Blisko ludziZespół Otella, czyli mordercza zazdrość

Zespół Otella, czyli mordercza zazdrość

„Nie ma miłości bez zazdrości, bo nie ma zazdrości bez miłości” – śpiewała w jednym ze swoich szlagierów Violetta Villas. Nawet jeśli trochę w tych słowach przesady, to trudno zaprzeczyć, że uczucie niepokoju co do wierności ukochanej osoby pojawia się w wielu związkach.

Zespół Otella, czyli mordercza zazdrość
Źródło zdjęć: © Shutterstock

„Nie ma miłości bez zazdrości, bo nie ma zazdrości bez miłości” – śpiewała w jednym ze swoich szlagierów Violetta Villas. Nawet jeśli trochę w tych słowach przesady, to trudno zaprzeczyć, że uczucie niepokoju co do wierności ukochanej osoby pojawia się w wielu związkach. Jednak prawdziwym problemem staje się wtedy, gdy przechodzi w obsesję, która niszczy życie obojga partnerów, a niekiedy nawet prowadzi do przemocy fizycznej czy… zabójstwa.

Krzysztof i Karolina z Polic byli parą przez siedem lat. Nie zdecydowali się na ślub, ale doczekali się dwóch córek. Problemy zaczęły się, gdy kobieta znalazła pracę. Partner zaczął być o nią coraz bardziej zazdrosny i podejrzewał ukochaną, że romansuje z kolegami z biura. Po kolejnej awanturze Karolina kazała mu się wyprowadzić z mieszkania.

W ostatnią wspólnie spędzoną noc, gdy kobieta i dziewczynki już spały, Krzysztof pod wpływem impulsu sięgnął po telefon Karoliny, by przejrzeć jej smsy. Jeden z nich, wysłany do znajomego z pracy, wydał mu się dowodem niewierności partnerki. Chwycił kuchenny nóż, usiadł okrakiem na śpiącej 22-latce i wbił ostrze w obojczyk. Cios okazał się śmiertelny. Morderca próbował później popełnić samobójstwo, ale bezskutecznie. „Chciałem ją tylko okaleczyć, a nie zabić” – przekonywał w czasie śledztwa.

Nie mniej przejmująca zbrodnia rozegrała się w Wilanowie. 80-letni Tadeusz i 69-letnia Hanna uchodzili za spokojne i szczęśliwe małżeństwo, jednak rzeczywistość okazała się znacznie mroczniejsza. Staruszek podejrzewał bowiem żonę o zdrady. Regularnie urządzał jej awantury. Pewnego dnia chwycił tłuczek do mięsa i roztrzaskał nim głowę żony. Przez kolejne dwie doby mieszkał ze zmasakrowanymi zwłokami, po czym zrozpaczony powiesił się na strychu. Tadeusz zostawił kartkę, na której napisał, że zazdrość go wykończyła i przeprosił za zbrodnię, którą popełnił.

W zaparte szła natomiast modelka Caroline Igoe, która dwa lata temu, w napadzie dzikiej złości, zastrzeliła ukochanego Martyna Barclaya, o którego od dawna była chorobliwie zazdrosna – dostawała ataku szału nawet wtedy, gdy widziała ukochanego rozmawiającego z innymi kobietami.

Podczas śledztwa zeznała, że Barclay robił ciemne interesy z gangsterami, co miało sugerować, że został zabity w ramach porachunków świata przestępczego. Znakomicie udawała kobietę załamaną śmiercią partnera. Policja dopiero po kilku miesiącach odkryła prawdę, a Caroline Igoe została skazana na dożywocie.

Te historie pokazują, do czego może prowadzić chorobliwa zazdrość, którą medycyna nazwała syndromem Otella.

Gdy paranoja narasta…

Nazwę tej jednostki chorobowej wymyślił w 1951 roku angielski psychiatra John Todd, który opisywał ją jako „niebezpieczną formę psychozy”. Nieprzypadkowo termin nawiązuje do bohatera jednego z szekspirowskich dramatów. Otella pochłaniała bowiem obsesyjna zazdrość o żonę Desdemonę, którą w końcu zabił. Gdy przekonał się, że kobieta nie kłamała, zapewniając go o wierności, sam odebrał sobie życie.

Z literatury naukowej wynika, że zaburzenie dotyka przede wszystkim mężczyzn, ale w ostatnich latach notuje się coraz więcej przypadków syndromu Otella także u kobiet. Boryka się z nim także wiele osób w podeszłym wieku, co jest konsekwencją tzw. zmian neuronalnych, które w miarę upływu lat zachodzą w ośrodkowym układzie nerwowym. Chorobliwa zazdrość bardzo często towarzyszy również problemom z używkami, dlatego bywa również niekiedy nazywana obłędem alkoholowym.

