Blisko ludziPracują przy wywozie odpadów komunalnych. "Zdalnie śmieci nie wywiozę"

Pracują przy wywozie odpadów komunalnych. "Zdalnie śmieci nie wywiozę"

– Jeśli przestaniemy pracować, miasto utonie w śmieciach, a szczury błyskawicznie rozniosą wszelkie bakterie i wirusy, powodując jeszcze gorszą epidemię – mówi Waldemar Olszewski, pracownik Miejskiego Przedsiębiorstwa Oczyszczania w Warszawie. To właśnie on, tak jak i inni pracujący przy wywozie odpadów komunalnych, zapewniają nam bezpieczeństwo sanitarno-epidemiologiczne.

Pracują przy wywozie odpadów komunalnych. "Zdalnie śmieci nie wywiozę"
Źródło zdjęć: © Archiwum prywatne

21.03.2020 | aktual.: 21.03.2020 17:41

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

– W swojej pracy jesteśmy bardzo narażeni. Nie mamy pewności, czy nie odbieramy śmieci od osoby zarażonej, a koronawirus potrafi przecież przeżyć także poza organizmem, na przedmiotach. Pracujemy więc w wielkim strachu – mówi Waldemar Olszewski, pracownik MPO w Warszawie.

"Zdalnie śmieci nie wywiozę"

Tak jak inni pracownicy zajmujący się wywozem odpadów komunalnych nie może pozwolić sobie na zaszycie się w domu. – Zdalnie śmieci nie wywiozę, a jeśli przestaniemy to robić miasto zatonie w śmieciach, a szczury błyskawicznie rozniosą wszelkie bakterie i wirusy, powodując jeszcze gorszą epidemię - dodaje.

Pracują więc i każdego dnia boją się o siebie i bliskich. – Łudzimy się, że skoro już tyle lat mamy do czynienia z tak dużą liczbą zarazków, to może w jakiś sposób staliśmy się odporniejsi. Co nie zmienia faktu, że boimy się o nasze rodziny. Możemy czuć się dobrze, ale nie mamy pewności, że nie jesteśmy chorzy, że nie zarazimy bliskich – mówi.

MPO po wielu rozmowach z pracownikami podjęło odpowiednie kroki, by zadbać o ich bezpieczeństwo. – Zaczęliśmy rozmowy z pracodawcą jeszcze zanim epidemia na dobre dotarła do Polski. Wtedy bagatelizowali problem – opowiada Waldemar. – Teraz jednak zmienili podejście, zapewniając nam zabezpieczenia. Tydzień temu dostaliśmy płyn dezynfekujący – jeden na cały samochód, tj. 6 pracowników, ale zapewniono nas, że będzie na bieżąco uzupełniany. Dostaliśmy też maseczki – po jednej na 8-godzinny dyżur i kilka par jednorazowych rękawiczek. Na dyspozytorni było ich więcej, ale rozeszły się jak ciepłe bułeczki.

Niestety, nie mogą liczyć na częstszą zmianę kombinezonów. – Chciałem je wczoraj wymienić, ale pani za to odpowiedzialna przebywa na zwolnieniu – mówi Waldek.

Ilość odpadów bio wzrosła ponad dwukrotnie

Pan Darek pracuje we frakcji zajmującej się wywozem tworzyw sztucznych i metalu. Jak wyznaje, od rozpoczęcia epidemii odpadów tego rodzaju jest mniej. Nie można tego jednak powiedzieć o odpadach "bio", gdzie trafiają resztki jedzenia.

– Samych śmieci faktycznie zrobiło się mniej. Natomiast ilość odpadów "bio" zwiększyła się ponad dwukrotnie. Wczoraj z samych osiedli zabraliśmy aż 4,5 tony odpadów, podczas gdy wcześniej były to 2 tony. Fakt, że liczba ta wzrosła już po nowym roku przez wprowadzenie obowiązkowej segregacji, jednak przez epidemię ten wzrost jest jeszcze większy. Mówi się, że ludzie ruszyli do sklepów po zapasy, które się potem marnują. I to się potwierdza, jesteśmy tego naocznymi świadkami – mówi Dariusz Szustak, również pracownik MPO w Warszawie.

Jak relacjonuje, w kontenerach znajduje się też ogromna ilość opakowań po jedzeniu dostarczanym na dowóz. – Widać, że ludzie starają się stosować do zaleceń i pozostają w domach. Miasto jest wyludnione, mówimy między sobą, że wygląda jak w wigilijny wieczór, kiedy wszyscy zasiedli już do stołów – opisuje.

