12 lat temu trafiła do szpitala z bezwodziem. "Jestem kobietą, której aborcja uratowała życie"
- 12 lat temu lekarze nawet nie pomyśleli o tym, żeby nie ratować mnie najpierw. Poznałam wszystkie opcje związane z bezwodziem i zdecydowałam – napisała na Twitterze Anna Górska, członkini Zarządu Krajowego partii Razem. Odniosła się do głośnej śmierci ciężarnej pani Izabeli, której bezpośrednią przyczyną był wstrząs septyczny. W rozmowie z WP Kobieta Górska przyznaje: - W szpitalu uszanowano naszą decyzję. Nie spotkałam się z żadnym krzywym spojrzeniem ze strony personelu.
02.11.2021 16:40
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
29 października w sieci pojawił się wpis mec. Jolanty Budzowskiej, która nawiązała do wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. "Pacjentka 22 tydz., bezwodzie. Lekarze czekali na obumarcie płodu. Płód obumarł, pacjenta zmarła. Wstrząs septyczny" – napisała prawniczka. Zmarłą kobietą była 30-latka z Pszczyny, która trafiła do szpitala z bezwodziem. Osierociła córeczkę.
- Gdy dowiedziałam się w sobotę o śmierci pani Izabeli, bardzo długo nie mogłam się uspokoić, ponieważ 12 lat temu byłam w dokładnie takiej samej sytuacji – mówi w rozmowie z WP Kobieta Anna Górska.
Lekarze przedstawili wszystkie możliwe opcje
Kobieta w 20. tygodniu planowanej i chcianej ciąży obudziła się w kałuży i trafiła do szpitala, gdzie szybko postawiono diagnozę – bezwodzie. Górską przyjęto na oddział i przeprowadzono diagnostykę. Następnie dwóch lekarzy poinformowało ją, jak wygląda sytuacja i przedstawiło wszystkie możliwe opcje.
- Dowiedziałam się, że mogę leżeć i spróbować utrzymać ciążę, ale pękł pęcherz owodniowy, więc wody będą cały czas odpływać. To z kolei wiąże się z poważnym ryzykiem wad rozwojowych – bez wód płodowych nie mogą wykształcić się u dziecka organy wewnętrzne: nerki czy płuca. Wskazano także na duże ryzyko infekcji, która – jeśli antybiotyk nie zadziała – może skończyć się zapaleniem otrzewnej, utratą macicy, a nawet ryzykiem sepsy i zgonu. Lekarze powiedzieli jednak, że mogę również zakończyć ciążę – wspomina pani Anna.
Kobieta i jej partner (obecnie mąż) uznali, że ryzyko kontynuowania ciąży jest zbyt duże. – Doszliśmy do wniosku, że jesteśmy młodzi, mamy jeszcze szansę być rodzicami i zdecydowaliśmy o zakończeniu tej ciąży w możliwie szybki sposób – tak, by nie dopuścić do rozwinięcia się infekcji, ponieważ w ten sposób mogłabym stracić zdrowie i tym samym zaprzepaścić swoje szanse na zajście kolejny raz w ciążę i zostanie matką – mówi nasza rozmówczyni.
- W szpitalu uszanowano naszą decyzję. Nie spotkałam się z żadnym krzywym spojrzeniem ze strony personelu. Leżałam w osobnej sali, nie z kobietami, które właśnie urodziły zdrowe dziecko, co dziś zdarza się nagminnie. Został wywołany martwy poród, przeżyliśmy żałobę, zrobiliśmy pogrzeb. Z perspektywy czasu uważamy, że postąpiliśmy słusznie. Dziś jesteśmy rodzicami dwójki dzieci – dodaje.
"Za sytuację nie należy obwiniać lekarzy"
Górska podkreśla, że, gdy ona trafiła do szpitala z bezwodziem, obowiązywała w prawie przesłanka umożliwiająca aborcję w przypadku ciężkich i nieodwracalnych wad. – Wiem, że w przypadku pani Izabeli również stwierdzono wady płodu. A mimo to koniecznością było utrzymywanie tej ciąży – stwierdza gorzko.
Zobacz także
Jednocześnie pani Anna uważa, że za sytuację należy obwiniać nie lekarzy, ale prawicowy rząd i Trybunał Konstytucyjny. – Gdy trafiłam do szpitala, atmosfera wokół ratowania życia matek i stawiania kobiety na pierwszym miejscu była zupełnie inna. To ja podejmowałam decyzję, byłam podmiotem. Dziś kobiety – i nie boję się tego powiedzieć – traktowane są jak przedmioty rodzące, żywe inkubatory. Lekarze nie chcą podejmować decyzji, które mogą odbić się na ich karierze i bezpieczeństwie, obawiają się religijnych fanatyków i prokuratorskiego śledztwa. Nawet jeśli aborcja jest legalna i uzasadniona medycznie, próbują jej uniknąć za wszelką cenę – ocenia.
- Gdybym zaszła w ciąże dziś, mogłam znaleźć się na miejscu tej kobiety. Ta myśl obudziła we mnie takie emocje, że zdecydowałam się o tym napisać. Szalę goryczy przelało w moim przypadku zrzucanie odpowiedzialności za jej śmierć na lekarzy przez wszystkich konstruktorów i zwolenników obecnego prawa. To nie był zwykły błąd medyczny - to konsekwencja wyroku TK z zeszłego roku, konsekwencja wieloletniej kampanii przeciwko kobietom, działań PiS, Solidarnej Polski, Ordo Iuris i Kościoła Katolickiego. Dzisiaj Polki boją się zachodzić w ciążę, a ciężarne pacjentki boją się korzystać z publicznej ochrony zdrowia. Wiedzą, że w razie jakichkolwiek komplikacji ich życie i zdrowie nie są na pierwszym miejscu – uczula Górska.
- Jestem feministką i moje doświadczenia związane z ciążami i porodami przekonują mnie coraz bardziej, że aborcja naprawdę ratuje życie. Jestem kobietą, której aborcja uratowała życie. Po tym, co wydarzyło się w ubiegłym tygodniu, jeszcze lepiej to rozumiem i głęboko współczuję rodzinie zmarłej, której odebrano ten ratunek. Rozmawialiśmy w weekend z mężem, że mieliśmy dużo szczęścia, bo po prostu jesteśmy starsi. Urodziliśmy się 10 lat wcześniej niż pani Izabela – dodaje.