Życie bez szefa na głowie, za to ZUS‑em. Mieć firmę i nie zwariować
Chciały mieć niedzielę bez lęków i skurczów żołądka. Bez stresu przed poniedziałkowymi zebraniami. Założyły własną działalność. Jak teraz wygląda ich życie?
W Polsce ponad 33 proc. ludzi aktywnych zawodowo prowadzi własną działalność. Jest to jeden z najwyższych wskaźników w Europie. Polki chcą być niezależne, chcą realizować swoje pasje i pomysły. Niestety bardzo często biurokracja i brak dbałości o przedsiębiorcę, stawia je w trudnych sytuacjach, a także przed wyborami, o których nie myślały, gdy pełne energii otwierały swoje salony kosmetyczne, fryzjerskie, biura rachunkowe, warsztaty dla dzieci, czy dorosłych.
A rzeczywistość przytłacza. – Moja córka za chwilę skończy 6 lat, a ja nie mogę podjąć decyzji o drugim dziecku – mówi Edyta, stylistka paznokci. Kilka lat temu ukończyła kurs, znalazła miejsce – nieduże pomieszczenie, i zaczęła swoją przygodę z biznesem. Profesjonalny sprzęt, produkty z najwyższej półki i co najważniejsze domowa atmosfera, gdzie można porozmawiać, pośmiać się i poplotkować. SPA dla paznokci i dla duszy. Edyta pracuje dużo.
– Mam swoje stałe klientki, którym ciężko odmówić, wiadomo, że konkurencja duża i że o klienta trzeba dbać. Ostatnio usłyszałam od „nowej” pani, że pierwszy raz przyszła do mnie, bo kobieta, do której chodziła na paznokcie się rozchorowała i… została u mnie. Jasne, że mnie to cieszy, ale z drugiej strony pokazuje jaki jest rynek.
Odkładam decyzję o ciąży, bo kto zajmie się moim biznesem
Edyta co chwilę słyszy: „kiedy drugie dziecko”, „czas ucieka”, „małej przydałaby się siostra”. – Wkurzają mnie te uwagi, bo ja naprawdę, gdybym tylko miała warunki, to bez zastanowienia bym się zdecydowała na drugie dziecko. Mogłabym w ciąży pracować do samego końca, jeśli nic złego by się nie działo. Ale co później? Urodzić, żeby po dwóch tygodniach być już w pracy? To wtedy by mnie wyklinali jako wyrodną matkę, co to tylko dla niej kasa się liczy, a nie dziecko. Ale proszę wczuć się w moją sytuację: w ciąży na pewno musiałabym ograniczyć liczbę klientek, idę na macierzyński, a one trafiają do innego salonu, nie muszą do mnie wracać. Umowy żadnej ze swoimi klientkami nie podpisuję, że tylko mi mają być wierne. Taki rynek.
Poza tym płacę nie za duży ZUS, bo muszę opłacić lokal, kupić sprzęt, zapłacić podatki, więc i mój macierzyński nie byłby jakiś wysoki. A koszty w domu większe bo niemowlę – 500 plus nie załata tej dziury… Zatrudnić kogoś? A jaką mam pewność, że nie popracuje u mnie i nie założy swojego salonu, dodatkowo przejmie moje klientki? No i ZUS muszę za drugą osobę zapłacić, przeszkolić tę osobę… Kocham swoją pracę, ale ona też narzuca mi wiele ograniczeń. Ograniczeniem są opłaty, które muszę oddać państwu, a nic z tego nie mam tak naprawdę. Przecież nawet płacę składki zdrowotne ZUS-owi, a chodzę chociażby do ginekologa prywatnie, czy z córką do okulisty, dentysty. Jest jeszcze lokal, który wynajmuję, bo nie stać mnie na kupno własnego… Nie jest łatwo.
ZUS pozbawił mnie środków, twierdząc, że jestem oszustką
Karolina mieszka w niedużym mieście, gdzie jest problem z pracą za przyzwoite pieniądze. – Mam stać w sklepie 9 godzin i dostawać najniższą krajową? Pracować jeszcze w weekendy? Być na każde zawołanie? I oczywiście nie chorować, bo krzywo patrzą, a jak masz dziecko, to już w ogóle. Stwierdziłam, że trzeba wykorzystać to, że się tyle lat uczyłam, otworzyłam biuro rachunkowe. Nie wynajmowałam biura, w domu przeznaczyliśmy na to jeden pokój. Nie chciałam mieć dodatkowych kosztów. ZUS i podatki wystarczą. Od czasu do czasu jechałam do klienta z dokumentami do podpisu – nie było to dla mnie problemem. I tak krok po kroku zebrałam sobie stałych klientów do obsługi, bo to wszystko drogą pantoflową idzie. A jak jeszcze ktoś słyszy, że to ja dojadę, albo że kawę zrobię, jak klient wpadnie zdyszany, to w ogóle chętniej nawiązują współpracę.