Na świecące pustkami miasto zwraca też uwagę Jarosław, pracownik jednej z prywatnych firm odpowiedzialnych za wywóz odpadów komunalnych w Warszawie. – Miasto naprawdę wygląda na opustoszałe. Wcześniej mieliśmy ogromne problemy, żeby gdzieś wjechać. Staliśmy w korkach, ludzie zastawiali altany śmietnikowe, utrudniając nam do nich dostęp. Teraz jest pusto. Prawie nie ma aut i ludzi. Warszawa wygląda, jakby znaczna część mieszkańców z niej po prostu uciekła.

Jak jednak zaznacza Waldemar, można zauważyć, że ludzie zaczynają ignorować ostrzeżenia i znużeni kwarantanną wychodzą na ulice. – Do wtorku naprawdę było pusto. W środę i czwartek na ulicach pojawiło się już jednak więcej ludzi i samochodów.

Sami w swojej pracy mają sporadyczny kontakt z innymi ludźmi. – Czasem ktoś nam musi otworzyć altanę lub ma jakieś pytania, jednak wszyscy starają się wtedy zachować odpowiedni odstęp – relacjonuje Waldek. Jak dopowiada Dariusz, który jest kierowcą śmieciarki, sam większość czasu spędza w kabinie. Podkreśla przy tym, że wszystkie samochody poddawane są dezynfekcji po każdej zmianie. W trosce o zdrowie swoich kolegów, podjął też kroki, by zapewnić specjalne kombinezony załogom, zajmującym się odbiorem odpadów z lotniska. – Myślę, że ich zorganizowanie nie będzie problemem i firma już wkrótce je wprowadzi.

"Kontaktują się z nami przez okna"

Niestety, rzeczywistość w prywatnych firmach, zajmujących się wywozem odpadów komunalnych, wygląda zupełnie inaczej. Jak relacjonują pracownicy jednej z nich, pracodawcy dopiero po wielu prośbach zapewnili im podstawowe środki ochrony osobistej. Niestety i one pozostawiają wiele do życzenia. – Dostaliśmy maseczki budowlane, w których nie da się wytrzymać więcej niż kilka minut. Nie ma mowy o 8 godzinach pracy – mówi Jarosław, który chce pozostać anonimowy.

Narzekają też na udostępniony płyn do dezynfekcji. – Dostaliśmy małą butelkę płynu bez żadnej etykiety, więc tak naprawdę nie wiemy, co jest w środku. Przyniosłem więc dla nas własny środek odkażający z wysoką zawartością spirytusu – mówi Tomasz, współpracownik Jarka. Ich pojazdy, w przeciwieństwie do samochodów MPO, nie są też dezynfekowane. Firma przez jakiś czas nie zapewniała im nawet dostępu do łazienek, w których mogliby się umyć po pracy. – Cały czas coś nie działało, nie było wody. Po wielu interwencjach nareszcie je naprawiono, a my po pracy mamy możliwość chociaż się umyć – mówi Jarek.

Obaj opowiadają też o karygodnej postawie pracodawców i pracowników biur, którzy nie chcą zapewnić lepszego zabezpieczenia pracownikom pracującym bezpośrednio przy wywozie, a jednocześnie traktują ich jak już zakażonych. – Sami są świetnie zabezpieczeni i siedzą zamknięci w biurach, a z nami kontaktują się przez okno. Traktują nas jak trędowatych – skarżą się Jarosław i Tomasz, którzy codziennie w swojej pracy narażają swoje zdrowie.

Inną kwestią, na którą poza zabezpieczeniami pracowników, zwraca uwagę Dariusz Szustak jest to, co dalej dzieje się z zebranymi przez nich odpadami. – Pytaniem jeszcze jest to, co się z tymi śmieciami dzieje? Czy wszystko trafia do spalarni? Czy mamy pewność, że w odpadach, które nie zostały spalone nie rozwija się wirus? – zastanawia się.

Koronawirus SARS-CoV-2

Koronawirus SARS-CoV-2, wywołujący chorobę COVID-19 rozprzestrzenia się drogą kropelkową. Do zakażenia wirusem może dojść jednak nie tylko przez bezpośredni kontakt z zakażonym, ale też przez dotykanie przedmiotów, które wcześniej miały z nim styk. Jak wykazała analiza badań wykonanych na znanych już wcześniej koronawirusach SARS i MERS mogą one przeżyć poza organizmem – w zależności od powierzchni i warunków – nawet do dziewięciu dni. I jak wskazują naukowcy, może to dotyczyć także koronawirusa SARS-CoV-2.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (336)