, bo wiele z nich chciałoby spróbować tego fachu.
Pracując wiele lat z mężczyznami, nauczyła się reagować na zaczepki. Podpity pasażer nie robi na niej wrażenia, szczególnie taki, któremu zbiera się na szczerość.
- Pamiętam pana, który wziął kurs z aplikacji i bardzo potrzebował porozmawiać. Domówił jeszcze kolejny, by mieć dodatkową godzinę na opowiadanie o swoich problemach miłosnych, rozwodzie z żoną, podziale majątku i opieki nad dziećmi. Zobaczył we mnie swoją sojuszniczkę i potrzebował pogadać.
Tematem zapalnym bywa za to polityka i... kwestia zapinania pasów w taksówce. - Pasażerowie nagminnie nie chcą ich zapinać, ale jestem nieugięta - dodaje.
Pracę taksówkarki kocha za kontakt z ludźmi, elastyczny czas pracy i możliwość poznawania historii, do których wielu nie ma dostępu. Magdalenie zdarza się również wozić znane osoby, jednak traktuje ich jak każdego innego człowieka.
- Dążę do tego, by ta rozpoznawalność nie wpłynęła na utratę przez nich komfortu i spokoju. Jeżeli ktoś wybiera taksówkę, robi to po to, by nie zostać rozpoznanym w autobusie. A gdy nawet rozpoznam daną osobę, na pewno tego nie drążę.
"Trzeba być człowiekiem"
Katarzyna Kozuń została katowicką taksówkarką, bo dzięki temu łatwiej łączy macierzyństwo z życiem zawodowym. Choć pracuje dla "partnera flotowego", to od niej zależy, ile tak naprawdę godzin spędza za kółkiem. - Im więcej pracuję, tym więcej zarabiam - podkreśla w rozmowie z WP. - Zawsze marzyłam, by być dobrym kierowcą. Początkowo bardzo się bałam jeździć samochodem. Dziś jestem dumna z tego, że świetnie prowadzę.
Jak mówi, klientów stawiających na taksówkarki nie brakuje. Pasażerowie chętniej wybierają panie, bo jeżdżą one ostrożniej i do klientów podchodzą z większą empatią. - Zawodowo jeżdżę ponad dwa lata i do tej pory nie dostałam ani jednego mandatu. Staram się, by w mojej taksówce było komfortowo i bezpiecznie, dlatego mówię głośno o konieczności zapinania pasów, co często generuje konflikty z pasażerami. Mam wrażenie, że taksówkarze starszej daty nauczyli ludzi, że w taksówce wszystko wolno.
Podkreśla, że pasów najczęściej nie chcą zapinać kobiety. - Pamiętam panią, która jechała z małym dzieckiem na kolanach. Zaproponowałam, by dla bezpieczeństwa małego przypiąć specjalnymi pasami. W odpowiedzi usłyszałam, żebym jej nie pouczała i jak chcę zbawiać świat, mogę iść na studia.
W swojej taksówce umieściła "kodeks grzecznego pasażera", który zmusza klientów do refleksji i łagodniejszego podchodzenia do sytuacji konfliktowych. Sama zawsze stara się być serdeczna i pozytywnie nastawiona do drugiego człowieka, nawet jeśli ma kiepski humor. Większość pasażerów to dostrzega i potrafi docenić.
- Mężczyźni, wbrew pozorom, są łagodniejsi niż kobiety. Miałam kiedyś sytuację, że zahamowałam gwałtownie i pani siedzącej na tylnym siedzeniu pospadały osobiste rzeczy na podłogę. Powiedziała do mnie: "teraz będziesz to sama podnosić". Innym razem wiozłam w nocy dziewczyny na dyskotekę, zatrzymała nas policja do rutynowej kontroli i od jednej usłyszałam, że "pewnie nie umiem prowadzić".
Tzw. trudnymi klientami najczęściej okazują się dojrzali ludzie. Jeden z panów pokrzykiwał na nią, mówiąc: "gdzie pani jedzie, jak pani jedzie". Nie spodziewał się, że młoda dziewczyna potrafi mu w podobny sposób odpowiedzieć i postawić granicę. - Za chwilę przeprosił i zaczął się tłumaczyć.
Z kolei starsze małżeństwo z pieskiem nie chciało się dostosować i ze względów bezpieczeństwa położyć swojego pupila na podłodze. - Byli bardzo roszczeniowi, wsiedli do taksówki i zachowywali się, jakbym w ogóle nie miała prawa głosu. W końcu poprosiłam, żeby wysiedli, ale odmówili.
W takich sytuacjach należy być stanowczym, konsekwentnym i robić tak, by ludzie wiedzieli, że działamy dla ich dobra - zaznacza.
Pamięta też chłopaka, którego wiozła tuż po rozstaniu z dziewczyną. - Był strasznie zapłakany, szlochał i nie potrafił się pozbierać. Pierwszy raz w życiu miałam taką sytuację, nie wiedziałam, jak się zachować. Powiedział mi, że ma złamane serce, bo dziewczyna go strasznie zraniła. Inny żalił się, że przez fatalną szefową ma problemy w pracy, ale nie może jej rzucić.
Piotr Parzysz, Wirtualna Polska