Praca w domu ma ten plus, że możesz być w pracy, kiedy chcesz. Karolina zdecydowała się na dziecko. - To najlepszy dla mnie czas, przed 30-tką, z firmą na tyle ustabilizowaną, że dam sobie radę. Mogę dziecko do pracy zabierać – śmieje się, choć do śmiechu jej nie jest. Planując zajście w ciążę, Karolina podwyższyła sobie składki ZUS, żeby móc dostać macierzyński wyższy. – Nie uważam, że to oszustwo. Odprowadzam podatki, płacę składki ZUS, z których nic nie mam – tylko poród bezpłatny w szpitalu, bo ciążę i tak prowadziłam prywatnie u lekarza. Miesiąc przed porodem zjawił się ZUS na kontrolę mojej firmy, na jej podstawie odmówiono mi prawa do wypłaty chorobowego, na którym byłam od siódmego miesiąca ciąży, uzasadniając, że celowo podwyższyłam ZUS. Siedziałam i płakałam. Bo wyższe składki ZUS płaciłam jeszcze na trzy miesiące przed tym, jak zaszłam w ciążę. Jaka to sprawiedliwość? Mogłam, jak niektóre kobiety, podwyższyć sobie składkę na trzy ostatnie miesiące ciąży, żeby dostać wyższy macierzyński! A ja chciałam uczciwie. No to mam. Brak wypłaty zdrowotnego i macierzyńskiego, bo sprawa jest w sądzie. Urodziłam, wróciłam w sumie od razu do pracy, bo już nie stać mnie było na wynagrodzenie dla dziewczyny, którą zatrudniłam pod koniec ciąży, jak ja już poszłam na L4 – wiadomo, że i tak jako właściciel doglądałam biznesu… I gdzie tu polityka prorodzinna, gdzie wsparcie dla kobiet, dla przedsiębiorców?Jeszcze jak jesteś uczciwym, to zbierzesz podwójne cięgi. I zaraz ktoś się przyczepi że teoretycznie jestem na macierzyńskim, a firmę prowadzę. A z czego mam się utrzymać, państwo da mi na pieluchy, badania, kosmetyki dla malucha? 500 złotych mi nie przysługuje, bo to przecież moje pierwsze dziecko.
Lepiej się nie rozwijać, mały biznes – mniejsze problemy
Ktoś by pomyślał, że fryzjerka to intratny interes. W końcu gdzie każda kobieta pójść musi – oczywiście do fryzjera. Kochamy te wizyty. Te farbowania, cięcia, układania i efekt WOW, kiedy wychodzimy. Tylko, żeby taki efekt uzyskać trzeba trafić nie do byle jakiego salonu fryzjerskiego. A salon by nie był pierwszym lepszym musi na swoją markę i opinię zapracować. Anna prowadzi swój salon od 12 lat. – Zaczynałam od dwóch stanowisk, w małym lokalu na tyłach osiedla - opowiada Anna. - Dziś fakt – mam ładny lokal, zatrudniam pięć fryzjerek, ale czy powodzi mi się lepiej niż wtedy? Gdzie tam. Szczerze, to czasami marzę, żeby wrócić do tamtych – początkowych czasów. Jeśli masz własną działalność to się broń Boże nie rozwijaj. Każdy pracownik to ZUS, który cię zabija. Każdy pracownik to więcej pracy, więcej klientów i więcej pieniędzy, ale wyższe podatki. A jak ktoś zachoruje, jak jedna zajdzie w ciążę i położy ci zwolnienie i zniknie w sumie na dwa lata? - kontynuuje Anna. I wspomina: - Była sytuacja, kiedy zostawałyśmy w trzy, a pracy było jak dla nas sześciu… A później jeszcze taki pracownik straszy sądem pracy, jak informujesz, że nie możesz sobie pozwolić na dwa tygodnie nieobecności w miesiącu, które powtarzają się notorycznie. A ten pracownik przyłapany na wynoszeniu kosmetyków z salonu, który potem zwolniony za porozumieniem stron (bo uważałam, że to i tak wystarczająca nauczka) chodzi i rozpowiada, że mam podrabiane kosmetyki, że przelewam najtańsze szampony, odżywki? Przychodzą takie momenty, kiedy myślisz, żeby to w pioruny zamknąć, iść na zasiłek i dorabiać sobie chodząc po domach do klientek, gdzie nikt nie chce paragonu, gdzie zawsze możesz powiedzieć, że to twoja koleżanka, a ty tak po koleżeńsku robisz jej właśnie włosy. A jak chcesz być w porządku, prowadzić wszystko zgodnie z przepisami, to i tak ktoś zrobi z ciebie wariata, jak nie państwo, to pracownicy… Bo pracownik godny zaufania i lojalny jest dziś na wagę złota. Ale skąd mam go wziąć? No ale z drugiej strony nie wyobrażam sobie teraz siedzieć w domu, albo iść do kogoś pracować. Za długo już jestem sama sobie szefem - kończy Anna.
- W Polsce najwięcej jest mikroprzedsiębiostw, a właśnie takie tworzą przede wszystkim kobiety - dodaje Karolina. - Są to salony kosmetyczne, kawiarnie, kwiaciarnie, branża odzieżowa od tworzenia własnych ubrań, po otwarcie sklepów z odzieżą używaną. Kobiety realizują się w tych obszarach, które są ich pasją, gdzie praca daje im satysfakcję i to pewnie pierwszy ważny krok do ich sukcesu. Tyle tylko, że nierzadko krok okupiony wieloma trudnościami. A wystarczyłoby stworzyć przychylny przedsiębiorcom system rozwoju, prowadzenia własnych firm z uwzględnieniem tych aspektów, które dziś sprawiają im najwięcej kłopotów. Mówią, że mamy rodzić dzieci, ale za co mamy je później utrzymać – kończy rozżalona Karolina.