Zdjęcia Polki obiegły sieć. Straszne, co po meczu zgotowali jej rodacy
- Pani Natalia Siwiec jest piękną kobietą i takie porównanie było dla mnie komplementem. Nie dopatrywałam się jakiegokolwiek podobieństwa między nami. Na stadionie było mnóstwo kobiet o nietuzinkowej urodzie i pięknych strojach. Moja początkowa ekscytacja szybko ustąpiła jednak zmieszaniu i obawom - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Renata Nowaczyk, skrzypaczka mieszkająca w Dosze.
05.12.2022 | aktual.: 05.12.2022 20:57
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski: Po meczu Polska-Meksyk okrzyknięto cię "nową Natalią Siwiec". Twoje zdjęcia szybko obiegły sieć. Spodziewałaś się?
Renata Nowaczyk: Absolutnie nie brałam pod uwagę jakiegokolwiek zainteresowania moją osobą. Ekscytowałam się całym wydarzeniem, w którym mogłam uczestniczyć. Już sama droga na stadion dostarczała mi wielu emocji. Podczas meczu odczuwałam je jeszcze mocniej: skakałam, krzyczałam i wymachiwałam polską flagą. Chłonęłam energię innych kibiców. Sądzę, że to moja energia zadziałała na fotografa jak magnes. Chwilę później znajomi z Polski zasypali mnie wiadomościami, wysyłając mi linki do artykułów, w których porównywano mnie do Natalii Siwiec.
Co wtedy czułaś?
Pani Natalia Siwiec jest piękną kobietą i takie porównanie było dla mnie komplementem. Nie dopatrywałam się jakiegokolwiek podobieństwa między nami. Na stadionie było mnóstwo kobiet o nietuzinkowej urodzie i pięknych strojach. Moja początkowa ekscytacja szybko ustąpiła jednak zmieszaniu i obawom. Kiedy przeczytałam artykuły, pomyślałam: o rany, to teraz się zacznie. I nie zawiodłam się na internetowych hejterach, których serdecznie pozdrawiam (śmiech).
Bałaś się krytyki?
Nie byłam na nią przygotowana. Przyszłam tylko na mecz, nie szukałam sławy i poklasku. Akceptuję siebie taką, jaką jestem. Ludzie oceniali mnie ze swojej perspektywy, zupełnie mnie nie znając. Zakładali, że jestem kolejną celebrytką, która próbuje wybić się na kibicowaniu polskiej drużynie. Nie mieli oporów, aby krytykować mój wygląd. Przekonałam się na własnej skórze, ile frustracji kryje się w ludziach. Nie uważam, że powinnam ustosunkowywać się do tak bezpodstawnych komentarzy. Konstruktywna krytyka to dobra rzecz, ale bezmyślne ocenianie mojego wyglądu jest od niej bardzo dalekie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak - według ciebie - grali nasi?
Wciąż wspominam rozgrywkę z Francją. Nasza drużyna grała na bardzo dobrym poziomie. Byłam pewna, że z taką determinacją uda się wygrać i udowodnić, że stać nas na rzeczy pozornie niemożliwe. Gol strzelony przez Francuzów pod koniec pierwszej połowy meczu ostudził zapał Biało-Czerwonych. Dało się to odczuć nawet na trybunach. Mimo przegranej pokazaliśmy, że potrafimy walczyć. Niedosyt pozostał, ale zelżały złośliwe komentarze, które zalały internet po meczu z Meksykiem.
Kochasz piłkę?
Mundial jest dla mnie nowym, ciekawym doświadczeniem. Mecze dostarczają mi ogromnych emocji. Ale nigdy nie byłam zagorzałą fanką futbolu. Wszystko zmieniło się, gdy po raz pierwszy wkroczyłam na katarski stadion. Zachwycił mnie ogrom infrastruktury i klimat, jaki zbudowali na nim kibice. Poczułam ogromną energię i chętnie dopingowałam naszej drużynie.
Przyczynili się do tego w dużej mierze Meksykanie i Argentyńczycy. Pokazali nam, jak należy kibicować. Przygotowania rozpoczęli już w metrze, którym razem zmierzaliśmy pod stadion. Grali, śpiewali i tańczyli. Uśmiech nie schodził nam z ust. Szybko do nich dołączyliśmy, przekrzykując się życzliwie, która drużyna piłkarska jest lepsza. Zrozumiałam, dlaczego ludzie uwielbiają oglądać piłkę nożną. Ten sport naprawdę łączy ludzi.
Jak Polacy wypadli jako kibice na tle innych narodowości?
Liczebnie nie mogliśmy się równać z Meksykanami, Argentyńczykami czy Saudyjczykami. Na trybunach zapanowała niepowtarzalna atmosfera radości. Podbiegali do nas, życzyli powodzenia na meczu, prosili o wspólne zdjęcia. Byli przekonani, że ich drużyna wygra, czemu dawali wyraz w rozmowach z Polakami. Nie porywali się jednak na żadne krytyczne zwroty. Dbaliśmy o to, aby duch sportowej rywalizacji nami nie zawładnął. Równie życzliwie rozmawialiśmy tuż po rozgrywkach. Zwłaszcza z Saudyjczykami, którzy gratulowali nam wygranego meczu. Brakowało mi tego klimatu podczas rozgrywki Polski i Francji. Francuzi byli bardziej stonowani.
Zrywy solidarności między kibicami nie kojarzą się z piłką nożną.
Dlatego nigdy byłam zainteresowana oglądaniem meczów na żywo. Bałam się o swoje bezpieczeństwo. Nie wiedziałam, że widzowie potrafią być tak serdeczni. Od dawna obserwujemy, że sprawiedliwa rywalizacja zanika na rzecz ustawek i walk kibiców poszczególnych klubów. Nie jest to spójne ideą piłki nożnej. Podobnie jak kwestia alkoholu na stadionach, który może wzmocnić w nas zarówno pozytywne, jak i negatywne odczucia. Czasem wystarczy drobny impuls, aby doszło do tragedii. Dowiadując się o zachowaniu kibiców z innych krajów, Katarczycy zrezygnowali ze sprzedaży piwa na stadionach.
Kibice nie zareagowali entuzjastycznie.
Wszyscy byliśmy zaskoczeni decyzją władz Kataru. Wierzę jednak, że mieli ważne powody, aby zmienić podejście. Chcieli zadbać o bezpieczeństwo. Obawiali się, że alkohol może wywołać wśród kibiców skrajne emocje.
I ich zachowanie wymknie się spod kontroli?
Katarczycy byli pełni obaw. Niektóry zadbali o dodatkową ochronę lub monitoring w domach. Koniec końców bardzo pozytywnie zaskoczyli się tym, jak kulturalnie zachowują się przyjezdni. Nie obserwujemy aktów wandalizmu. Głównie dlatego, że alkohol sprzedawany jest w wyznaczonych miejscach, m.in. w strefie kibica. Na ulicach nie ma pijanych kibiców, szukających zaczepki i sprawiających kłopoty.
Jak wyglądają relacje mieszkańców Kataru i kibiców?
Wracaliśmy zmęczeni z meczu Polski z Francją i byliśmy świadkami niezwykłej sceny. Widzieliśmy starszego Katarczyka, który rozdawał kibicom butelki z wodą. Podeszliśmy do niego. Przywitał nas szerokim uśmiechem, po czym powiedział: nic się nie stało, następnym razem wygracie. Nawet starsze, bardziej tradycyjne pokolenie Katarczyków chce uczestniczyć w mundialu, być częścią wspólnoty i przeżywać sportowe emocje. Mieszkańcy Kataru nie izolują się od przyjezdnych. Z pozoru mogą wyglądać na zdystansowanych, ale wynika to z ich nieśmiałości. Tak naprawdę są sympatyczni i uczynni. Nie należy oceniać książki po okładce.
