GwiazdyZdrowie, relaks czy seks? Po co jeździmy do sanatorium?

Zdrowie, relaks czy seks? Po co jeździmy do sanatorium?

Zabiegi, masaże, kąpiele, ćwiczenia, dieta… wszystko to zbawiennie wpłynie na stan twojego ciała. A gdy wybija godz. 20 czas zadbać o samopoczucie! Elegancka sukienka, drogi garnitur i na dancing! Zarówno badania, jak i opinie stałych bywalców sanatoriów, nie pozostawiają wątpliwości - chcesz przeżyć gorący romans? Jedź do sanatorium!

Zdrowie, relaks czy seks? Po co jeździmy do sanatorium?
Źródło zdjęć: © Jupiterimages

07.07.2011 | aktual.: 06.08.2015 14:25

Zabiegi, masaże, kąpiele, ćwiczenia, dieta… wszystko to zbawiennie wpłynie na stan twojego ciała. A gdy wybija godz. 20 czas zadbać o samopoczucie! Elegancka sukienka, drogi garnitur i na dancing! Zarówno badania, jak i opinie stałych bywalców sanatoriów, nie pozostawiają wątpliwości - chcesz przeżyć gorący romans? Jedź do sanatorium!

Elżbieta, zadbana i atrakcyjna 54-letnia blondynka, do sanatorium jedzie już czwarty raz. Ba! Ma nawet swoich sanatoryjnych przyjaciół, z którymi utrzymuje kontakt również poza sezonem. „Dzięki temu czuję, że ubywa mi kilka lat. Dbam o siebie, czuję się atrakcyjniejsza, poznaję ludzi, bawię się” - przyznaje.

Na pytanie o uzdrowiskowe romanse odpowiada z uśmiechem: „Nie widzę niczego złego w tym, że miło spędzam czas. Nie szukam w desperacji przygody, ale też nie chowam się w kącie” - opowiada. „Lubię czuć się adorowana, lubię gdy mężczyzna o mnie zabiega. A w takim otoczeniu szybko przestaje się myśleć. Do domu wracam odmieniona, wesoła, odmłodzona - i mam potem co wspominać”.

Już w sierpniu 2007 roku badania, przeprowadzone przez OBOP w 31 polskich uzdrowiskach, jednoznacznie potwierdziły miłosne nastroje kuracjuszy. 60 proc. bywalców sanatoriów przyznaje się do romansów. 15 proc. mężczyzn jasno przyznaje, że taki wyjazd jest dla nich świetną okazją do zawarcia bliskiej znajomości z kobietą. Dla połowy z nich bez znaczenia jest stan cywilny wybranki, a co dziesiąty kuracjusz preferuje mężatki.

Ponad 50 proc. aktywnych seksualnie bywalców uzdrowisk wybiera sobie jeden obiekt miłosnych zalotów, co piąty natomiast pozostaje otwarty na kolejne przygody. W badaniu zapytano kuracjuszy również o preferencje dotyczące miejsca miłosnych schadzek… Dla połowy badanych najbardziej wygodny okazał się sanatoryjny pokój, co czwarta osoba wybierała łono natury.

W Ciechocinku, tam gdzie do zdrojowy…

Sąd bierze się w nas taka ochota na amory, szczególnie gdy tu boli, tam łupie i kondycja już nie ta sama? Co sprawia, że zapominamy o mężu lub żonie, 20 latach małżeństwa i trójce dzieci? Dlaczego tak łatwo tracimy głowę dla sanatoryjnych amantów i przez długie miesiące wzdychamy pisząc sms-y?

Cóż, nie ulega wątpliwości, że po latach wspólnego życia, zmagania się z problemami szarej codzienności i obserwowania partnera w coraz bardziej znoszonych, ulubionych majtkach, spodniach dresowych, wzajemna miłość zmienia nieco swoje oblicze. Partnerzy zwykle znają się tak dobrze, że niewiele może ich już zaskoczyć, pojawia się rutyna i znudzenie, przez co łatwo jest oddalić się od siebie, a namiętność słabnie.

Nie jest to oczywiście regułą, ale zdarza się, że wzajemna bliskość zanikła i jedynym, co łączy małżonków, jest wspólny dom, finanse, dzieci. Romans w sanatorium jest cudownym lekarstwem na samotność, pozwala znowu poczuć się atrakcyjnie, młodo, pozwala zasmakować pożądania i miłości, nawet jeżeli ta namiętność ma trwać tylko tydzień lub dwa. W tym szczególnym otoczeniu odzywa się w nas potrzeba przeżycia czegoś wyjątkowego, przeżycia przygody, zaznania często zapomnianego już dreszczyku podniecenia.

Zwłaszcza gdy czujemy się niepotrzebni, zaniedbani przez partnera, gdy dzieci wyszły już z domu i nie ma się kim zająć. Samotność i świadomość upływającego czasu potęguje potrzebę bliskości i zwalnia hamulce. I pewnie w biały dzień, na ulicy, ten kolejny podający się za pułkownika starszy pan w swoim wyjściowym garniturze nie zrobiłby na nas żadnego wrażenia…

Romans z sanatorium nie musi jednak trwać tylko przez okres turnusu, tu również zdarzają się prawdziwe i głębokie uczucia. Tu również zakochujemy się i rozstajemy, przeżywamy upojne chwile, ale też cierpimy. Teresa, 50-letnia nauczycielka, bardzo długo zbierała się po rozpadzie „związku” z młodszym od siebie o 6 lat kuracjuszem. „To były wspaniałe chwile, czułam się jak 20-letnia, zakochana dziewczyna” - wspomina Pani Teresa.

„Romantyczne kolacje, taniec i długie noce. Zupełnie straciłam dla niego głowę. Po powrocie z sanatorium dzwoniliśmy do siebie, udało nam się jeszcze wyjechać wspólnie na kilka turnusów. Aż pewnego dnia dowiedziałam się, że nie byłam jedyną zakochaną w nim kuracjuszką i taki był koniec romansu”.

Domowa rzeczywistość

Z jednej strony upojne chwile w ramionach uzdrowiskowego amanta, z drugiej - mąż/żona w domu. Co się dzieje po powrocie do „prawdziwego” partnera?

„Moje małżeństwo składało się tylko ze wspólnych obiadów” - opowiada Teresa. „Może i mąż zauważył we mnie jakąś zmianę, ale nigdy nie zapytał mnie o powód. Nie protestował gdy wyjeżdżałam. Nie miałam wyrzutów sumienia. Były momenty, gdy chciałam odejść od niego, dzieci są już dorosłe, ale są przecież wnuki. I dobrze, ze zostałam, bo nie było warto, ale gdyby wszystko potoczyło się inaczej, kto wie?”

Sanatoryjna przygoda może odbić się na całej rodzinie, długi staż małżeński nie oznacza bowiem końca miłości i bliskości pomiędzy małżonkami. Powrót całkowicie odmienionego partnera, który myślami jest zupełnie gdzie indziej, wiąże się z cierpieniem drugiej osoby. „Mój mąż miesiąc temu wrócił z sanatorium odległego o 550 km od domu (był po raz pierwszy)” - pisze rancho47 na forum internetowym.

„Oczywiście stęskniony za mną, kochał się ze mną zaraz po powrocie. Byłam szczęśliwa do momentu, kiedy kilka dni temu przyszedł rachunek za telefon i zobaczyłam biling jego rozmów (który zresztą schował przede mną). Jaka byłam naiwna! Właściwie powtarzał się tylko jeden numer, od dnia rozstania w sanatorium. Rozmowy codziennie wieczorem nawet po godzinie (dzwonił poza domem)”. (…) „Miałam go za uczciwego mężczyznę. Nie żałuję, że pojechał do sanatorium, bo po wielu latach małżeństwa miałam okazję zobaczyć, co robi jak są wokół niego pokusy! Świat mi się zawalił, mamy troje dzieci, a on zachowuje się jak zakochany sztubak. To boli, bo byliśmy udanym małżeństwem, ale może ja coś przeoczyłam w swoim życiu?”

Wyjazd do sanatorium jest bez wątpienia okazją do nawiązania nowych znajomości, przyjaźni, która może przerodzić się w romans, a czasem także i miłość. Jedni traktują uzdrowiskowe przygody jako jednorazowe incydenty, inni liczą na więcej, nawet kosztem budowanej przez wiele lat rodziny. Czy oznacza to, że partner powinien czym prędzej jechać sprawdzić, jak prowadzi się jego przebywająca w sanatorium żona? I odwrotnie?

Z pewnością nie, trochę zdrowej czujności jednak nikomu nie zaszkodziło, bez względu na to ile ma się lat. W końcu tam, gdzie dom zdrojowy, stali bywalcy ruszają na łowy, w swoich najlepszych garniturach, z grzebykami w kieszonce i repertuarem komplementów w zanadrzu. Ustrzec się ich nie sposób, można jednak zadbać o partnera tak, aby czuł się doceniony i atrakcyjny, to najlepsza metoda, aby zabiegi uzdrowiskowych podrywaczy straciły swą oszałamiającą moc.

dja/(kg)

Źródło artykułu:WP Kobieta
zdrowieseksromans
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (73)