Żony policjantów o ich pracy w dobie koronawirusa. "Nie daj się tam, wróć do mnie cały"
– Często nie ma go w domu, ale mam świadomość tego, że to nie jest zwykła praca, a właśnie służba drugiemu człowiekowi. Każdy robi co może, żeby było lepiej, żeby wygrać z wirusem i opanować epidemię. Staram się wspierać w tym męża całym sercem – mówi Eliza, żona policjanta. Ona, tak jak i Ewa, Agata i Joanna, każdego dnia obawia się o zdrowie męża. W rozmowie z WP Kobieta opowiadają, jak teraz wygląda ich rzeczywistość.
02.04.2020 | aktual.: 02.04.2020 16:24
"Mój mąż każdego dnia ryzykuje życie, aby pomagać drugiemu człowiekowi. Wiem, że to służba. Wiem, że to powołanie. (…) Ale boję się okropnie, że on zachoruje, że już go nie zobaczę, nie przytulę. (…) Czuję zarówno dumę, jak i złość, że każda ta niepewna chwila odbiera mi człowieka, który jest całym moim światem. Myślę, że nie tylko ja mam takie odczucia, ale wielu ludzi, których bliscy pracują w służbach. Wspierajcie ich. Potrzebują tego, jak nigdy wcześniej. Bądźcie silne" – to fragment apelu Elizy, której mąż pracuje w policji. Zamieszczono go na profilu "Żona Policjanta", poświęconemu żonom funkcjonariuszy i, jak przyznaje administratorka strony, Elizie doskonale udało się ubrać w słowa to, co czuje teraz niemal każda z kobiet, której mąż pracuje w służbach mundurowych.
Służba męża to służba całej rodziny
Jak tłumaczy sama Eliza, chciała w ten sposób dodać otuchy wszystkim kobietom, których mężowie narażają swoje zdrowie w służbie innym podczas pandemii koronawirusa. Bo, jak podkreślają, służba ich mężów to w pewnym stopniu służba całej rodziny.
Policjanci, tak jak i lekarze, pielęgniarki, czy ratownicy medyczni nie mogą pozwolić sobie na pracę zdalną, a wręcz przeciwnie - pracują znacznie więcej niż dotychczas, każdego dnia narażając zdrowie swoje i swoich bliskich w służbie drugiemu człowiekowi.
– Policjanci już przed pandemią i kwarantanną mieli dużo obowiązków, które bardzo często wymagały od nich zostawania dłużej w pracy. Nadgodziny to codzienność w rodzinach policyjnych. Teraz jednak są oni obciążeni do granic możliwości – mówi Ewa, administratorka facebookowego profilu "Żona policjanta".
W obecnej sytuacji policjanci muszą wykonywać nie tylko swoje dotychczasowe obowiązki, ale też wiele dodatkowych zadań, wynikających z panującej pandemii i wprowadzonych ze względu na nią obostrzeń. – Dochodzi do tego patrolowanie ulic miast, kontrolowanie osób na kwarantannie, powrót do zabezpieczania granic. I to wszystko na skalę dużo większą niż dotychczas, a pamiętajmy przy tym, że przestępcy nie poszli na urlop – dodaje.
"Pracuje po 14 czy 16 godzin dziennie"
– Mąż, wstępując do policji, oczywiście liczył się z tym, że nie jest to praca za biurkiem, w trybie 8 godzin dziennie. Zdawał sobie sprawę, że to "ciężki kawałek chleba". Teraz często pracuje po 14 czy 16 godzin dziennie bez grafiku, bez możliwości dostania wolnego w razie pilnej potrzeby – relacjonuje z kolei Agata, również żona funkcjonariusza. Ona także, w obawie o posadę męża, pragnie pozostać anonimowa.
Natomiast mąż Joanny, już od dnia ogłoszenia stanu zagrożenia epidemicznego został skierowany na granicę państwa, gdzie pełni teraz 12-godzinne dyżury. – Na początku nie mieli nawet przerwy na kawę czy herbatę. Nie było tam nawet toalety. Dopiero kiedy dołączyło do nich wojsko, postawiono toi-toi – opowiada. Mimo to jej mąż nigdy nie narzeka i z zaangażowaniem wykonuje swoją pracę. – Jest policjantem już od 27 lat – mówi dumna Joanna. Nie ukrywa jednak, że strach o męża towarzyszy jej każdego dnia, a w obecnej sytuacji boi się także o syna. – Ma chorobę autoimmunologiczną – wyznaje. Wirus może okazać się dla niego wyjątkowo niebezpieczny.
I to właśnie o zdrowie swoich najbliższych policjanci martwią się teraz znacznie bardziej niż o swoje własne.