Czy różnice w systemach wartości poszczególnych nacji są widoczne na ulicach Dohy?
Tak - i to od pierwszych dni mundialu. Katarczycy musieli się przygotować na tę inność. Zdecydowali się przecież się na organizację międzynarodowej, sportowej imprezy. Zanim zaprosili do siebie kibiców, poprosili o respektowanie lokalnej kultury i tradycji. Wydaje mi się, że to naturalna prośba. Wybierając się do innego kraju, powinniśmy wiedzieć, jak się w nim odnaleźć i nie próbować narzucać mieszkańcom własnych przekonań. Zależy mi na tym, żeby działało to w dwie strony, i gdy Katarczycy zjawią się w Polsce, będą również akceptować nasze zwyczaje.
Katarczyków też czekał szok kulturowy?
Mundial jest dla nich cennym doświadczeniem. Wierzyli, że napotkają na większe trudności w egzekwowaniu próśb o zakrywanie ciał przez kibiców. Większość osób świetnie dostosowała się do panujących na miejscu zasad. Są jednak wyjątki. Przykładem może być Ivana Knoll - piękna modelka z Chorwacji - która przykuła uwagę tłumów. Jej stylizacja szybko obiegła arabskie media, w niekoniecznie w pochlebnym tonie. Kibice nie byli zachwyceni. Uważali, że taki strój jest nie na miejscu.
Nikt nie nakazuje kobietom noszenia burek, hidżabów czy czadorów. To zarezerwowane dla muzułmanek. Kobiety z Zachodu mogą śmiało zakładać koszulki, topy na ramiączkach oraz spodnie. W miejscach bardziej tradycyjnych preferuje się nieco bardziej stosowne stroje. Pamiętajmy, że w Katarze przebywają przedstawiciele innych krajów. Niektórzy mężczyźni nie widują na co dzień kobiet, więc pokazywanie ciała może na nich zbyt mocno wpłynąć.
Jak w Katarze traktowane są kobiety?
W Katarze dużo jest jeszcze do zrobienia, jeśli chodzi o prawa kobiet. Sukcesywnie się to jednak zmienia. Nigdy nie spotkałam się tutaj z dyskryminacją ze względu na płeć. Wręcz przeciwnie - niejednokrotnie doświadczyłam ze strony tutejszych mężczyzn życzliwości. Zawsze, gdy staję w kolejce do urzędu i jestem w niej jedyną kobietą, natychmiast zostaję przepuszczona na początek. Tutaj po każdym porodzie żony są obsypywane prezentami. Mężowie doceniają ich wysiłek i udowadniają im to na wielu płaszczyznach. Panuje tu patriarchat, ale mimo tego większość kobiet ma już wybór. Wszystko zależy od tego, z jakiej rodziny się wywodzą. Mogą rozwijać karierę zawodową lub skupić się na wychowywaniu pociech. Niezależnie od tego, na co się zdecydują, władze kraju będą je wspierać.
Dlaczego przeprowadziłaś się do Dohy?
Chciałam robić to, co kocham i się z tego utrzymywać. Zamieszkałam tu z mężem. Oboje jesteśmy muzykami. W Polsce nie moglibyśmy liczyć na takie bezpieczeństwo finansowe, jak w Katarze. Zaczynaliśmy od występów w hotelu, a teraz uczymy innych gry na instrumentach. Traktuję mój zawód jak misję. Mieszkam tu od 10 lat i widzę, jak podejście Katarczyków do muzyki ewoluuje i to napawa mnie radością.
Co jeszcze zmieniło się przez tę dekadę?
Krajobraz miasta rozrasta się na moich oczach. Pewnego razu jadąc do pracy mijałam rondo, a gdy wracałam następnego dnia, na jego miejscu było już skrzyżowanie. Katarczycy są bardzo zmotywowani do sprawnej modernizacji kraju.
Rozmawiała Sara Przepióra, dziennikarka Wirtualnej Polski.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl