Zofia Nałkowska - kochała politykę i mężczyzn
Politycznie nie była wybredna. Brylowała na salonach sanacyjnej II Rzeczypospolitej, jak i komunistycznej Polski Ludowej. Miała wzięcie u każdej władzy. Za inteligencję i duży talent pisarski ceniły ją rzesze czytelników. Była przecież autorką jednej z najpopularniejszych powieści Dwudziestolecia - „Granicy”. Po wojnie napisała równie poczytne „Medaliony”.
10.11.2016 | aktual.: 10.11.2016 11:22
10 listopada 1884 roku urodziła się Zofia Nałkowska, jedna z najsłynniejszych polskich pisarek i kobieta zaangażowana przez całe życie w politykę. Przed wojną blisko związana z obozem marszałka Piłsudskiego (pracowała w rządowym Biurze Propagandy Zagranicznej), a po wojnie z nową, komunistyczną władzą jako posłanka do Krajowej Rady Narodowej na Sejm Ustawodawczy i Sejm PRL I kadencji oraz aktywna członkini Polskiego Komitetu Obrońców Pokoju.
Być może do komunizmu pchnął ją fakt, że miała, zresztą jak wielu zwolenników sanacji, lewicowe i liberalne przekonania. Gruntownie wykształcona (studiowała historię, geografię, ekonomię i językoznawstwo), była od młodych lat feministką i głosicielką idei wolnych związków. „Chcemy całego życia” – wykrzyczała w swoim słynnym przemówieniu na Zjeździe Kobiet w 1905 roku.
Nie miała szczęścia w małżeństwie
Oba jej małżeństwa szybko się rozpadły. Pierwsze, zawarte przez nią przed ukończeniem 20 roku życia, przetrwało zaledwie pięć lat, choć formalnie rozwiązano je dziewięć lat później. Ani ona, ani jej mąż, publicysta Leon Rygier, nie traktowali chyba swojego związku zbyt poważnie, gdyż zaraz po ślubie zdecydowali się przejść na kalwinizm, by ułatwić sobie ewentualny rozwód.
Bezpośrednim powodem rozpadu związku była, jak skarżyła się po latach pisarka, chorobliwa wręcz niewierność Rygiera, który nie dość, że zdradzał ją z kim się dało, to jeszcze chwalił się przed nią podbojami. Jak wspomina w swoich "Dziennikach", gdy tylko wychodzili do miasta, ciągle napotykali jego byłe flamy. Dla Nałkowskiej, dla której mąż był pierwszym mężczyzną, to był wstrząs. Koszmar tego małżeństwa zaważył na jej całym życiu. "Cały ustrój dzisiejszego życia erotycznego opiera się na jawnej poligamii" - pisała rozgoryczona.
Pisarka zdecydowała się po raz drugi stanąć na ślubnym kobiercu dopiero, gdy zbliżała się do czterdziestki, w 1922 roku. Tym razem jej wybrankiem był jeden z najbliższych współpracowników marszałka Józefa Piłsudskiego, pułkownik Jan Jur-Gorzechowski – szef żandarmerii wojskowej, a potem dowódca Straży Granicznej.
Jednak i to małżeństwo nie trwało długo, zakończyło się w 1929 roku. Drugi mąż miał nie tylko ułańską fantazję, ale i temperament. "Przykładał Nałkowskiej pistolet do skroni i groził, że ją zabije" - opisuje Hanna Kirchner, biografka pisarki. Może to i lepiej, że się rozwiedli, gdyż sanacyjny pułkownik, a potem nawet generał, byłby wątpliwą rekomendacją dla pisarki w czasach komunistycznych rządów w Polsce.
Najbardziej wpływowy salon przedwojennej Warszawy
Nieudane małżeństwa zrekompensowała sobie Nałkowska licznymi flirtami i romansami. Było ich, jak wyliczyła skrupulatnie Hanna Kirchner, biografka, około pięćdziesięciu. Wśród jej „zdobyczy” znalazł się nawet Bruno Schulz.
Miłosne podboje Nałkowskiej bezlitośnie podsumował po latach Czesław Miłosz, pisząc (a było to bezpośrednio po lekturze jej wojennych „Dzienników”): „Komiczna samiczość starej kobiety, oglądającej się bez ustanku na spojrzenia mężczyzn i ich komplementy, ze swoją listą byłych mężów i kochanków”.
Barbara Smoleń z Instytutu Badań Literackich, na jednej z konferencji poświęconych wybitnej pisarce mówiła o tym, że słowa Miłosza były niesprawiedliwe i krzywdzące. Według niej wynikały ze stereotypowego patrzenia na Nałkowską jako na lwicę salonową, polującą na męskie serca i niemogącą się obejść bez adoracji mężczyzn.
- Miłosz szczególnie negatywnie komentował fakt, że Nałkowska miała młodszych partnerów, ale to, że on sam miał młodsze żony, nie miało dla niego znaczenia. Tu widać typową podwójną moralność takiego dyskursu - skomentowała badaczka.
Pisarce nie wystarczały tylko miłosne podboje. Pragnęła być znana, podziwiana, wpływowa. I taka była przez całe aktywne życie. Organizowane przez nią przyjęcia gromadziły całą polityczną i artystyczną śmietankę Warszawy.
Tak też było w dniu jej imienin, 12 maja 1935 roku. Właśnie na tej słynnej już imprezie przedstawiciele ówczesnej elity dowiedzieli się o śmierci marszałka Józefa Piłsudskiego. Salon Nałkowskiej natychmiast opustoszał.
Nowa władza umiała kusić
Upadek II Rzeczypospolitej był dla niej ciosem. Po rozbiorze Polski dokonanym przez III Rzeszę i ZSRR, ze smutkiem skonstatowała: „Niemcy, bolszewicy, wspólna granica między nimi! Więc te słowa zagrzewające – tak niedawne – odezwy, plakaty, pewność własnych sił – wszystko było aż takim złudzeniem.”
Wojnę spędziła w podwarszawskiej Adamowiźnie, u przyjaciół, Zofii i Gustawa Zahrtów. W ich domu przyjęła także, w lutym 1945 roku, wysłanników nowych władz, nadzorców kultury polskiej, Jerzego Putramenta i Jerzego Borejszę. Ten ostatni, twórca koncernu wydawniczego „Czytelnik”, namawiał ją do zaangażowania się w nowy porządek. Zachętą była obietnica publikacji utworów Nałkowskiej oraz przydział mieszkania w domu dla literatów w Łodzi.
Pisarka umiała się zrewanżować. W 1948 roku z pras drukarskich zeszła, wcześniej publikowana w odcinkach w prasie literackiej, powieść „Węzły życia”, w której Nałkowska zdemaskowała „zakłamanie i obłudę sanacyjnej Polski”. Książka zyskała uznanie odpowiednich, nie tylko kulturalnych, władz. Jej autorka miała przed sobą jeszcze sześć lat spokojnego i pracowitego życia.
Zmarła 17 grudnia 1954 roku na skutek wylewu krwi do mózgu. Miesiąc wcześniej skończyła 70 lat.
Polecamy: Kobiety, Polki, nacjonalistki