Syndrom Otella zaliczany jest przez specjalistów do grupy uporczywych psychoz urojeniowych. Zazwyczaj rozwija się dość powoli, niekiedy nawet w sposób trudny do zidentyfikowania przez otoczenie. Rodzi stale powracające myśli i wyobrażenia, które prowadzą do konstruowania historii związanych z rzekomą niewiernością partnera.

Chorobliwa zazdrość objawia się lękiem, że bliska osoba spotka kogoś, kto ją zainteresuje, nawet w teoretycznie „niegroźnych” miejscach: pracy, sklepie czy kinie. Z czasem dowodem na niewierność staje się każda pozornie błaha sytuacja: kilkuminutowe spóźnienie, rozmowy z innymi mężczyznami lub kobietami, uśmiech w czasie spaceru, niechęć do współżycia czy niegrzeczna odzywka partnera.

W miarę postępu choroby, paranoiczne myśli zaczyna wywoływać niemal wszystko, a „Otello” regularnie inwigiluje ukochaną osobę, śledząc jej każdy krok, kontrolując komputer czy telefon (np. analizując bilingi rozmów), sprawdzając bieliznę osobistą i pościel czy szukając „znaczących” śladów na ciele (niewinny siniak może stać się wówczas dowodem na uprawienia łóżkowych igraszek z innym partnerem).

Zazdrośnik wciąż zadręcza pytaniami o wierność seksualną i nieustannie żądania wyjaśnień, choć żadne przysięgi czy zapewnienia wierności i tak nie są dla niego wystarczająco przekonujące. Każdy gest, mina czy wypowiedź partnera mogą być odczytane jako przyznanie się do winy.

Zazdrosna o wszystko

O tym, jakim koszmarem może stać się życie z osobą cierpiącą na syndrom Otella przekonują liczne opowieści internautek.

„Mąż potrafi zrobić mi awanturę niemal o wszystko. Na przykład ostatnio czepia się, że przed wyjściem z domu nakładam makijaż. Podejrzewa mnie, że się maluję, by spodobać się innym facetom i znaleźć sobie kochanka” – opisuje Alicja. „Wcześniej twierdził, że z kimś pewnie się spotykam. Odciął mnie od znajomych, nie tylko mężczyzn, ale także kobiet. Kontroluje wszystko: smsy, bilingi telefoniczne czy mój profil na Facebooku. Potrafi w środku nocy przejrzeć skrzynkę mailową i zrobić mi awanturę, że o jakąś wiadomość sprzed kilku lat. Po każdej kłótni przeprasza i obiecuje, że będzie mi ufał, ale po kilku dniach znów się zaczyna piekło. Nie wiem, co mam zrobić…” – żali się kobieta.

„Mój były mąż cierpiał chyba na syndrom Otella. Ciągle podejrzewał mnie o zdrady. Potrafił mnie śledzić, gdy szłam na spotkanie z koleżankami, a w domu założył podsłuch, żeby sprawdzić, co dzieje się pod jego nieobecność. Wracając z pracy musiałam zdejmować bieliznę i dawać mu do kontroli. Doszło do tego, że kazał mi klękać i przysięgać, że jestem mu wierna. Jednak, gdy zaczął stosować przemoc fizyczną, postanowiłam się z nim rozstać. Sprawa rozwodowa trwała prawie trzy lata, bo mąż świetnie udawał przed sądem, że jest czułym i kochającym facetem” – opowiada Barbara.

Jak już wspomnieliśmy chorobliwa zazdrość nie jest tylko domeną mężczyzn. Kinga od dwóch lat spotyka się z Filipem. „Na początku wszystko układało się cudownie, ale ostatnio nasze relacje stały się koszmarne i to niestety głównie z mojego powodu. Jestem o niego cholernie zazdrosna. Niemal o wszystko. O to, że rozmawia przez telefon z koleżanką, że na spacerze rzuci okiem na inną kobietę, że zaakceptował nową znajomą na fejsie. Gdy na filmie pojawia się jakaś ładna laska wpadam we wściekłość, bo wydaje mi się, że Filip już wyobraża siebie z nią w łóżku. Bardzo go kocham i wiem, że problem leży we mnie, ale nie potrafię sobie z tym poradzić” – skarży się Kinga.

Gen zdrady

Oczywiście nie każde ukłucie zazdrości powinno stać się powodem do niepokoju. Czasem zresztą podejrzenia w stosunku do partnera mogą okazać się uzasadnione.

