Zbrodnia w Markowej, czyli tragedia rodziny Ulmów
Wiktoria Ulma była ambitną kobietą, przed ślubem uczęszczała na kursy organizowane przez Uniwersytet Ludowy. Miała sześcioro dzieci. Została zamordowana w dziewiątym miesiącu ciąży za ukrywanie Żydów. Wraz z nią zginął jej mąż, szóstka dzieci oraz wszyscy ukrywani Żydzi.
17.03.2016 | aktual.: 18.03.2016 14:30
Wiktoria Ulma była ambitną kobietą, przed ślubem uczęszczała na kursy organizowane przez Uniwersytet Ludowy. Miała sześcioro dzieci. Została zamordowana w dziewiątym miesiącu ciąży za ukrywanie Żydów. Wraz z nią zginął jej mąż, szóstka dzieci i żydowskie rodziny ze skrytki na poddaszu.
Byli szczęśliwi. Na jednym ze zdjęć Wiktoria siedzi na kolanach Józefa, tuląc się do ukochanego. Na innych fotografiach widzimy ją podczas prac polowych, otoczoną gromadką dzieci albo pochyloną z córeczką nad zeszytem, najwyraźniej uczącą dziewczynkę pisać.
Niezwykłą dokumentację życia rodzinnego Ulmów zawdzięczamy mężowi Wiktorii. Wielką pasją Józefa było bowiem fotografowanie. Samodzielnie złożył aparat, którym wykonał tysiące zdjęć. Uwieczniał życie swojej wsi – występy chóru czy orkiestry, przedstawienia teatralne, dożynki i wesela.
Oboje pochodzili z Markowej, położonej około 10 kilometrów od Łańcuta jednej z największych wsi II Rzeczpospolitej. Według spisu z 1931 r. miejscowość liczyła 931 domów, w których zamieszkiwało blisko 4,5 tys. osób.
Wiktoria i Józef pobrali się 7 lipca 1935 r. Ulma, z domu Niemczak, przed ślubem uczęszczała na kursy organizowane przez Uniwersytet Ludowy w pobliskiej Gaci, ale później w pełni poświęciła się domowi.
Kibicowała jednak wszystkim poczynaniom męża, który od najmłodszych lat wykazywał się dużą aktywnością społeczną, działając m.in. w Katolickim Stowarzyszeniu Młodzieży, Związku Młodzieży Wiejskiej „Wici” i Powiatowej Sekcji Wychowania Rolniczego. Po ukończeniu Państwowej Szkoły Rolniczej w Pilźnie Józef Ulma stał się wielkim propagatorem nowoczesnego rolnictwa. Prowadził szkółkę drzew owocowych, zajmował pszczelarstwem, ale największą sławę przyniosła mu hodowla jedwabników, którą przyjeżdżał podziwiać nawet książę Andrzej Lubomirski.
Ulmowie doczekali się sześciorga dzieci. Wiosną 1944 r. mieli powitać na świecie siódmego potomka. Józef planował też powiększenie gospodarstwa, by zapewnić byt licznej rodzinie. Jednak te plany zostały brutalnie zniweczone…
Skrytka na poddaszu
Przed wybuchem II wojny światowej w Markowej mieszkało około 120 Żydów. Stosunki między nimi a polskim sąsiadami układały się całkiem poprawnie, choć obie społeczności żyły obok siebie. „Żydzi byli tajemniczą grupą, która nie była co prawda zamknięta, ale by ich odwiedzić, to trzeba było być zaproszonym” – wspominał jeden z okolicznych mieszkańców.
Niemiecka okupacja rozpoczęła nowy, tragiczny rozdział w dziejach Markowej. Terror, obowiązkowe kontyngenty i wywózki na roboty do III Rzeszy stały się codziennością dla mieszkańców wsi, którzy już pod koniec 1939 r. zaczęli tworzyć konspiracyjne struktury. Trzy lata później działały tutaj dwa plutony Batalionów Chłopskich, prawdopodobnie należał do nich także Józef Ulma.
W drugiej połowie 1942 r. mężczyzna był świadkiem egzekucji kilkudziesięciu markowskich Żydów. Ulma pomógł wówczas pewnej żydowskiej rodzinie wybudować ziemiankę w pobliskim lesie, dostarczał też żywność ukrywającym się tam trzem kobietom i dziecku. Jednak zostały one odkryte i zamordowane przez Niemców. Mimo to Ulmowie nie wahali się przed udzieleniem pomocy innej grupce żydowskich uciekinierów. Byli to: handlarz bydłem z Łańcuta Saul Goldman wraz ze swoimi czterema nieznanymi z imienia synami (rodzinę zwano powszechnie „Szallami”) oraz dwie córki sąsiada z Markowej, Chaima Goldmana, Gołda Grünfeld i Lea Didner, która miała małą córeczkę.
Józef i Wiktoria ukrywali ich niemal dwa lata. Żydzi mieszkali na poddaszu, a czasem nawet pomagali gospodarzom w codziennych pracach.
