Zmniejszyła żołądek, by wcisnąć się w suknię ślubną. Skutki były opłakane
- Ania początkowo wcale nie chciała przymierzać sukien. Płakała, żaliła się, opowiadała, że w dzieciństwie często słyszała od mamy, że jest gruba, brzydka, obrzydliwa. Sama też tak o sobie myślała. W końcu płakałyśmy obie – opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Katarzyna Furgał, właścicielka Komisu Sukien Ślubnych Plus Size z Ożarowa Mazowieckiego. W końcu Ania – w czasie przygotowań do ślubu - zdecydowała się na laparoskopowe zmniejszenie żołądka. Niestety zabieg nie poszedł dobrze. Pojawiły się komplikacje, a na brzuchu zostały szpecące blizny. Kobieta przypłaciła to depresją.
To ma być ich "najpiękniejszy dzień w życiu". Wiele z nich bierze to zbyt dosłownie. Przymiotnik "najpiękniejszy" odnoszą do siebie. Czują ogromną presję, by tego dnia wyglądać perfekcyjnie. W rozmowach z przyszłymi i byłymi pannami młodymi padają pozornie niewinne formułowania "zrobić wrażenie", "pokazać się", "wyglądać zjawiskowo" itp. By osiągnąć swój cel, są w stanie wiele poświęcić. Jedne wpadają w wir zabiegów kosmetycznych, na które wydają tysiące złotych. Inne odchudzają się, by suknia ślubna leżała na nich jak na modelkach z katalogów. Skutki bywają opłakane. Majątek zostawiony w gabinecie medycyny estetycznej to najmniejszy problem. Gorzej, jeśli "zabiegi upiększające" pozostawiają blizny - na ciele i psychice.
- Jestem naturalną brunetką, mam ciemną karnację i oprawę oczu. Tuż przed ceremonią mama dopatrzyła się u mnie wąsika nad górną wargą. Uznała, że to będzie źle wyglądać na zdjęciach ślubnych, więc zaczęła namawiać mnie na depilację laserową - opowiada w rozmowie z Wirtualną Polską Ula z Wrocławia, która wyszła za mąż pięć lat temu.
- Początkowo nie chciałam się zgodzić, bo dla mnie to nie był problem. Jednak w końcu, uległam dla świętego spokoju. I to był błąd, którego do dziś żałuję. Moja skóra źle zareagowała na laser. Wąsik - owszem - zniknął, ale nad górną wargą pozostały nieestetyczne przebarwienia – relacjonuje. - Przed ślubem byłam załamana! Wyglądałam znacznie gorzej niż z tym rzekomym wąsikiem. Na szczęście moja makijażystka sprytnie wszystko ukryła makijażem. Nic nie było widać, niestety przykra pamiątka tej chorej presji, by pięknie wyglądać na ślubie, "zdobi" moją twarz do dziś - żali się Ula.
Panna młoda pod presją
- Żyjemy w czasach, które niestety wciąż wymuszają dążenie do "ideału". A nasz mózg łatwo to chwyta, bo kocha skrajności. Natomiast nie da się być idealnym - tłumaczy Natalia Ziopaja, psycholożka i psychoedukatorka prowadząca popularny profil na Instagramie @psychologiczne_ciekawosci. - Bardzo często zapominamy przyjrzeć się uważnie, czego my naprawdę chcemy. Ja często zadaję swoim podopiecznym pytanie: "Czy to, co robisz, robiłabyś również, gdyby nikt tego nie widział?". To daje do myślenia i często pada odpowiedź: "Chyba jednak nie, robię to dla innych".
Presję, by dobrze zaprezentować się na ślubie, odczuwa też Karolina z Ostrołęki, która dopiero czeka na ten "wielki dzień". Nie ukrywa, że organizacja wesela to dla niej spore obciążenie psychiczne, którego nie łagodzi obsesyjne myślenie o tym, jak będzie wyglądać tego dnia. - Boję się zwłaszcza tego, że siostra narzeczonego będzie błyszczeć bardziej ode mnie. Jestem cichą osobą w przeciwieństwie do niej. Nie lubię być w centrum zainteresowania – przyznaje. - Jednak nie planuję podejmować żadnych radykalnych środków. Jedynie standardowe zabiegi kosmetyczne, które pozwolą uporać się z problemami z cerą - zapewnia.