Z badań prof. Zbigniewa Izdebskiego, autora raportu „Seksualność Polaków na początku XXI wieku” wynika, że 17 proc. kobiet i 28 proc. mężczyzn ma problem z dochowaniem wierności. To wciąż mniejszy odsetek w porównaniu z innymi państwami – Wielką Brytanią, Francją czy Stanami Zjednoczonymi, ale tendencja jest zdecydowanie rosnąca. „Muszę zaznaczyć, że dane z mojego raportu mogą nie w pełni oddawać rzeczywistość. Niektórzy badani mają bowiem opory, by otwarcie przyznać się do skoku w bok” – przyznaje prof. Izdebski.

Polacy zdradzają najczęściej w pracy albo na wyjazdach integracyjnych. Wśród badanych (3200 osób w wieku 15-49 lat), co piąty przyznający się do niewierności tłumaczy swoje zachowanie chęcią przeżycia nowej przygody. 17 proc. szuka nowego uczucia, natomiast 15 proc. wini za to wypalenie związku. 18 proc. ankietowanych samokrytycznie przyznaje, że zaliczyło „skok w bok” z głupoty.

Zdaniem niektórych naukowców niewierność mamy zaprogramowaną. Dużą popularność zyskuje na przykład pojęcie „genu zdrady” V1aR, który – według uczonych ze sztokholmskiego Karolinska Institute – odpowiada za funkcjonowanie receptora wazopresyny. To hormon decydujący w istotnym stopniu o zachowaniach społecznych, łączeniu się w pary i seksualnym przywiązaniu.

O skłonności do „skoków w bok” decyduje ponoć jeszcze jeden gen – oznaczony symbolem DRD4. Odkryli go naukowcy ze State University of New York w Binghamton. Wpływa na produkcję dopaminy, czyli hormonu, który sprawia, że podczas uprawiania seksu odczuwamy przyjemność podobną do tej, jakiej dostarczają nam np. narkotyki. Osoby „wyposażone” w DRD4 (a ma go podobno co drugi człowiek) charakteryzują się bardziej liberalnymi poglądami, również w kwestiach wierności.

Leczyć, ale jak?

Jednak nawet fakt, że Polacy zdradzają coraz częściej, nie może być wytłumaczeniem dla osób z syndromem Otella. Tym bardziej, że w ich przypadku niewierność, którą zarzucają partnerom, zwykle jest po prostu wyimaginowana.

W krytycznej fazie choroby podejmują próby brutalnego wymuszenia przyznania się do winy. Dochodzi do wybuchów agresji, zarówno słownej, jak i fizycznej. Zachowania i myśli „Otella” zostają całkowicie podporządkowane urojeniom, a z czasem także manii prześladowczej – brak dowodów zdrady poczytuje za przebiegłość niewiernej partnerki (lub partnera) i jej (jego) kochanków, których podejrzewa o to, że zagrażają jego życiu, planując zamach albo morderstwo.

Zaczyna zaniedbywać obowiązki domowe i zawodowe, skupiając się na swoich paranojach. W domu instaluje podsłuchy, wynajmuje detektywów i śledzi ukochaną osobę.

W skrajnych przypadkach dochodzi do pobić, a nawet zabójstw „niewiernych” partnerów. Zdarzają się również próby samobójcze, podejmowane przez obie strony tego dramatycznego konfliktu. „Zazdrośnicy” wyładowują złość także na osobach podejrzewanych przez nich o romans z partnerem.

Jedynym ratunkiem jest podjęcie leczenia. Niekiedy terapię może nakazać sąd (dotyczy to sytuacji, gdy chory dopuszcza się aktów przemocy wobec bliskich). To niezwykle ciężkie wyzwanie, ponieważ osoba z zespołem Otella nie dostrzega u siebie symptomów choroby i trudno ją skłonić do wizyty w gabinecie psychiatry. „Mąż nie chce chodzić do lekarza, bo uważa, że jest zdrowy, a przecież to niby ja go okłamuję i zdradzam” – opisuje Ewa, partnerka mężczyzny ze zdiagnozowanym syndromem Otella.

Takie osoby jeszcze trudniej przekonać do regularnego przyjmowania leków (zazwyczaj preparatów stosowanych w leczeniu schizofrenii)
i odstawienia alkoholu. Nawet jeśli się to uda, niewykluczone, że chory, gdy odczuje poprawę, odstawi medykamenty, wracając do „punktu wyjścia”.

W wielu przypadkach jedynym rozwiązaniem staje się rozstanie z zazdrośnikiem. „Wybaczałam swojemu facetowi setki razy, bo ciągle wierzyłam, że się zmieni i przestanie mnie ciągle podejrzewać o zdrady. Byłam naiwna. Nie miejcie złudzeń, tacy ludzie się nie zmieniają. Może być tylko gorzej. Dlatego uciekajcie póki czas” – apeluje do partnerek „Otellów” Zuzanna, która pięć lat męczyła się z facetem ogarniętym urojeniami.

Rafał Natorski

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (5)