Zgwałciło ją dwóch mężczyzn. By uciec oprawcom, wyskoczyła przez okno
- Pierwszą rzeczą, o jakiej pomyślałam, to by popełnić samobójstwo. Pomyślałam, że nie dam rady z tym żyć – mówi 26-letnia Saina.
18.03.2018 | aktual.: 19.03.2018 12:16
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Przez świat przetacza się od tygodni akcja #metoo i już nie tylko gwiazdy otwarcie mówią o molestowaniu seksualnym. Jedni uważają, że to polowanie na czarownice, że to wyciąganie brudów z przeszłości, które nic nie daje. Inni opowiadają wprost o tym, jak #metoo zmieniło świat. Bo coraz trudniej ignorować to, jak akcja faktycznie wpływa na społeczności, kobiety, nowe przepisy w prawie. Najbardziej przekonują się o tym działacze z państw, w których opowieści o gwałtach i molestowaniu to wciąż temat tabu. Jednym z takich miejsc jest konserwatywny Kazachstan.
Dziennikarze BBC dotarli do 26-letniej Sainy Raisovej, która zgodziła się opowiedzieć swoją historię. Wszystko po to, by uświadomić kobietom, że muszą zgłaszać gwałty na policję i by szukały pomocy, gdy coś takiego ich spotka. Ona sama przeżyła prawdziwe piekło.
W ubiegłym roku Saina została zgwałcona przez dwóch mężczyzn. Wyskoczyła przez okno z trzeciego piętra, by uciec oprawcom. O konsekwencjach nie była w stanie myśleć. To był moment. Złamała stopę, uszkodziła miednicę. Ale przeżyła. Przyznaje, że jedyne, o czym mogła myśleć, to by popełnić samobójstwo. O gwałcie nigdy nie zapomni.
Po pierwsze dlatego, że uszkodzenia ciała były na tyle rozległe, że przez rok nie pozbyła się bólu. Po drugie, w Kazachstanie panuje przekonanie, że mówienie o gwałcie, zgłaszanie się na policję, to największy wstyd. Dlatego gdy chciała dociekać sprawiedliwości, wielu odmawiało jej pomocy. W rozmowie z BBC przyznaje, że czuła presję, by nie mówić o tym, co ją spotkało.
- Musiałam walczyć nie tylko z prokuraturą, ale i z moją rodziną. Byli w szoku. Nie rozumieli. Powtarzali: "dlaczego chcesz o tym publicznie opowiadać. Zostaw to Allahowi. On ich ukaże". Rodzice chcieli to całkiem ukryć. Dla nich to było potworne – opowiada Kazaszka.
Kilka miesięcy temu zrozumiała, że policja nie będzie szukała sprawcy. Wtedy opowiedziała o swojej historii w mediach. W styczniu tego roku postawiono przed sąd jednego ze sprawców gwałtu. Skazano go na 10 lat więzienia. Drugi jest wciąż na wolności. Policji nie udało się go złapać.
- Tak wiele osób wini ofiary, nie kryminalistów. Mówiono mi, że nie powinnam była pójść na spotkanie z nimi, że nie powinnam wchodzić do mieszkania. Że mam to, czego sama chciałam – przyznaje kobieta.
Tak #metoo wpłynęło na Kazachstan
Saina jest jedną z kilkunastu kobiet, które w ciągu ostatnich kilku miesięcy publicznie opowiedziały, że zostały zgwałcone. Pod hashtagiem, który można tłumaczyć na "nie siedź cicho", Kazaszki publikowały swoje trudne wyznania – podobnie jak było to w przypadku #metoo.
Inicjatorką akcji w Kazachstanie jest Dina Smailova – producentka telewizyjna, która jako pierwsza pod hashtagiem opisała, że została zgwałcona, gdy miała 20 lat. – To nie ty powinnaś się wstydzić. To sprawca powinien – pisała na Facebooku.
Według oficjalnych statystyk, w ubiegłym roku w Kazachstanie odnotowano ponad dwa tysiące przypadków gwałtu. I podobnie jak w wielu innych krajach, liczba ta może być znacznie większa, bo przy takiej stygmatyzacji ofiar, większość nigdy nie zgłosi się na policję. Dlatego do działaczek dołączają kolejne kobiety, które chcą opowiedzieć swoje historie.
Tak było w przypadku Yeleny Ivanovej. 19-latka na jednym ze spotkań dotyczących #metoo opowiedziała, że była zastraszana i gwałcona. – Wiem, że nie jestem jedyna – powiedziała wtedy. – Jeśli nie będziemy cicho, społeczeństwo w końcu zrozumie, że mamy problem. Będą widzieli, że walczymy o prawdę. A gdy więcej osób przyłączy się do ruchu, tym bezpieczniej będą czuły się takie osoby jak ja – dodała.