- Często kobiety myślą, że gdyby nie było świata zewnętrznego, to wcale by się nie decydowały na zmiany wyglądu przed ślubem - mówi psycholożka. - Nasz umysł uwielbia wpadać w zniekształcenia poznawcze, czego efektem bywa katastrofizowanie. Myślimy sobie, że każdy będzie na nas patrzył i oceniał, czy jesteśmy chude, grube, ładne, brzydkie. A tak naprawdę badania naukowe, np. Gilovicha (2000), pokazują, że ludzie wcale nie przywiązują aż tak dużej uwagi do wyglądu innych, jak nam się wydaje - zapewnia.
Ilona Chwałowska z Pasłęka (woj. warmińsko-mazurskie) nie ukrywa, że również poddała się licznym zabiegom kosmetycznym, by pięknie wyglądać w dniu ślubu. - Oczyszczanie twarzy (100 zł), brwi (30 zł), rzęsy (180 zł), makijaż (100 zł), fryzura (200 zł), paznokcie (200 zł), solarium (30 zł). Łącznie wyszło ok. tysiąca złotych - podlicza koszty upiększania.
Ilona przyznaje, że nie żałuje wydanych pieniędzy. - Było warto – zapewnia. - Mój wygląd dodał całości uroku. Jak założyłam suknię, to czułam się wspaniale. Cieszę się, że oddałam się w ręce specjalistów - podsumowuje. - Zrezygnowałam z odchudzania przed ślubem, choć zawsze miałam problemy z tuszą. Po prostu zaakceptowałam siebie taką, jaką jestem. Mój mąż mnie kocha i to jest najważniejsze - wyznaje.
Szczupła, szczuplejsza, panna młoda
Zdecydowana większość przyszłych panien młodych podejmuje próby odchudzania przed ślubem. Szczególną presję odczuwają te, których ciała różnią się od sylwetek modelek z katalogów ślubnych.
A do obsesji odchudzania dochodzi jeszcze jeden problem – znalezienie sukni ślubnej w dużym rozmiarze. Takie kobiety trafiają do salonów lub komisów z modą ślubną plus size, których na szczęście jest w Polsce coraz więcej. Jeden z nich, nieopodal Warszawy, prowadzi Katarzyna Furgał, która dla swoich klientek bywa nie tylko doradczynią w sprawach mody ślubnej, ale nierzadko również psycholożką.
- Przypominam sobie pewną sytuację sprzed kilku lat. Nazwijmy tę pannę młodą Anią. Ania miała wówczas dwadzieścia dwa lub trzy lata. Nosiła rozmiar 50, ważyła około 120 kg. Czuła się ze sobą fatalnie, choć wybierać suknię przyjechała z narzeczonym, który bardzo ją wspierał - opowiada Katarzyna Furgał, właścicielka Komisu Sukien Ślubnych Plus Size z Ożarowa Mazowieckiego.
- Ania początkowo wcale nie chciała mierzyć sukien. Płakała, żaliła się, opowiadała, że w dzieciństwie często słyszała od mamy, że jest gruba, brzydka, obrzydliwa. Sama też tak o sobie myślała. W końcu płakałyśmy obie – opowiada. - Powiedziałam jej, że dziś sukni nie wybierzemy, bo to ma być przyjemność, a nie udręka. Dodam tylko, że dziewczyna była śliczna i przede wszystkim niesamowicie ciepła. Niestety nie potrafiła zapanować nad podjadaniem, które było jej sposobem na radzenie sobie z troskami – opowiada.
W końcu Ania – w czasie przygotowań do ślubu - zdecydowała się na laparoskopowe zmniejszenie żołądka. Niestety zabieg nie poszedł dobrze. Pojawiły się komplikacje, a na brzuchu zostały szpecące blizny. Kobieta przypłaciła to depresją. - Rozmawiałam z nią około pół roku temu. Udało jej się schudnąć około 20-30 kg, choć oczekiwała, że efekt będzie bardziej spektakularny – opowiada Katarzyna Furgał.
