Żyją na dwa domy. "Nie umiem tak dłużej żyć"
"Związek na dwa domy" to niemałe wyzwanie. Przekonała się o tym Ewelina, której mąż dostał awans wiążący się z wyjazdem z kraju. - Dyskutujemy o zmianie – albo naszej przeprowadzce do Londynu, albo jego powrocie do Polski. Nie umiem żyć tak dłużej - wyznaje. Z kolei Julia, której narzeczony pracuje w Niemczech, odlicza dni do jego powrotu.
- Myślałam, że będzie łatwiej - wzdycha Ewelina. Niedługo minie rok, od kiedy jej mąż dostał pracę w Londynie. - To był dla niego duży awans. A dla całej naszej rodziny – skok, jeśli chodzi o jakość życia. Mąż pracuje w sektorze bankowości i wysokie stanowisko oznaczało naprawdę pokaźną pensję.
To przekonało mężczyznę, żeby zgodzić się na propozycję, którą dostał. - Baliśmy się tego obydwoje, bo w końcu co to za związek, który żyje na odległość? Ale mąż mówił, że Londyn ostatecznie nie jest tak daleko, że będziemy do siebie latać regularnie, widywać się co tydzień, góra dwa tygodnie – opowiada kobieta. I tak właśnie było - z początku to głównie Ewelina z synami leciała do męża i zatrzymywali się w jego wynajętym mieszkaniu. - Korzystaliśmy z miasta, dużo zwiedzaliśmy, chłopaki byli zachwyceni. Ale niestety z czasem czar prysł.
Częste podróże, chociaż niezbyt długie, okazały się jednak dosyć uciążliwe. - Stopniowo też zaczęło się też przesuwanie terminów - najpierw widzieliśmy się co tydzień czy dwa, później co trzy, a potem co miesiąc. Coś zaczęło wypadać - a to syn się rozchorował, a to mąż miał pilne spotkanie w pracy, innym razem ja musiałam pracować w weekend. Oczywiście prawie co wieczór rozmawialiśmy przez internet, ale i tak zaczęłam czuć, że oddalamy się od siebie – dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ewelina zaczęła też mocno odczuwać problemy związane z samodzielnym życiem na co dzień. - Owszem, mogliśmy sobie zaplanować remont łazienki albo wakacje w Tajlandii, ale co z tego, skoro codziennie miałam na głowie własną, wymagającą pracę, dwoje dzieci – nastolatka i ośmiolatka, i byłam sama z ogarnianiem życiowej logistyki. Przez pierwsze dwa-trzy miesiące żyłam siłą rozpędu, weszłam w tryb zadaniowy, ale z czasem codziennie wieczorem zaczęłam czuć się wykończona - opowiada. - Ostatnio doszłam do ściany. Kilka razy rozmawialiśmy z mężem poważnie. Dyskutujemy o zmianie – albo naszej przeprowadzce do Londynu, albo jego powrocie do Polski. Nie umiem żyć tak dłużej.
"Zaczęłam cierpieć na ataki paniki"
Julia jest w nieco łatwiejszej sytuacji – mieszka w Poznaniu, a jej narzeczony wyjechał do okresowej pracy do Niemiec. Wraca pod koniec roku. - Pracuje w budowlance. Trafiła się okazja, żeby wyjechać i zarobić więcej. Ponieważ planujemy wesele, obydwoje uznaliśmy, że to idealny moment na taką decyzję - tłumaczy. - To nie koniec świata, do Drezna mam około 360 kilometrów. Przyjeżdżam do niego albo on do mnie, ale wiadomo, że nie możemy pozwolić sobie na to co tydzień ani logistycznie, ani finansowo. Jest trudno.
Kobieta nie mogła znaleźć sobie miejsca w pustym mieszkaniu. Zaczęła się też bać, że przez pół roku partner znajdzie sobie inną, a ich związek nie przetrwa odległości. - Wpadałam w panikę. Dosłownie - zaczęłam cierpieć na ataki paniki – wyznaje. - Wyjazd mojego narzeczonego uświadomił mi, że powinnam poważniej zająć się sobą i skupić też na własnym zdrowiu.
Związek na odległość. Oto na co trzeba uważać
- Sytuacja, w której osoby będące w związku mieszkają na dwa domy, zazwyczaj jest trudna dla obojga parterów – zwłaszcza, jeśli wchodząc w związek mieli oczekiwania wzajemnej bliskości. W takiej sytuacji, gdy osobne mieszkanie związane jest na przykład z koniecznością pracy za granicą, istnieje ryzyko narastającej frustracji, rozczarowania, a także obaw o to, że związek rozpadnie się chociażby w wyniku zdrady - wyjaśnia Angelika Szelągowska-Mironiuk, psycholożka i psychoterapeutka.
Czasem też, kiedy partnerzy próbują wrócić do wspólnego życia, czasami okazuje się, że obydwoje zmienili się i nie jest są tymi samymi osobami, które znaliśmy przed "rozdzieleniem się". Nie oznacza to jednak, że życie na dwa domy – zwłaszcza jeśli trwa niezbyt długo – musi oznaczać śmierć związku. - Jeśli zależy nam na danej relacji, warto po pierwsze ustalić, jak długo będziemy żyć osobno i przestrzegać tych ustaleń - czasami bowiem ustalamy, że jedna osoba wyjedzie za granice i wróci, gdy zarobi na mieszkanie, a później pojawia się kolejny plan, żeby zostać za granicą jeszcze pół roku i zarobić na meble. Czas spędzony z dala od siebie wydłuża się, a bliskość powoli gaśnie - dodaje.
"Nie wyobrażam sobie, żeby nie było seksu"
Największym problemem dla Eweliny i Julii jest tęsknota i samotność. - To też z początku było odświeżające - tęskniłam, ale kiedy przyjechałam do męża pierwszy raz sama, prawie nie wychodziliśmy z łóżka. Mieliśmy wtedy najlepszy seks – przyznaje. Z czasem kobieta zaczęła jednak czuć ogromną frustrację, wściekłość i żal. - Przecież jestem w związku, chcę móc przytulić się w nocy do ukochanego, uprawiać z nim seks, chodzić na randki spontanicznie, a nie odliczać dni w kalendarzu do wspólnego weekendu - mówi Ewelina. Nie potrafi przekonać się do cyberseksu. - Raz próbowaliśmy, ale nie umiałam się wtedy odprężyć. Cały czas czułam lęk, że w jakiś sposób ktoś może mnie nagrać i to udostępnić - wyjaśnia.
Julia i jej partner za to uprawiają cyberseks regularnie. - To jest tylko namiastka prawdziwej bliskości, ale dla mnie konieczność. Nie wyobrażam sobie, żeby nie było seksu - zaznacza kobieta. - Oprócz tego raz w tygodniu, w weekend robimy sobie randkę - obydwoje siadamy wieczorem przed laptopem z jakąś dobrą kolacją i rozmawiamy albo oglądamy serial i komentujemy go sobie w tle. Zawsze to coś - mówi, ale zaraz dodaje: - To nie zmienia faktu, że bardzo tęsknię i odliczam dni do jego powrotu.
Czytaj także: Wzięli ślub po sezonie. Data wzbudziła kontrowersje
Jak dbać o związek na odległość? Psycholożka radzi
- Podczas życia osobno warto zadbać o tak zwane mostowanie więzi, czyli o drobne rytuały, które będą cementowały wzajemną bliskość. To może być na przykład codzienne poranne wysyłanie sobie wiadomości z opisem tego, co się nam śniło. Chodzi tutaj o to, by mieć namiastkę życia blisko siebie i dzielenia się swoją codziennością - radzi ekspertka.
Ważną kwestią jest również ustalenie, jak będziemy dbać o potrzeby seksualne - czy w grę wchodzi chociażby cyberseks. Angelika Szelągowska-Mironiuk podkreśla, że pomocne jest także wygospodarowanie sobie w każdym tygodniu dłuższego czasu, na przykład dwóch godzin na to, by dłużej ze sobą pobyć, porozmawiać. - Znam parę, która w takiej sytuacji o tej samej porze oglądała ten sam film lub słuchała odcinka podcastu, a później o tym rozmawiała – pomagało im to czuć wzajemną bliskość mimo oddalenia - mówi.
Istotne jest, aby podczas życia na dwa domy przyglądać się swoim uczuciom, pytać siebie samego i siebie nawzajem, jak się z tym czujemy, czego nam brakuje, czego oczekujemy. - Nieomówione napięcia mogą stać się przyczyną kryzysu i tego, że – paradoksalnie – w którymś momencie nie będziemy już chcieli żyć znowu razem. Bywa i tak, że za przedłużającym się życiem na dwa domy kryje się lęk przed bliskością. Warto zastanowić się, czy ta obawa nie pojawia się czasami również w nas samych – zaznacza psycholożka.
Dominika Frydrych, dziennikarka Wirtualnej Polski
Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl