Życie to nie film z Meg Ryan...
"Opisałam mu ze szczegółami, jak ma wyglądać moje życie: cudowny facet, który długo będzie zabiegać o moje względy, a potem wiecznie czymś zaskakiwał. Bartek przytulił mnie i poprosił, żebym nie odchodziła, jeśli wszystko inne jest tak, jak trzeba. Ania, życie to nie film z Meg Ryan – powiedział. A szkoda!”
„Do dziś pamiętam moment, kiedy rozstałam się z moją pierwszą miłością” – wspomina Ania. „Byliśmy ze sobą kilka lat, wszystko układało się bardzo dobrze – szczególnie, że w okresie szalonych imprez, osiemnastek, matury czy egzaminów na studia trudno jest utrzymać dłuższą relację. Nam to się jakimś cudem udało. Pewnego dnia spotkaliśmy się w parku. Kontynuowaliśmy poważną rozmowę, którą zaczęliśmy kilka miesięcy wcześniej. Powiedziałam, że chcę czegoś więcej od związku. Opisałam mu ze szczegółami, jak ma wyglądać moje życie: cudowny facet, który długo będzie zabiegać o moje względy, a potem wiecznie czymś zaskakiwał. Bartek przytulił mnie i poprosił, żebym nie odchodziła, jeśli wszystko inne jest tak, jak trzeba. Ania, życie to nie film z Meg Ryan – powiedział. A szkoda!”
Ani też z Jennifer Aniston – chociaż niejednokrotnie bardzo byśmy sobie tego życzyły. I nic dziwnego. Tęsknimy za takim scenariuszem życiowym, który wpajany nam był od najmłodszych lat: najpierw bajki takie jak „Śpiąca Królewna” czy „Mała Syrenka”, potem pierwsze kontakty ze sztuką: literatura, malarstwo, muzyka, kinematografia – we wszystkich dziedzinach zaobserwujemy kult miłości romantycznej. Nawet sami autorzy zazwyczaj tworzyli najlepsze dzieła w momencie, gdy przeżywali różnego rodzaju rozterki. Z kolei wykreowani przez nich bohaterowie muszą stawiać czoła wszelkim przeciwnościom losu, zabiegać o względy ukochanej osoby, a kiedy wreszcie dostajemy happy end, który zwykle kończy się wyznaniem miłości obydwojga kochanków, film czy książka również się kończą. A tak naprawdę dopiero w tym miejscu zaczyna się prawdziwa życie...
Eva-Maria Zuhorst, psychoterapeutka, autorka książki „Kochaj, a nieważne z kim się zwiążesz” twierdzi, że taki sposób myślenia jest jednym z głównych powodów, dla których się rozwodzimy. „Wszyscy ci ludzie zawarli związek małżeński, ponieważ czegoś szukali i ponieważ sądzili, że znaleźli to w drugim człowieku. Rozwiedli się, bo tego nie dostali. Partner wydaje im się oszukańczym opakowaniem, kryjącym coś innego niż wskazuje na to napis. Małżeństwo z tym człowiekiem wydaje się oszustwem”.
Nie należy nic robić
Justyna poznała swojego narzeczonego cztery lata temu. Był od niej młodszy o trzy lata, nieco mniej doświadczony przez życie. „Ja miałam wtedy 27 lat, a on 24. Różnica nie była mocno odczuwalna, bo Michał szybko wszedł w dorosłe życie. Opuścił dom rodzinny, kiedy miał 19 lat i od tamtego momentu zaczął sam siebie utrzymywać” – opowiada Justyna. Musiała go jednak sporo nauczyć, jeśli chodzi o związki. „Na początku był idealny. Nieporównywalny z żadnym innym facetem, z którym spotykałam się do tej pory. Chyba chciał mi udowodnić, że wiek nie ma znaczenia” – śmieje się Justyna.
POLECAMY:
Jednak po jakimś roku pojawiły się pierwsze problemy. Kiedy zamieszkali razem i opadły te najsilniejsze emocje, zaczęły się różnego rodzaju niedomówienia. „Zauważyłam, że to ja wszystko ciągnę do przodu, Michał w ogóle się nie stara” – mówi Justyna. „On wychodził z założenia, że w związku nie należy niczego robić, wszystko musi być naturalne, tak po prostu płynąć, na zasadzie Samo się ułoży”.
Nie powinno nas dziwić takie podejście do sprawy u osób, które nie zdążyły na własnej skórze doświadczyć tego, jak kolejne fazy związku powinny wyglądać. Większość filmów czy książek opiera swoją fabułę na etapie miłości romantycznej: partnerzy poznają się, podchodzą nawzajem, uwodzą. Czasem pojawiają się różnego rodzaju trudności: on ma dziewczynę, sprzeciwiających się rodziców, wstydzi się tego, że jest niewykształcony i udaje kogoś innego, etc. Możliwości jest mnóstwo. Na końcu jednak wszystko się wyjaśnia i po długich perypetiach dochodzi do spojenia.
Zdarza się też, że śledzimy te pierwsze etapy związku. I skąd mamy wiedzieć, co robić dalej? Romantyczny wzorzec miłości, który jest lansowany przez sztukę i media, rodzi w naszej świadomości fałszywy obraz zjawiska: żyjemy w przekonaniu, że wszystko po prostu się dzieje. Do tego oczekujemy takiej sytuacji, że podczas poznania partnera, naszą skórę przeszyją dreszcze i od razu będziemy wiedzieli, że to ten jedyny. Tak może się zdarzyć, ale to nie jest jedyny wariant.
Kwestia spojrzenia na świat
„Zazwyczaj nie przeżywam zbyt długo całej sytuacji po rozstaniu. Tylko kilka razy byłam zakochana – to pewnie dlatego” – mówi 29-letnia Magda. „Ale do tej pory, w tych gorszych dniach lubię sobie wrzucić jakiś romantyczny film. Po najbardziej bolesnym rozstaniu, z facetem mojego życia, siedem razy obejrzałam Kiedy Harry poznał Sally” – opowiada i przekonuje mnie, że życie to jest film z Meg Ryan. „Mimo upływu lat i kolejnych doświadczeń, ja ciągle wierzę w to, że spotkam kiedyś mojego Harry’ego. Ale może dlatego jestem sama” – żartuje Magda.
Początek relacji nie zawsze będzie tak romantyczny jak w książce czy filmie. Jednak w każdej sytuacji można się doszukać głębszego znaczenia: ”Z mężem śmiejemy się, że nasza historia jest wyjątkowo nieromantyczna. Pamiętam, że na początku chcieliśmy nawet wymyślić sobie jakąś historię, bo nie wiedzieliśmy co opowiadać rodzinie czy znajomym” – śmieje się Wioletta, która poznała swojego męża w klubie, podczas wieczoru panieńskiego koleżanki.
POLECAMY:
„Aż wstyd się przyznać, ale obydwoje nie byliśmy wtedy trzeźwi. Szaleliśmy całą noc na parkiecie, całowaliśmy się. Następnego dnia umówiliśmy się na randkę. Nie pamiętałam nawet jego imienia. Okazało się, że to nie tylko przystojny facet: dobrze nam się rozmawiało, żartowaliśmy, wpadliśmy na to, że mamy wspólnych znajomych. Właściwie od razu staliśmy się nierozłączni”. Wioletta mówi, że inaczej wyobrażała sobie pierwszą randkę. Z czasem zaczęła jednak uważać, że to bardzo romantyczna historia. „Tamtego dnia miałam iść do zupełnie innego klubu, z kolei mój mąż był w środku sesji egzaminacyjnej na studiach i planował się uczyć. Było tyle czynników, przez które mogliśmy się nie spotkać, mieliśmy sporo szczęścia – dzisiaj tak podchodzę do tego tematu” – dodaje.
Chore oczekiwania?
Podobnie powinniśmy podejść do tego, co dalej dzieje się w związku. Od dzieciństwa uczymy się schematu na zasadzie: książę (potem np. Leonardo Di Caprio, Hugh Grand, Brad Pitt czy Robert Pattison – kwestia gustu) na białym rumaku zdobywa serce pięknej księżniczki (trzpiotki Meg Ryan, wesołej Jennifer Aniston czy seksownej Megan Fox). Oglądamy jedynie pierwsze stadia związku, a co wydarzy się po ślubie? Tego nikt nie wie.
Jak my poradzimy sobie w związku, który rozwinie się w coś głębszego, poważniejszego? Głównie metodą prób i błędów, jednak na początku możemy mieć zawyżone oczekiwania. Dlaczego? Ponieważ rzadko kto pokazuje nam jego dalsze etapy. Jeśli chcemy zbudować szczęśliwy związek, musimy zdać sobie sprawę z tego, że gorący romans to jedynie jego początek. Prawdziwy sens pojawia się wtedy, kiedy dochodzi do równowagi pomiędzy konfliktami wewnętrznymi obydwu partnerów.
Czy to oznacza, że mamy rezygnować ze swoich pragnień i nie wymagać zbyt wiele od życia? Wprost przeciwnie! Powinniśmy dać sobie czas na to, by poznać siebie, pokochać w każdym calu, zaakceptować swoje niedoskonałości i zrozumieć własne potrzeby. Tylko z takim nastawieniem możemy wejść w zdrowy układ z drugim człowiekiem i pozwolić mu na to, by on także nas pokochał. Brzmi mało romantycznie? Specjalista od związków, prof. Bogdan Wojciszke twierdzi, że w tej kwestii należy być ostrożnym:
„Realizm, wedle skwapliwie podsycanej tradycji romantycznej, jest w miłości traktowany jako coś brzydkiego, wyrachowanego i sprzecznego z samą istota miłości. W rzeczywistości jednak ani realizm, ani rozsądek nie tylko miłości nie zabijają, ale są całkowicie niezbędne dla trwania związku dwojga ludzi i uchronienia go przed katastrofą” (Psychologia miłości).
(asz/sr)