GwiazdyAleksandra Kwaśniewska ma dość pytań o macierzyństwo. "Szanujmy wybory innych"

Aleksandra Kwaśniewska ma dość pytań o macierzyństwo. "Szanujmy wybory innych"

Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach
Aleksandra Kwaśniewska i Kuba Badach
Źródło zdjęć: © AKPA

Aleksandra Kwaśniewska poruszyła temat świadomej bezdzietności. Swoim wyznaniem wywołała gorącą dyskusję. - Wiele kobiet czuje dokładnie to samo, co ja, ale wstydzą się do tego przyznać - powiedziała Aleksandra Kwaśniewska w rozmowie z WP Kobieta.

Patrycja Ceglińska-Włodarczyk, WP Kobieta: Przed laty świadomie pani zniknęła z szeroko pojętego show-biznesu. Mam wrażenie, że informacja o pani powrocie do telewizji to było wielkie "bum".

Aleksandra Kwaśniewska: Decyzja o powrocie do telewizji była w tym wypadku prostsza niż się sama spodziewałam. Rzeczywiście świadomie wycofałam się z show-biznesu, ale zostawiłam sobie w głowie furtkę, że gdybym dostała propozycję poprowadzenia kobiecego talk-show, byłoby to jedyne, co bym rozważała.

Przecież już kiedyś pani podobny format prowadziła.

Zgadza się, współprowadziłam "Małą Czarną" i to było jedyne, za czym tęskniłam. Za tym, że mogłam się co tydzień spotykać z inspirującymi ludźmi i poruszać ciekawe tematy. Przez lata odrzucałam wszystkie propozycje. W tym wypadku zdecydowałam się niemal od razu.

Dlaczego akurat kobiecy talk-show? Ze względu na obecną sytuację kobiet?

Ja bardzo lubię rozmawiać z kobietami zawsze i wszędzie, ale oczywiście nie jest bez znaczenia ten specyficzny moment w historii. Uważam, że musimy się nawzajem ośmielać, żeby o pewnych rzeczach mówić na głos i utwierdzać w przekonaniu, że nie jesteśmy w tym same. Po pierwszym odcinku otrzymałam mnóstwo wiadomości od widzek, które dziękowały mi za poruszenie tematu poczucia wykluczenia kobiet bezdzietnych, bo mają wrażenie, że jest to temat tabu. Czują dokładnie to samo co ja, ale wstydzą się do tego przyznać. Myślę, że jest wiele takich spraw. Chciałabym, żeby kobiety miały poczucie, że nasze kanapy to jest bezpieczna przestrzeń, gdzie nie będą oceniane.

To będzie prawdopodobnie jeden z nielicznych programów, gdzie do tematów kobiecych nie zaprasza się samych mężczyzn.

Choć mężczyźni też będą. W pierwszym odcinku był już profesor Matczak, dla mnie już teraz Marcin (śmiech) i Piotr Kraśko. Nie dyskryminujemy panów. W końcu mężczyźni to też jest temat, który interesuje kobiety. Jesteśmy wrażliwe na oczekiwania naszych widzek, na to co je interesuje. Dlatego też osobno potraktujemy temat świadomej bezdzietności.

Wiemy, że macierzyństwo jest ogromnie ważne dla wielu kobiet, ale to nie powód, by te, które dzieci nie mają, były albo ignorowane, albo zmuszane do wiecznego tłumaczenia się ze swoich życiowych decyzji. Proszę zwrócić uwagę, że matek raczej się nie pyta, dlaczego się zdecydowały na dzieci. Jest to traktowane jako oczywisty wybór, a tak naprawdę powody bywają zaskakujące. Nie mówiąc o tym, że podobnie jak bezdzietność, nie zawsze jest to przecież kwestia świadomej decyzji.

Gdy wszyscy dookoła chwalą się powiększeniem rodziny, nieświadomie może pojawić się jakaś presja.

Absolutnie. Powstaje jednak coraz więcej badań, z których wynika, że wiele kobiet nie czuje się szczęśliwych jako matki. One czują, że zostały przymuszone do tej decyzji przez otoczenie, przez rodzinę, czuły na sobie wymóg społeczny. To też jest temat tabu. "Matka nie może być nieszczęśliwa z tego powodu, że jest matką". Żeby była jasność, ja nie mam nic przeciwko dzieciom i matkom. Bardzo lubię dzieci moich przyjaciółek i szanuję ogromnie ich matczyny wysiłek. Uważam, że w macierzyństwie jest z założenia piękno, ale nie zawsze jest pięknie. Każda kobieta ma prawo zdecydować, czy to jest jej droga, nie będąc ocenianą.

Wybór – słowo klucz.

Tak. W każdą stronę. Szanujmy wybory innych ludzi. Nic nam do tego.

Po programie wszyscy cytowali pani słowa, że w pewnym sensie "została pani zdradzona przez przyjaciółki".

Oczywiście to był żart z tą zdradą. Faktem jednak jest poczucie wyobcowania w grupie, w której wszyscy mają dzieci. To nie jest jednak ich wina, nie mam do nikogo pretensji. Trzeba sobie jednak umieć z tym poradzić.

Czyta pani komentarze pod artykułami na swój temat albo w social mediach?

Tylko u siebie na Instagramie, bo traktuję to jako przestrzeń, którą zarządzam, więc pilnuję, żeby było kulturalnie. Co do komentarzy, to oczywiście miło jak są miłe, a jak są niemiłe, to byle trzymały się w granicach dobrego wychowania. Ja przede wszystkim bardzo liczę się z opiniami osób, które sama znam, lubię i szanuję. Jeśli mówimy o hejterskich komentarzach, to one zawsze więcej mówią o komentującym niż komentowanym.

Czy wykształcenie psychologiczne pomaga pani w życiu?

Na pewno. Miałam na studiach taki przedmiot jak "rozmowa psychologiczna" i uczyłam się o tym jak rozmawiać, żeby kogoś jak najlepiej zrozumieć, mimo że pewne rzeczy może próbować zataić albo sam nie być ich świadom. W tym co robię, nie mam takiej potrzeby, aby wyciągać od kogoś coś, czego ten ktoś nie chce powiedzieć, ale na pewno umiem rozmawiać z ludźmi.

Widziałaby pani siebie w gabinecie lub w jakiejś placówce?

Nigdy za bardzo nie widziałam się w gabinecie. Nie robiłam też ścieżki terapeutycznej na studiach. Ja jestem bardzo empatyczna i nie wiem, jak poradziłabym sobie z tymi wszystkimi problemami, z którymi przychodziliby do mnie ludzie. Myślę też, że szybko miałabym potrzebę wstrząśnięcia nimi, bo brakowałoby mi cierpliwości, żeby przeprowadzić ich przez ten cały proces.

Pamiętam, jak byłam wolontariuszką w fundacji mojej mamy i odpisywałam na listy, które do nas przychodziły. To były tak dramatyczne historie, że musiałam sobie to kumulować w jeden dzień w tygodniu, żeby pomiędzy jakoś się odbudować emocjonalnie. Stwierdziłam, że niestety nie nadaję się do takiej pracy.

I postawiła pani na media.

Tak wyszło. W tym przypadku jadąc na zdjęcia próbne nie wiedziałam nawet, że to będzie "Miasto Kobiet". Znałam tylko założenia programu, które przywołały dawny sentyment. Dopiero kiedy dojechałam na miejsce, dowiedziałam się szczegółów. A jak zobaczyłam Marzenę Rogalską, ucieszyłam się ogromnie! Olga Legosz dołączyła do nas chwilę później.

Była pani też na ramówce stacji. Ciężko było wrócić po kilku latach na salony?

Powiem tak: to jest jak jazda na rowerze, tego się nie zapomina (śmiech). A tak szczerze – jakoś poszło. Bardziej stresowałam się przed niż jak byłam na miejscu. Zobaczyłam wiele znanych mi twarzy i ulżyło mi. Ale rzeczywiście bardzo długo nie byłam w takiej sytuacji, że musiałam stanąć na ściance i odpowiadać na liczne pytania dziennikarzy.

Kiedy po konferencji oglądałam wywiady z panią, najczęściej przewijającym się pytaniem było to o Kingę Dudę. Czy pani przeszkadza, że często nie jest pani postrzegana jako Aleksandra Kwaśniewska tylko "córka prezydenta"?

Wiem, że tak jest i myślę, że zawsze tak będzie. Nie obrażam się, bo doskonale rozumiem, że to jest coś co mnie dookreśla. Oczywiście, że każdy chce być przede wszystkim sobą. Ja trochę tego doświadczenia medialnego mam: od kilkunastu lat przeprowadzam wywiady dla magazynu "Viva", w telewizji przepracowałam 7 lat, w radiu 4. To nie jest tak, że nie dałoby się mnie opisać jako "dziennikarka", ale rozumiem, że "córka prezydenta" jest dla ludzi bardziej osobliwe.

Często od "córek prezydentów" wymaga się, aby udzielały się niemal w każdej gorącej dyskusji politycznej. Pani zdecydowała inaczej i niejako stanęła też w obronie Kingi Dudy.

Dziecko prezydenta to nie jest funkcja publiczna. To, czy na jakiś temat chce zabrać głos, czy nie chce, to jest wyłącznie jego sprawa, ale z doświadczenia wiem, że jest to bardzo chętnie i zwykle z przesadą wykorzystywane przez jedną lub drugą stronę sporu. Obie te strony się radykalizują, choć w zależności od tego, do której nam jest bliżej, myślimy, że radykalizuje się ta druga. Bardzo bym chciała zachować zdrowy rozsądek i nie napadać na ludzi bez sensu, tylko dlatego, że są po drugiej stronie. Jest wiele rzeczy wymagających głośnego sprzeciwu, ale nie jestem za tym, aby podkręcać emocje tam, gdzie ich nie ma.

Ostatnio wsparła pani Strajk Kobiet, ale na co dzień raczej bawi pani swoją społeczność.

Nie uczestniczę w dyskusjach politycznych, bo nie podzielam ogólnie panującego przekonania, że wszyscy muszą komentować wszystko. Sama siebie postrzegam jako rozweselacza. Wiem, że dziewczyny, które obserwują mnie na Instagramie, są tam dlatego, że być może je rozbawię, że może właśnie na moment oderwą się od rzeczywistości, która dla nas wszystkich jest przytłaczająca. Jeśli ktoś pragnie dogłębnej analizy sytuacji społeczno-politycznej, zapraszam do taty.

Program "Miasto Kobiet" można oglądać w niedziele na antenie TVN Style o 12:30 i 22:15.

Zapraszamy na grupę FB - #Samodbałość. To tu będziemy informować na bieżąco o wywiadach, nowych historiach. Dołączcie do nas i zaproście wszystkie znajome. Czekamy na was!

Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Komentarze (938)
Zobacz także