Życiowa rola: kochanka. Dlaczego niektórym kobietom to wystarcza?
- Bycie kochanką wiąże się z ekscytacją, przyjemnością, miło spędzonym czasem, adoracją, dobrym seksem, prezentami. Ale także powoduje, że kobieta nie doświadcza autentycznej, głębokiej, bliskiej relacji z drugim człowiekiem. W romansach nie ma miejsca na intymność, zaufanie, oddanie i wsparcie – mówi psychoterapeutka Justyna Gołaszewska.
23.09.2021 16:09
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Katarzyna Trębacka, WP Kobieta: 42-letnia Agnieszka kolejny raz w życiu związała się z żonatym mężczyzną. Wszystkie jej poprzednie relacje rozpadły się, gdy romanse pozostających w formalnych związkach partnerów wychodziły na jaw. Mówi, że czasem cierpi z powodu samotności, np. w święta czy w wakacje, ale nigdy nie szuka mężczyzny, który jest wolny. Woli być tą trzecią. Co może być przyczyną takiej sytuacji?
Justyna Gołaszewska, psychoterapeutka: Częstym tłumaczeniem kobiet, które pozostają w związkach z żonatym mężczyzną są anegdotyczne już skarpetki, których te kobiety nie mają ochoty zbierać z podłogi, tłumaczyć, gdzie jest kosz na brudną bieliznę oraz zachęcać partnera do samodzielnego ich wrzucenia do pralki. Tymczasem to tylko mechanizm obronny - racjonalizacja sytuacji, w której się znalazły. Prawdziwe motywy tkwią głębiej, pozostają ukryte, często nawet przed własną świadomością tych kobiet.
Jakie są zatem przyczyny godzenia się na bycie tą trzecią?
Najczęściej jest to lęk, negatywny obraz siebie, schematyczny i mocno uogólniony wzorzec bliskich relacji, nieumiejętność budowania bliskości i tworzenia trwałych związków czy to małżeńskich, czy też partnerskich. A wszystko to ma swoje źródła w śladach doświadczeń. Dotyczą relacji z ważnymi osobami, jakimi są matka i ojciec. To właśnie zaburzenia tych relacji i deficyty w zaspokajaniu dziecięcych potrzeb są źródłem późniejszych trudności, niezależnie od tego, jak ludzie sobie to tłumaczą. Jednak gdy zajrzy się głębiej, widać cierpienie, samotność i deprywację, czyli niezaspokojenie potrzeb. Kobieta, o której pani mówi, nie chce innego związku, ale popłakuje w święta i podczas wakacji. Gdyby była rzeczywiście usatysfakcjonowana relacją, w której jest, nie wiązałaby się ona dla niej z cierpieniem.
Co takiego mogło się dziać w rodzinie Agnieszki, co spowodowało, że ona nie wyobraża sobie innej roli niż kochanki? Ona sama deklaruje, że jej rodzina była normalna, przeciętna…
Bardzo często słyszę w gabinecie: "ale w moim dzieciństwie nic złego się nie działo, to był szczęśliwy okres mojego życia". Okazuje się tymczasem, że nie do końca tak było, ponieważ pewne potrzeby dziecięce nie zostały zaspokojone. Tutaj w pierwszej kolejności przyjrzałabym się wzorom przywiązania i relacji, jakie panowały w tej rodzinie. Jak rodzice wzajemnie się traktowali, czy okazywali sobie uczucia i wspierali siebie wzajemnie.
Myślę, że możemy mieć tu też do czynienia z lękiem przed bliskością, przed zranieniem, odrzuceniem. Być może w tej rodzinie ojciec był niedostępny emocjonalnie lub fizycznie, nie był zaangażowany w wychowanie córki, nie dawał jej uwagi. Może nigdy nie usłyszała od niego, że jest piękna, mądra, ważna i akceptowana taka, jaka jest. W efekcie wzorzec, który wyniosła z domu, mówi jej, że to normalne, że mężczyzna jest nieobecny, że kontakt z nim jest reglamentowany, a spotkanie z nim to rodzaj święta.
Co jeszcze mogło się wydarzyć w tej rodzinie?
Mogą to być zapisane w jej pamięci sytuacje z ojcem, gdy ten wybiera inne aktywności niż czas i zabawę z dzieckiem. Powstaje wtedy przekonanie: "jestem nieważna". Z każdą taką kolejną sytuacją to przekonanie się utrwala. Powodem może być niestabilna relacja z rodzicem. Podświadomie będzie uważać, że to, co może dostać od życia, to zaledwie namiastka relacji, "wyszarpane" chwile radości, a co gorsza, będzie starała się takie związki tworzyć, bo w nich paradoksalnie będzie czuła się bezpiecznie.
Dlaczego bezpiecznie, skoro wchodzi w relację, w której jest na drugim albo nawet trzecim miejscu?
Po pierwsze romans to związek pozbawiony stabilności, a to stan dobrze jej znany z dzieciństwa, w którym potrafi funkcjonować. Po drugie chroni siebie w ten sposób przed cierpieniem, ponieważ tak kojarzy się tej kobiecie codzienne życie z mężczyzną. Stoi za tym lęk przed bliskością, którą głównie wiąże z negatywnymi doświadczeniami, jakie zapamiętała z okresu dzieciństwa. Po trzecie odtwarza schemat z przeszłości, gdy jest odrzucana, unieważniana, stawiana na dalszym planie. Podobnie jak kiedyś przez ojca. Ogromny wpływ mogły mieć również przekazy matki, które słyszała w dzieciństwie.
Jakie przekazy?
Na przykład, że mężczyzna to kula u nogi, balast wokół którego trzeba skakać, rezygnując ze swoich potrzeb, że wszyscy mężczyźni to dranie, którzy jedynie dostarczają cierpienia i nie należy im ufać. Takimi przekazami nasiąknęła w dzieciństwie. Być może była świadkiem przemocy psychicznej lub fizycznej, awantur, obserwowała brak więzi pomiędzy rodzicami, smutną i narzekającą na męża matkę. Wchodzi w dorosłe życie z przekonaniem, że małżeństwo to wysiłek, cierpienie, obciążenie, udręczenie, rezygnacja z siebie i swoich potrzeb, zobowiązania, ciągłe napięcie, negatywne emocje, smutek.
Któż chciałby czegoś takiego? Nie ma się co dziwić, że ta kobieta boi się trwałego związku. Dla niej bycie kochanką wiąże się z ekscytacją, przyjemnością, miło spędzonym czasem, adoracją, dobrym seksem, prezentami, a nie frustracją i nieszczęściem. Z drugiej strony ta kobieta nie doświadcza autentycznej, głębokiej, bliskiej relacji z drugim człowiekiem, gdzie jest miejsce na intymność, zaufanie, oddanie i wsparcie.
A jakie są korzyści z bycia w takim związku? Bo jakieś przecież muszą być…
Pozorne bezpieczeństwo, ponieważ funkcjonuje w znanym, oswojonym schemacie. Myślę też, że związek z żonatym mężczyzną daje możliwość realizowania potrzeby ekscytacji, porywu, przeżywania emocji na wysokim C. Otoczka tajemniczości, łamania obowiązujących zasad, robienia czegoś zakazanego mogą być źródłem satysfakcji, a jednocześnie pozwalać na zaspokojenie potrzeby bliskości. Romans składa się głównie z przyjemnych momentów, w przeciwieństwie do małżeństwa, które bywa nudne, wypełnione obowiązkami, opieką nad dziećmi, ale też wzajemnymi pretensjami, oczekiwaniami, obwinianiem się o różne niepowodzenia.
Romans może być też sposobem na dowartościowanie siebie. Jeśli kobieta ma zaniżoną samoocenę, czuje się gorsza lub wybrakowana, to kochanek, który zostawia dla niej raz na jakiś czas żonę, prawi jej komplementy, daje prezenty, docenia ją w łóżku, daje jej choć przez chwilę poczucie, że jest wyjątkowa.
Jak wyjść z takiej pułapki bycia wielokrotną kochanką?
Wymaga to przyjrzenia się sobie i uczciwego przyznania się przed samą sobą, że to nie jest to o czym marzę, że samotność i cierpienie odczuwane w święta i wakacje o czymś świadczą., Również zapytania siebie, czego brakuje mi w życiu, jakie potrzeby nie są zaspokojone, co jest źródłem niespełnienia. Dokonanie tego w pojedynkę może okazać się trudne. Wtedy warto skorzystać z pomocy specjalisty.
Justyna Gołaszewska, psychoterapeutka w Ośrodku Psychoterapii i Rozwoju Osobistego. Zajmuje się psychoterapią indywidualną osób dorosłych, wsparciem w kryzysach, prowadzi grupy psychoterapeutyczne i warsztaty rozwijające umiejętności psychospołeczne.
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Link do grupy: https://www.facebook.com/groups/540919303734252