"Zagłosowałbym przeciw". "Fajny" marszałek kończy się na prawie do aborcji [OPINIA]
- Wreszcie fajnie się to ogląda - zachwalał znajomy obrady Sejmu prowadzone przez Szymona Hołownię. Ale poza światem błyskotliwych ripost na mównicy sejmowej może nie być już tak różowo. Na pewno nie w kwestii prawa do legalnej, bezpiecznej aborcji.
Ja też daję się ponieść "Sejmflixowi" z marszałkiem Hołownią w roli głównej. Raz riposty, a raz olimpijski spokój, cytowanie regulaminu Sejmu połączone z luzem, wyćwiczonym latami w roli konferansjera programu w prime time, do tego dużo ironii - to rzeczywiście wciąga bardziej niż dobry serial. Poza tym fajnie, że – przynajmniej na razie - jest bez reasumpcji i półminutowych wystąpień.
Szkoda, że inne sprawy, o których mówi Hołownia, są znacznie mniej fajne. Na przykład prawa kobiet, które - najwyraźniej - przyniosą zgrzyt w Koalicji 15 października.
Szymon Hołownia o referendum. Badania są jasne
Wystarczy posłuchać ostatniego wywiadu Hołowni dla Aleksandry Pawlickiej z "Newsweeka" i Arlety Zalewskiej z "Faktów" TVN, w którym marszałek powtarza po raz kolejny, że jest zwolennikiem referendum dotyczącego prawa do aborcji. Przypomina argumenty, które już słyszałyśmy - na tak ważki temat powinni móc wypowiedzieć się wszyscy, a zmiany, żeby były trwałe, powinny znaleźć szerokie poparcie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Aleksandra Pawlicka przypomniała słowa Marty Lempart, jednej z liderek Strajku Kobiet, która podkreślała, że zliberalizowanie prawa aborcyjnego już ma poparcie społeczne, odzwierciedlone w badaniach. Wchodzi w to m.in. elektorat partii Polska2050, gdzie, jak wynika z przywołanych przez dziennikarkę danych, aż 84 proc. popiera liberalizację obecnych przepisów. - Dobrze. I co w związku z tym? - pytał Hołownia. - Rozumiem retoryczne figury, rozumiem retoryczny zapał, tylko ja w takiej sytuacji mówię: dobrze, to co w takim razie proponujecie?
Tymczasem to, co marszałek nazywa "retorycznymi figurami" i "zapałem" pokazują kolejne badania. "Legalną aborcję – bez konieczności podawania przyczyn – popiera 57 proc. badanych przez IPSOS dla More in Common Polska. 38 proc. chce, by była ona możliwa do 12. tygodnia, a 19 proc. – do 24. tygodnia. Z kolei 35 proc. ogółu badanych uważa, że aborcja powinna być dostępna, ale tylko w ściśle określonych przez prawo sytuacjach" - czytamy w "Rzeczpospolitej" w dniu, w którym ukazała się rozmowa z Hołownią.
Jak miałyby wyglądać pytania referendalne?
Na pytanie lidera Polski2050, co proponujemy poza referendum, chciałabym odpowiedzieć tym samym pytaniem: co dokładnie proponuje? Jak miałyby wyglądać referendalne pytania w kwestii aborcji? Hołownia zarzeka się, że obecna władza nie będzie ich wypaczać tak, jak poprzednia. Być może. Ale, biorąc pod uwagę jednoznaczne podkreślanie własnych konserwatywnych poglądów, jak i wyrażane wątpliwości co do woli politycznej Sejmu w kwestii liberalizacji przepisów aborcyjnych, lepiej się upewnić. Zapytacie o kobietę czy o matkę? O płód, życie czy dziecko? Sformułujecie pytanie w kwestii przesłanek? W jaki sposób?
Według ustawy o referendum ogólnokrajowym z marca 2003 roku to "Sejm w uchwale o zarządzeniu referendum ustala treść pytań lub wariantów rozwiązania w sprawie poddanej pod referendum". Panel obywatelski, który miałby ustalić pytania i warianty odpowiedzi, brzmi pięknie i demokratycznie. Ale jak wyglądałby w praktyce? Czy przygotowane pytania zyskałyby sejmową większość i poparcie partnerów z koalicji - i KO czy Lewicy, które szły do wyborów z postulatem legalnej aborcji do 12. tygodnia ciąży, i konserwatystów z Trzeciej Drogi?
Poza tym, w ramach szeroko zakrojonej kampanii referendalnej, można - jak zdążyłyśmy się przekonać - manipulować faktami na dużą skalę. To kluczowe wątpliwości, bo, o ile Hołownia ostrzega, że prezydent i TK mogą zabetonować na lata możliwość zmiany przepisów, dokładnie to samo może zrobić referendum. Ze znacznie mocniejszym skutkiem. Argument o "mandacie społecznym" mógłby być wtedy powtarzany przez prawicę w nieskończoność.
Zwłaszcza, że zainwestowane zostałyby niemałe pieniądze. Według dr. Marcina Gerwina, politologa i specjalisty ds. zrównoważonego rozwoju, referendum kosztowałoby ponad 100 mln złotych. - Za te pieniądze można by zrobić 50 paneli obywatelskich. Koszty nijak mają się do efektywności, z mojej perspektywy nie jest dobrym pomysłem, żeby je organizować. Mamy kwestię kampanii referendalnej i tego, że w ramach referendum można manipulować pewnymi faktami - oceniał na antenie TOK FM.
Czytaj także: Posłanka KO o aborcji. Zadziwiła osobistym wyznaniem
Wola społeczna jest. Brakuje woli politycznej
Marszałek mocno podkreśla, że nie chce wojny polsko-polskiej. - To nie ten rozkrzyczany, "rozyoutubowany" dzisiaj i "rozpublicyzowany" Sejm powinien się tą kwestią zajmować - twierdzi w podcaście "Wybory kobiet". Z jednej strony zaznacza, że wspiera kobiety, jest oburzony zmianami wprowadzonymi przez Zjednoczoną Prawicę i wyszedł na ulicę podczas czarnych protestów. Jednocześnie oznajmia wprost, że sam zagłosowałby przeciw ustawie zezwalającej na aborcję do 12. tygodnia ciąży.
Doskonale pamiętam, że podczas protestów krzyczałyśmy co chwila: "wolność, równość, aborcja na żądanie". Oczywiście wśród protestujących były też osoby pragnące powrotu do tzw. kompromisu aborcyjnego. Co skandował przyszły marszałek? A może stał raczej stał z transparentem głoszącym: "Chcemy referendum" pośród postulatów na temat legalnej, bezpiecznej aborcji? I czy przyszły kandydat na prezydenta, który w dyskusji tak chętnie przywołuje zagrożenie potencjalnym wetem Andrzeja Dudy lub "zamrożeniem" przepisów w TK, sam podpisałby ustawę o liberalizacji prawa do przerywania ciąży?
Tamte strajki i powtarzane badania pokazują, że wola społeczna na zmianę przepisów już jest. Nie ma co do tego tylko - i aż - woli politycznej. Niestety, również po stronie fajnego, "sejmflixowego" marszałka. A to, że właśnie wola polityków jest kluczowa, pokazuje przykład Irlandii, na którą chętnie powołują się zwolennicy referendum.
Tam do zmiany przepisów konieczna była zmiana konstytucji - ósmej poprawki, która zrównywała życie płodu z życiem kobiety. To można było zrobić jedynie przy pomocy referendum. Pytanie brzmiało: "czy jesteś za tym, aby artykuł 40.3.3 miał nowe brzmienie, które pozwala parlamentowi uregulować kwestię przerywania ciąży" ("Provision may be made by law for the regulation of termination of pregnancies") - a więc konstytucja zezwoliła na zmianę prawa na mocy ustawy.
Nie jesteśmy w takim miejscu jak Irlandia. Skorzystajmy z tego i nie ryzykujmy, że poślizgniemy się na tym, jak Wielka Brytania na pytaniu o Brexit.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!