Blisko ludzi24 godziny przed ślubem dowiedziała się, że ma złośliwy nowotwór

24 godziny przed ślubem dowiedziała się, że ma złośliwy nowotwór

24 godziny przed ślubem dowiedziała się, że ma złośliwy nowotwór
Źródło zdjęć: © dailymail.co.uk
Katarzyna Gruszczyńska
02.12.2015 11:26, aktualizacja: 02.12.2015 16:23

To miał być najważniejszy dzień w jej życiu. Szykowała się do ślubu, gdy dzień przed ceremonią usłyszała diagnozę: 40 guzów w ciele, rak, który może się okazać śmiertelny. Mimo tych wieści nie odwołała ceremonii.

To miał być najważniejszy dzień w jej życiu. Szykowała się do ślubu, gdy 24 godziny przed ceremonią usłyszała diagnozę: 45 guzów, złośliwy nowotwór. Mimo tych wieści nie odwołała ceremonii.

W jaki sposób 29-letnia Milly Simmie dowiedziała się o chorobie? Na trzy tygodnie przed weselem spadła z konia i złamała obojczyk. Lekarz, który się nią opiekował, poprosił, by dodatkowo wykonała tomografię komputerową. Okazało się, że w jej płucach znajdowało się kilkadziesiąt małych guzków. Kilka wykryto też na wątrobie. Lekarze przypuszczali, że to może być nowotwór. Pierwszą reakcją Milly było niedowierzanie.

- Prowadziłam zdrowy tryb życia, byłam aktywna. Gdy zakomunikowano mi, że mam raka, byłam zrozpaczona - opowiada kobieta na łamach „Daily Mail”. - Działaliśmy z moim narzeczonym - Alistairem - jak na autopilocie. Wszystko przygotowywaliśmy jak w transie - tłumaczy. Rozważała nawet odwołanie ceremonii. - Uważałam, że poślubienie Alistaira w tych okolicznościach nie będzie fair, ale szybko porzuciliśmy tę myśl - mówi.

Brytyjkę czekał szereg badań. Musiała wykonać m.in. rezonans magnetyczny i biopsję cienkoigłową. Wyniki otrzymała 24 godziny przed ślubem. Okazało się, że to śródbłoniak krwionośny (EHE). Jest to nowotwór złośliwy, który przerzutuje za pomocą drogi krwionośnej. Najczęściej lokalizuje się w tarczycy, śledzionie i wątrobie. Nie pozostawiono jej złudzeń. Usłyszała, że przeżyje od 2 do 10 lat.

- Zawsze miałam pozytywne nastawienie do życia, a teraz - wbrew pozorom - jest jeszcze większe. Bardziej bałam się, że mój organizm zaatakował czerniak złośliwy - opowiada Milly.
- Najbardziej pragnęłam cieszyć się z mojego ślubu i to trzymało mnie przy życiu. Wspierał mnie ukochany i moje cudowne druhny - dodaje.

Milly powiedziała o swojej chorobie gościom. W dniu ślubu nie zabrakło wzruszających momentów. Alistair rozpłakał się podczas składania przysięgi małżeńskiej, gdy wypowiadał słowa: biorę ciebie za żonę i ślubuję ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to, że nie opuszczę cię aż do śmierci.

Tuż po ceremonii Milly poprosiła pastora, by w razie śmierci pochowano ją na przykościelnym cmentarzu. Była szczęśliwa, ale zmęczona. Gdy goście tańczyli, ona siedziała przy stole. Młoda para odwołała miesiąc miodowy, ponieważ Milly musiała przejść pierwszą serię chemioterapii.

Jeden z lekarzy po serii kolejnych badań postawił dodatkową diagnozę. Milly ma odmianę raka, która rozprzestrzenia się po organizmie w wolnym tempie. Kobieta znalazła ośrodek w Stanach Zjednoczonych, który oferował nowatorską i niezbyt inwazyjną terapię niszczącą nieprawidłowe komórki. Zebrała ok. 100 tys. zł na leczenie, które rozpocznie się niebawem.

Katarzyna Gruszczyńska/(kg)/(mm), WP Kobieta

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (20)
Zobacz także