"Aborcja jest OK" - mówią "Wysokie Obcasy". To krok za daleko - w stronę feministycznego nazizmu
"Aborcja jest OK". Tak brzmi hasło, które z dumą prezentują "Wysokie Obcasy" na okładce najbliższego, sobotniego numeru.
14.02.2018 | aktual.: 15.02.2018 13:10
O okładkę pierwszego polskiego "Vogue" można było się spierać – trafiona czy nie. Ale prawdziwa dyskusja nad zdjęciem z kobiecej gazety dopiero przed nami. W sobotę "Wysokie Obcasy" z okładki promować będą trzy kobiety. W białych koszulkach z hasłem "aborcja jest OK". Zapowiedź tego numeru na swoim profilu na Facebooku umieściła jedna z dziennikarek.
Historyczna, fakt. Pierwszy raz w historii "Wysokie Obcasy" przyznają z nieskrywaną dumą, że bliżej im do feministycznego nazizmu niż dziennikarskiego obiektywizmu. Czy zmieni naszą świadomość? Mam nadzieję, że tylko w kwestii świadomości czym jest WO.
Serio? "Aborcja jest OK"? To jest wasze stanowisko? Że jest zwyczajnie w porządku? Ot tak, jedna z wielu opcji – nie chcesz dziecka, spoko, usuń? Odwidziało ci się macierzyństwo – luzik, nie jest za późno? Już mu serce bije, ale co tam, trudno. Widać je i słychać tylko na badaniu, więc się nie liczy…? I bez dyskusji? "Aborcja jest OK" - kontrowersyjna teza, która dolewa oliwy do ognia, może wywołać pożar nie na żarty.
A czy przypadkiem nie rozsądniej byłoby uznać, że to czy aborcja jest "wporzo" czy nie to decyzja kobiety, która ją rozważa? W końcu na decyzję o słuszności usunięcia ciąży wpływają setki czynników. Dla jednych wystarczy argument, że mieszkanie jest za ciasne, a dla innych nawet to, że dziecko urodzi się chore nie jest wystarczającym powodem. Dziennikarski obiektywizm i poszanowanie dla różnych stanowisk polega na tym, że obie te postawy akceptujemy. A nie narzucamy jedyny słuszny pogląd głosząc z uśmiechem, że "aborcja jest OK".
Kobiety pozujące na okładce, sprawiają wrażenie, jakby z aborcji robiły powód do dumy. Co prawda nie wyczytamy tego z nagłówka "Nie jesteś sama! Jedna z trzech twoich znajomych miała aborcję". Sugeruje on raczej, że inicjatywa ma na celu podnieść na duchu wszystkie borykające się z poczuciem winy i napiętnowane społecznie kobiety, które zdecydowały się usunąć ciążę. Ale pozycja "pierś do przodu" i szerokie uśmiechy świadczące o dobrym samopoczuciu (może nawet samozadowoleniu?) każą nam myśleć, że aborcja jest ich zdaniem "spoko rozwiązaniem".
No i to pocieszenie – "nie jesteś sama, twoi znajomi też usuwają". Gdy szłam na wagary, "bo cała klasa poszła", moja mama pytała, czy jak inni skoczą w przepaść, to też za nimi skoczę. Wkurzało mnie to, ale wiedziałam, że ma dużo racji. Wiedziałam już jako nastolatka. Czy naprawdę ten argument ma zadziałać na dorosłe, dojrzałe, rozumne kobiety?
Jak mamy to interpretować? Że spada sprzedaż, więc trzeba się ratować kontrowersją? To może wypadałoby przynajmniej nie manipulować faktami? Bo nawet jeśli jedna trzecia kobiet zdecydowała się na aborcję to – po pierwsze – niekoniecznie musi uważać, że "aborcja jest OK". Osobiście znam kilka kobiet, które jej dokonały i nie podpisałyby się pod tym hasłem. A w tym przypadku statystyka została podana jako argument "za". Jakby te, które zdecydowały się na aborcję, oficjalnie uznały, że to jedyne słuszne rozwiązanie.
Po drugie, statystyka jest statystyką. Uogólnieniem, uproszczeniem odartym z kontekstów. Jedna trzecia kobiet, które dokonały aborcji, miała milion powodów. Wiele z nich, o ile nie większość, nie zdecydowała o usunięciu ciąży z uśmiechem na ustach i wypiętą piersią, jak panie z okładki. I niekoniecznie chciałaby to zmieniać.
Jasne, kobiety, które zdecydowały się na aborcję i mają z tego powodu jakiekolwiek problemy powinny trzymać się razem. Bo kiedy zobaczy się swoje kłopoty, zmartwienia i bolączki w czyjejś historii od razu człowiekowi lżej. Tak działa terapia grupowa. To jest jej sedno, a z jej dobrodziejstw niech korzystają wszyscy. Ale czy naprawdę, by uwalniać z wyrzutów sumienia, trzeba głosić, jak prawdę objawioną, że "aborcja jest OK"?
Samo sprowadzenie tematu aborcji do określenia, że "jest OK" to krok za daleko. Również w kierunku ignorancji. Aborcja to jeden z najdelikatniejszych tematów, o którym toczą się dyskusje. Nie trzeba być socjologiem, żeby dostrzec, że stanowisko na temat aborcji nie zależy wyłącznie od światopoglądu, od kierunku myśli politycznej. Ale również (a może przede wszystkim) od naszych dotychczasowych doświadczeń, aktualnych potrzeb, emocji, wychowania... Inaczej o aborcji myśli singielka, dla której dziecko mogłoby się okazać obciążeniem, a inaczej kobieta, która stara się o potomstwo od lat. Dyskusji wokół tego czy aborcja to morderstwo też nie można uciąć jednym zdaniem – że tak sądzą wyłącznie zagorzali katolicy. Nie. Tak może sądzić każdy, kto snuje filozoficzne dywagacje na temat istoty życia. Tyle.
Tak, jestem feministką. Nie, nie uważam, by "aborcja była OK". Niech każda z nas wybiera. Niech każdy ma możliwość wybierania według własnego sumienia. Oczywiście, jeśli redakcja WO uważa, że aborcja jest "wporzo", niech o tym piszą.
Redakcja "Wysokich Obcasów" była swego czasu wymarzonym miejscem pracy dla większości dziennikarek, które poznałam. Dla mnie również. Grono rozsądnych, pewnych siebie kobiet, które trzeźwym okiem patrzą na świat i nie boją się zabierać głosu w najpoważniejszych sprawach. Nie boją się mówić o swoich słabościach, problemach, nawet tych najintymniejszych. Niemal w każdym ich tekście znaleźć można było dziennikarską wrażliwość. Wrażliwość na odmienność oraz ludzką naturę. Dojrzałość przejawiającą się świadomością, że świat nie jest czarno-biały. Że ma odcienie szarości. Z wielkim żalem, patrząc na tę okładkę, stwierdzam, że już tej wrażliwości i dojrzałości nie ma. Wielka, wielka szkoda.