4 tysiące, pomoc prawna, resztę załatwi asystent rodziny. „Za życiem” budzi kontrowersje
Wraz z początkiem roku zaczęła obowiązywać ustawa „Za życiem”, o którą jeszcze do niedawna toczył się ogromny spór nie tylko w mediach. Pracownicy socjalni obawiali się, że to na nich spadnie odpowiedzialność za niepełnosprawnych. Obowiązków przybyło z kolei asystentom rodziny. Dziś boją się, że bycie ekonomistą, prawnikiem i lekarzem w jednym to za dużo jak na jedną osobę.
10.01.2017 11:46
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Drewniany, rozpadający się budynek. W środku parę staroci, pod ścianami rozłożone trutki na myszy. W takich warunkach żyje pani M., samotna matka z niepełnosprawnym dzieckiem, której sytuację opisali pracownicy Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej w Iwanowicach.
M. opowiada swoją historię – o tym, jak kilkanaście lat temu wyszła pierwszy raz za mąż, partner zaczął nadużywać alkoholu, podnosił na nią rękę. Wszystko cierpliwie znosiła, wychowując trzech synów i pracując u męża w gospodarstwie. Gdy dzieci stały się pełnoletnie, złożyła papiery o rozwód i uciekła od męża. Jakiś czas później ponownie wyszła za mąż. Z tego małżeństwa ma chorego synka, drugi mąż zmarł jakiś czas temu na zawał.
Z chłopcem zajmuje dwa pomieszczenia: kuchnię i pokój. Przemakający sufit, popękane i odrapane ściany, brak łazienki, a nawet ubikacji, stare niedomykające się okna i drzwi oraz zniszczone meble – w takich żyją warunkach. Nie pracuje – cały dzień pilnuje syna. Utrzymują się tylko z renty. Gmina poprosiła o wsparcie asystenta rodziny. Ten pomógł M. znaleźć nowe mieszkanie, odciążył w opiece nad chłopcem, by kobieta mogła znaleźć pracę.
Jeszcze do niedawna niewiele osób wiedziało, że z takiej pomocy może skorzystać. O asystentach rodziny wiele nie mówiono. Do teraz. W przyjętej ustawie „Za życiem” to właśnie oni mają odgrywać kluczową rolę w pomocy m.in. niepełnosprawnym.
- To tak, jak pracownikom ochrony zlecić wykonywanie zadań policjantów. Asystenci nie chcą być kozłem ofiarnym - mówi Paweł Maczyński z Polskiej Federacji Związkowej Pracowników Socjalnych i Pomocy Społecznej.
Bohater w prezencie od rządu?
„Za życiem” zakłada m.in. przyznanie świadczenia w wysokości 4 tys. zł. dla rodziny, w której urodzi się ciężko chore dziecko, daje kobietom prawo do badań prenatalnych, opiekę psychologa i dostęp do lekarzy bez czekania w kolejce. Koordynować mają to wszystko asystenci rodziny, których w Polsce jest obecnie ok. 4 tys. Asystenci mają też pomagać kobietom w ciąży, także tym w ciążach zagrożonych, zakłada się także, że będą wspierać potrzebujące rodziny w kwestiach prawnych. Nikt nawet nie zapytał, czy w ogóle dadzą sobie z tym radę.
Zapisy w ustawie przeraziły część pracowników, bo jak twierdzą, nie do tego zostali powołani i szkoleni. Do tej pory asystenci najczęściej wspierali rodziny dotknięte ubóstwem, bezrobociem i uzależnieniami, którym groziło odebranie dzieci. I w tym sprawdzali się doskonale, bo z ubiegłorocznego raportu NIK wynika, że takich spraw jest w Polsce coraz mniej.
Marzena jako asystentka rodziny pracuje już kilka lat. Jak sama przyznaje, może i chce pomagać, także tym rodzinom, które zmagają się z problemem niepełnosprawności, ale nie może wszystkiego robić w pojedynkę.
- Zapis w ustawie o zakresie pracy asystenta już w dotychczasowym brzmieniu sugeruje, że asystent ma być mega mózgiem i pracować jak specjalista. Kto weźmie odpowiedzialność za to, kiedy ja jako nie prawnik będę doradzać w kwestiach prawnych albo jako nie pielęgniarka czy lekarz w kwestiach medycznych, związanych z leczeniem i rehabilitacją, albo jako nie psycholog pracować z osobami w takiej traumie, jaką jest umierające czy nowo narodzone, bardzo chore dziecko. Rozumiem, że ustawodawca chce powiedzieć, że w Polsce instytucje są niechętne do pomocy i złośliwie blokują pomoc tym, którym się ona należy i dopiero asystent, jako pozytywny bohater delegowany przez rząd uzdrowi sytuację, weźmie w obronę uciśnionych i zbawi Polskę i Polaków od nieszczęść ze strony urzędników. Kto zapłaci za, domyślam się bardzo kosztowne, szkolenie z robienia cudów? Mam wiele umiejętności, ale z cudami mi nie wychodzi – mówi.
Asystenci od dawna alarmowali, że przydziela im się zbyt wielu podopiecznych równocześnie. Im więcej rodzin pod opieką, tym trudniej skupić się na problemach danej osoby. Teraz gmina może przydzielić asystentowi nawet 15 rodzin. Nie ma przy tym gwarancji, że asystenci będą lepiej opłacani. Ich zarobki kształtują się dziś na poziomie 2 tys. brutto. Dochodzi jeszcze obawa o to, że to ich obarczy się winą za trudną sytuację rodzin z niepełnosprawnymi dziećmi.
Nastroje uspokaja Agnieszka Macyk, prezes Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Asystentów Rodziny.
- Większość z nas i tak wykonywała już te zadania. Jesteśmy lekarzami, prawnikami i ekonomistami. Podejmując się takiego zawodu, wiedzieliśmy, na co się piszemy. Dla części jednak pewnie wiele może się zmienić. Kiedy pojawił się projekt ustawy, rzeczywiście byliśmy zatrwożeni, ale potrzeba wiele czasu, by wypracować procedury. Dużo musi się zmienić w mentalności urzędników. Teraz wiemy, że mamy coś koordynować, ale nie wiemy co i jak. Mamy udzielać informacji, ale jakich? W ośrodkach zdrowia kobiety mają dowiadywać się o naszych usługach, ale nikt nie wie jeszcze, jak to będzie wyglądało. Lekarz będzie miał listę asystentów? Dla nas najważniejsze jest to, żeby to nie był kolejny martwy przepis, ale rzeczywista pomoc rodzinom – mówi Macyk.
Sylwia Ressel z gdańskiego MOPR-u wyjaśnia: - Asystent rodziny będzie opracowywał katalog pomocowy, występował w imieniu podopiecznych do różnych instytucji zdrowia czy wypłacających świadczenia. Ma w ludzki sposób ułatwić życie mamie, która i tak ma już wielki życiowy problem. Zakres takiej pomocy będzie oceniany indywidualnie - niektóre kobiety z niepełnosprawnymi dziećmi mogą liczyć na pomoc partnerów lub rodziny, inne są zupełnie same.