- Warto zaznaczyć, że dziewczyny, które trafiają do mojego komisu, często są zakompleksione. Przychodzą 2-3 tygodnie przed ślubem, gdy są już po drakońskich dietach i chcą wybrać suknię na nową figurę. Tłumaczę im, że to za mało czasu, że należy wybrać pół roku wcześniej. Wtedy jest zapas czasu na ewentualne poprawki. Skutki takiego ekspresywnego odchudzania często przypłacają efektem jo-jo po ślubie – przestrzega Furgał.
Najpierw miłość do siebie, potem ślub
Wyjątkowo dramatyczne historie jak ta, która przydarzyła się Ani, szczęśliwie są rzadkością. Coraz więcej przyszłych panien młodych ma świadomość, że radykalne odchudzanie "do ślubu" nie jest najlepszą metodą zachowania zdrowia – fizycznego i psychicznego.
- Od dłuższego czasu zabierałam się za odchudzanie, ale jakoś brakowało motywacji. Nadchodzący ślub dał mi tego ostatecznego kopa, żeby wziąć się za siebie. Ale nie odchudzam się tylko z powodu ślubu. Bardziej dla siebie, dla zdrowia - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską Agnieszka. - Data ślubu wyznaczona jest na 29 maja 2024 r., ale zaczęłam się odchudzać już cztery miesiące temu. Nie wierzę w magiczne specyfiki czy diety-cud, przy których schudnę 10 kg w dwa miesiące, a poza tym chcę zmienić swoje nawyki żywieniowe już na stałe. Startowałam w kwietniu z wagi 74 kg przy wzroście 165 cm. Aktualnie zrzuciłam 3,5 kg - insulinooporność nie ułatwia utraty wagi. Marzenie to zejść do 56-58 kg, a racjonalny cel to osiągniecie 60 kg - wyjaśnia.
- Pamiętajmy, że chociaż odchudzanie się dla zdrowia jest dobre, to warto wyznaczyć jego granicę. Zauważmy, że osoba szczupła, a przede wszystkim wychudzona nie zawsze oznacza zdrowie. Warto popracować nad naszymi przekonaniami, czy na pewno zawsze szczupły to zdrowy i ładny? Nasz umysł uwielbia takie dychotomiczne organizowanie rzeczywistości, ale przecież życie nie jest czarno-białe - tłumaczy psycholożka.
Arletę Górecką, która dawniej mierzyła się z kompleksami z powodu wyglądu, nadchodzący ślub zmotywował do samoakceptacji. - Podeszłam do tematu tak, że ślub to najwyższy czas, aby zaakceptować siebie takim, jakim się jest - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską. - Bardzo długo próbowałam zaakceptować swoje krzywe zęby i blizny po trądziku. To też nie tak, że teraz nic z tym nie robię. Raz na jakiś czas chodzę na zabiegi na twarz albo wybielam zęby, ale nie czuję już tej napinki, że koniecznie muszę coś z tym zrobić - zapewnia.
Arleta przyznaje, że żeby dojść do samooakceptacji, wykonała ogromną pracę wewnętrzną. Uznała, że ślub to odpowiedni moment, by pokochać samą siebie: - Planuję najważniejszy dzień w życiu tak, aby on był jak najbardziej mój: moja suknia, mój wystrój sali, moja muzyka. Jak miałabym to robić, jeśli nie akceptowałabym sama siebie? Jeśli ślub ma być "idealny", to przede wszystkim dlatego, że bierze się go z miłości - między dwojgiem ludzi, ale też tej do siebie samej.
- I to jest kolejne pytanie, które warto sobie zadać: czy za 30-40 lat będę myśleć o tym, jak wyglądałam tego dnia, czy może będę wspominać to, że wzięłam za męża człowieka, którego kochałam? Przecież wygląd na ślubie to tylko okładka, ale ten dzień jest historią na inny temat - podsumowuje psycholożka.
Marta Kosakowska, dziennikarka Wirtualnej Polski
Drogie użytkowniczki, mamy dla Was otwartą rekrutację do testowania kosmetyków marki AVA Laboratorium. Jeśli macie ochotę dostać zestaw kosmetyków i sprawdzić jak działają, zgłoszenia zbierane są TUTAJ.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl.