GwiazdyZróbmy to online – degustujmy wina i róbmy szpagat

Zróbmy to online – degustujmy wina i róbmy szpagat

Kursy motywacyjne czy nauka szpagatu - to wszystko, jak się okazuje, można robić zdalnie. Na wirtualnym rynku przybywa też innych kursów, pytanie, czy wszystkie można przenieść do internetu. Tak jak np. kursy pierwszej pomocy, ratownika wodnego czy trenera koszykówki.

Kursy online są coraz popularniejsze w dobie pandemii
Kursy online są coraz popularniejsze w dobie pandemii
Źródło zdjęć: © 123RF

02.11.2020 | aktual.: 01.03.2022 14:35

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Kursy można podzielić na kilka grup. Pierwszą stanowią organizowane przez renomowane firmy czy uniwersytety (uczestnictwo w nich wiąże się często z bardzo dużym wydatkiem). By zadać egzamin, trzeba potwierdzić swoją tożsamość (zdjęcie dowodu osobistego i swojej twarzy), egzaminy zdaje się przy włączonej kamerce, wcześniej trzeba sfilmować swoje biurko czy stół, przy którym się siedzi (by nie było wątpliwości, że nie korzystamy z niedozwolonych pomocy), potem trzeba wyrazić zgodę na to, by program, w którym zdajemy egzamin, miał dostęp do otwartych programów na naszym komputerze, wszystko po to, by uniemożliwić nieuczciwe zachowania. Tak zdany egzamin przekłada się na uniwersyteckie punkty lub jest wiarygodnym potwierdzeniem zdobytej wiedzy na kursie np. programowania.

Drugą grupę stanowią kursy krzaki – wyrosłe po to, by przynieść zysk właścicielom firmy, wydać certyfikat i pobrać opłatę. Nie liczy się tam przekazanie wiedzy, często wystarczy tylko wpisowe, samo uczestnictwo nie jest wymagane.

Pracodawcy coraz częściej zwracają uwagę nie tylko na zdobyte uprawnienia czy tytuły, ale również na to, kto wydał certyfikat. Czym innym będzie kurs online na Harvardzie, a czym innym, w nieznanej "akademii czegokolwiek".

Trzecią grupę stanowią kursy dla hobbystów. Tutaj już rynek weryfikuje wartość kursów. Tak zwany marketing szeptany, czyli kiedyś rozmowy, które odbywały się w maglu, teraz przeniosły się na fora dyskusyjne, tam znajdziemy polecenia dobrych kursów jak i komentarze odradzające udział w takich, których poziom czy zakres wiedzy jest niewystarczający. Uczestnicy liczą się z wydatkami, inwestują w siebie i swoje pasje.

Będę instruktorem od wszystkiego

Niektóre kursy niewątpliwie budzą i zaskoczenie i niepokój. No bo jak nauczyć się pomagać ludziom czy pracować jako trener - online?

6-godzinny kurs pierwszej pomocy można zrobić już za 119 zł. Czego się w tym czasie nauczymy? "Postępowania z osobą nieprzytomną – pozycja boczna ustalona, rany i krwotoki – identyfikacja, rodzaje opatrunków i ich zakładanie, postępowania z ciałem obcym, urazy kostno-stawowe – objawy złamania, zwichnięcia, skręcenia, zadławienia, urazy, ukąszenia, użądlenia, postępowanie we wstrząsie uczuleniowym". Proste?

Kurs instruktora pływania za 699 zł także budzi zaciekawienie. Otrzymuje się zaświadczenie o ukończeniu kursu zgodnie z rozporządzeniem Ministra Edukacji Narodowej z dnia 19 marca 2019 r. w sprawie kształcenia ustawicznego w formach pozaszkolnych. Certyfikat dostajemy na ozdobnym papierze i choć pojawia się na nim informacja, że kurs odbył się w wersji e-learningowej, to jak zapewniają organizatorzy: "Po kursie otrzymujesz takie same uprawnienia jak po kursie stacjonarnym – podobnie jak po innych naszych kursach".

Obraz
© 123RF

Tak samo jak kursy na trenera koszykówki. Za 600 zł można poprzez kamerki zdobyć takie właśnie uprawnienia, 150 minut nagrań oraz materiały szkoleniowe pt. "Osobowość trenera". Na egzaminie, jak zapewniają organizatorzy, zaliczenie jest już od 70 proc., a co najważniejsze: nie ma informacji na certyfikacie, że kurs był prowadzony zdalnie. Takie zapewnienia pojawiają się w części ogłoszeń dostępnych dziś w sieci.

Da się? Na to wygląda. Warto jednak podkreślić, że są jednak kursy, które spokojnie mogą się przenieść do sieci, nie tracąc zbyt wiele na jakości.

Nauka degustacji wina

Tomasz Prange-Barczyński, krytyk wina wspomina, że wiosną 2020 czuł się dziwnie, gdy pierwszy raz siadał z kieliszkiem wina przed komputerem. - Prowadzę szkolenia winiarskie od 20 lat. Jestem przyzwyczajony do mówienia do ludzi, nie boję się tego, a wręcz, łapiąc kontakt wzorkowy z poszczególnymi uczestnikami degustacji czy seminariów zyskuję dodatkową energię. Gdy zasiadłem przed ekranem komputera - w dodatku za pierwszym razem nie widziałem twarzy uczestników na ekranie - bałem się, że będę miał poczucie, że mówię do ściany. I to mimo, że miałem informację, że słucha mnie 50 osób. Dziś, po co najmniej kilkunastu dużych webinariach to już rutyna. Teraz już tylko boję się, czy ogarnę wszystko od strony technicznej – relacjonuje ekspert.

Tomasz prowadzi degustacje, używając próbek win (wina przelewane są do 50-mililitrowych fiolek i wysyłane w świat), a zaproszeni sommelierzy na spotkaniach mówią na ich temat. Rzeczywistą rewolucją byłaby transmisja smaku i zapachu. Przynajmniej w przypadku wina.

Olgierd Swida przez 2 dni uczestniczy w wirtualnym spotkaniu z Tonym Robbinsonem, w 10 000 tłumie będzie się uczył jak być jeszcze lepszym trenerem, coachem. Olgierd, weteran IT - jak sam o sobie mówi, cieszy się na to spotkanie zupełnie tak, jakby jechał na międzynarodową konferencję. - Dziś eventy określa się nie według miejscowości, gdzie się odbędą, ale według strefy czasowej. To, w co wielu wątpiło, czyli możliwość zbudowania niesamowitej energii wśród uczestników, stało się rzeczywistością w świecie wirtualnym - podkreśla.

Olgierdowi bardzo odpowiada formuła wirtualnych spotkań, znajduje w nich nie tylko oszczędność finansową (nie trzeba opłacać podróży, noclegów), ale również inny sposób nawiązywania znajomości. - Widzi się uczestników w ich domach, kuchniach, biurach, czasem w sypialniach, co nadaje temu bardzo osobisty, a jednocześnie globalnych charakter – wyjaśnia executive coach.

Kasia Bigos prowadzi swoją platformę z kursami i programami fitness. Pytana o kurs szpagatu online od razu zastrzega, że nie tylko o sam szpagat chodzi, ale o zmianę zakresu ruchu, by móc go zrobić. - Kurs jest w formie gotowych treningów, starannie zaplanowanych. Całość ułożona jest w gotowy program podzielony na poszczególne tygodnie. W danym tygodniu masz zrobić konkretną pracę. W trakcie trwania samego lockdownu uruchomiłam także zajęcia on-line w trybie "na żywo", które były dla mnie dodatkowym źródłem zarobku i pozwoliły nie martwić się o podstawowe opłaty - zapewnia.

Obraz
© Archiwum prywatne

Jednocześnie Kasia widzi granice nauki online, od kilku lat prowadzi centrum szkoleniowe – Polskie Centrum Fitness. -Ta firma w czasie lockdownu stanęła, nie można było przeprowadzać kursów instruktorskich, organizować eventów. Wszystko było odwołane. Zostały tylko, albo aż kursy online. Edukacja w sieci jest super opcją, ale nie da się zrobić wszystkiego bez zobaczenia drugiego człowieka, sprawdzenia, dotknięcia – martwi się trenerka.

Pytanie więc, czy na pewno wszystkie kursy powinny być online i jakie jeszcze oferty pojawią się na rynku, biorąc pod uwagę sytuację pandemiczną na świecie.

Komentarze (2)