Gdy mieszkańcy domu kładli się spać wieczorem, 23 marca 1944 r., nie przypuszczali, że żaden z nich nie doczeka kolejnego zachodu słońca…
Masakra o świcie
Do dziś nie wiadomo, jak Niemcy dowiedzieli się o dodatkowych lokatorach w chałupie Ulmów. Niewykluczone, że donosicielem był jeden z sąsiadów rodziny, ale obecnie za bardziej prawdopodobny jest uważany trop prowadzący do Łańcuta, gdzie wcześniej mieszkali Szallowie. Przed przybyciem do Markowej korzystali bowiem z gościny sąsiada, Włodzimierza Lesia, posterunkowego granatowej policji. Zostawili mu znaczną część majątku, który podczas pobytu u Ulmów chcieli odzyskać. Leś wolał go sobie przywłaszczyć i doniósł niemieckiej żandarmerii o Żydach ukrywających się w Markowej. Bladym świtem, 24 marca 1944 r., przed gospodarstwem Ulmów pojawiła się grupa umundurowanych mężczyzn, którymi dowodził szef posterunku żandarmerii w Łańcucie, Eilert Dieken. Towarzyszyli mu inni żandarmi: Gustaw Unbehend, Josef Kokott, Michael Dziewulski i Erich Wilde oraz granatowi policjanci, m.in. Eustachy Kolman i Włodzimierz Leś.
Niemcy wpadli do domu i rozpoczęli rzeź. Podczas snu zastrzelono dwóch braci Szallów i Gołdę Grünfeld. Po chwili zginęli dwaj kolejni bracia Szallowie, ich ojciec oraz Lea Didner z dzieckiem. Następnie przed dom wyprowadzono Józefa Ulmę oraz Wiktorię. Zabito ich na oczach dzieci. „Słychać było straszne krzyki, lament ludzi, dzieci wołały rodziców, a rodzice już byli rozstrzelani. Wszystko to robiło wstrząsający widok” – relacjonował świadek, jeden z furmanów, który przywiózł Niemców.
Wiktoria w czasie egzekucji zaczęła prawdopodobnie rodzić. Wskazywały na to wyniki ekshumacji jej zwłok.
Mordercy nie oszczędzili także dzieci Ulmów. Trzech chłopców i trzy dziewczynki przeszyły serie z karabinów maszynowych.
Jeden z oprawców, Josef Kokott krzyknął w kierunku furmanów: „Patrzcie, jak giną polskie świnie, które przechowują Żydów”.
Beatyfikacja Ulmów
Po dokonaniu masakry Niemcy dokładnie przeszukali zwłoki ofiar oraz gospodarstwo Ulmów. Do Łańcuta wrócili obładowani zrabowanymi dobrami (jedna z ukrywających się Żydówek nosiła przy sobie pudełko z kosztownościami). Wcześniej polecili kilku miejscowym mężczyznom zakopać trupy w jednym dole.
Mimo surowego zakazu już parę dni później, pod osłoną nocy, odkopano grobowiec, zwłoki przeniesiono do trumien i pochowano w tym samym miejscu. W styczniu 1945 r. nastąpiła ponowna ekshumacja. Rodzinę Ulmów przeniesiono wówczas na cmentarz w Markowej. Natomiast dwa lata później zwłoki zamordowanych Żydów pochowano na Cmentarzu Ofiar Hitleryzmu w Jagielle-Niechciałkach.
Zbrodnia na Ulmach nie odstraszyła innych mieszkańców Markowej, gdzie okupację przeżyło 21 Żydów ukrywanych w chłopskich domach.
Dwie tamtejsze rodziny, Barów i Szylarów, po wojnie otrzymały medal „Sprawiedliwy Wśród Narodów Świata”. Instytut Yad Vashem pośmiertnie uhonorował także Józefa i Wiktorię Ulmów. Obecnie trwa ich proces beatyfikacyjny, prowadzony przez Watykańską Kongregację Spraw Kanonizacyjnych. Jakie były losy sprawców zbrodni w Markowej? Włodzimierz Leś został zgładzony przez żołnierzy podziemia niepodległościowego, a Josef Kokott trafił w 1958 r. przed oblicze sądu w Rzeszowie, który skazał oprawcę na karę śmierci. Rada Państwa PRL zamieniła jednak karę na dożywocie, a później na 25 lat pozbawienia wolności. Mężczyzna zmarł w więzieniu, w 1980 r.
Sprawiedliwości uniknął natomiast dowódca ekspedycji. Eilert Dieken aż do śmierci w1960 r. spokojnie pracował jako… policjant w RFN.
W Markowej powstało Muzeum Polaków Ratujących Żydów podczas II wojny światowej im. Rodziny Ulmów (Muzeum Polaków Ratujących Żydów). Oficjalne otwarcie zaplanowano na 17marca. Jego sercem jest symbolicznie odtworzony dom patronów placówki – bohaterskiego małżeństwa Ulmów.
Rafał Natorski