– Najgorsza w tym wszystkim jest nieodpowiedzialność ludzi, którzy uciekając z kwarantanny, czy kłamiąc, narażają policjantów na zarażenie. A oni wracają później do domów, w których czeka rodzina – żona, rodzice, dziadkowe, dzieci, w tym chore i niepełnosprawne – podkreśla Ewa.
Same starają się więc robić wszystko, by zadbać o zdrowie swoich mężów i rodzin. – Codziennie piorę ubrania męża, w których chodzi do pracy, w tym oczywiście mundur. W domu staram się też wszystko regularnie dezynfekować – mówi Agata.
Jak przyznaje, teraz bardziej niż wcześniej, boi się o jego zdrowie. – Ci, którzy mają możliwość pracy zdalnej, są prawdziwymi szczęściarzami. Mogą ograniczać kontakty i wyjścia do minimum, ale czy korzystają z tego przywileju to już inna kwestia. Ja każdego dnia, teraz jeszcze bardziej niż dotychczas, martwię się o męża, czy nie zostanie zakażony podczas interwencji lub kontaktu z zatrzymanym, mimo środków ochronnych – dodaje Agata.
Brakuje środków ochrony osobistej
A o te na niektórych komendach jest trudno. Choć znaczna część z nich, stara się zapewnić pracownikom podstawowe środki ochronne, wielu funkcjonariuszy w tej kwestii wciąż zdanych jest tylko na siebie. Tak jak mąż Agaty, który w pracy korzysta z rękawiczek i płynów dezynfekujących, które kupili za własne pieniądze, jeszcze przed rozpoczęciem pandemii. – Ochronne kombinezony dostają tylko w przypadkach interwencji dotyczących osób z podejrzewanym lub potwierdzonym zarażeniem. Natomiast na służby patrolowe nie dostają rękawiczek jednorazowych ani maseczek. O płynie do dezynfekcji też można tylko pomarzyć – wylicza.
A jak podkreśla Eliza, to właśnie takie patrole, martwią ją najbardziej. – Ludzie objęci przymusową kwarantanną są przyjaźni dla funkcjonariuszy. Zdają sobie sprawę, że chodzi o bezpieczeństwo innych. Niestety, gorzej wygląda to w przypadku osób, nazwijmy, potencjalnie zdrowych – mówi.
– Wiele osób wciąż spotyka się towarzysko w parkach i na bulwarach, a mój mąż i inni policjanci muszą ich prosić o powrót do domu. To właśnie ci ludzie mogą być chorzy, mimo że nie wykazują żadnych objawów i to właśnie oni stanowią dla policjantów największe zagrożenie – zwierza się Eliza.
Zobacz także
Jej mąż, oprócz swoich standardowych obowiązków i właśnie patroli, często kontroluje też ludzi objętych przymusową kwarantanną i jak przyznaje, często im pomaga. – W czasach pandemii trzeba być empatycznym dla drugiego człowieka i nieść mu pomoc i właśnie to stara się robić mój mąż i jego koledzy. Podczas kontroli ludzi objętych kwarantanną pytają ich, czy wszystko jest w porządku, a jeśli potrzebują pomocy albo jakichś drobnych zakupów, to zawsze starają się pomóc.
Potrzeba wsparcia
Podkreśla przy tym, że jest bardzo dumna z męża, bo wie, że jego praca to przede wszystkim pomoc drugiemu, tak ważna w obecnej sytuacji. – Często nie ma go w domu, ale mam świadomość tego, że to nie jest zwykła praca, a właśnie służba drugiemu człowiekowi. Każdy robi co może, żeby było lepiej, żeby wygrać z wirusem i opanować epidemię. Staram się wspierać w tym męża całym sercem – mówi Eliza.
A to wsparcie jest im właśnie teraz niezwykle potrzebne. – Na szczęście Polacy podczas kwarantanny pokazują też, że potrafią sobie nawzajem pomagać, np. dowożąc jedzenie policjantom w czasie służby – zauważa Agata. Jak opowiada, jej mąż sam doświadczył uprzejmości ze strony obywateli. – Podczas służby zatrzymał się z kolegą na stacji, by kupić kawę. Dostali ją za darmo, a ludzie dziękowali im za służbę. To bardzo miłe i wiele znaczące gesty, które udowadniają, że ludzie w tak ciężkiej sytuacji potrafią się jednoczyć i pomagać sobie nawzajem – wyznaje poruszona.
– Zwykła rozmowa, dobre słowo, czuły gest… Szykując mężowi kanapki do pracy, dorzucam mu karteczki z podpisem "dla bohatera" albo "nie daj się tam, wróć do mnie cały". To niby nic takiego, a dodaje mu otuchy – wyznaje Eliza.
– Policjantom potrzeba teraz dużo empatii, a najlepsze co możemy dla nich zrobić, jako społeczeństwo, to po prostu zostać w domu – apeluje.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl