All-in-one: Zakopane

All-in-one: Zakopane

All-in-one: Zakopane
25.02.2008 13:04, aktualizacja: 26.06.2010 15:03

Przyjeżdżając do stolicy polskich gór Umberto Eco przeżyłby ekstazę. Nie dość, że semiologia życia codziennego jest tu ciekawsza niż w przemielonym już przez setki akademickich sław Las Vegas to jeszcze po ulicach chodzą wierne kopie pań z zespołu Abba.

Przyjeżdżając do stolicy polskich gór Umberto Eco przeżyłby ekstazę. Nie dość, że semiologia życia codziennego jest tu ciekawsza niż w przemielonym już przez setki akademickich sław Las Vegas to jeszcze po ulicach chodzą wierne kopie pań z zespołu Abba. Jednym słowem - raj dla estetyka.

All – in – one to w języku angielskim magiczne słowo na kombinezon – jednak może w końcu oznaczać i genialny specyfik łączący szampon i odżywkę, dwie mazie łączące się w najsmaczniejszą polewę do batonika lub miasto, które chce stać się metropolią, a jednocześnie zachować „ludowy” charakter. Obydwa fascynujące zjawiska (popularność kombinezonu oraz etno-metropolis) możemy zaobserwować właśnie w Zakopanem.

Deptak czy catwalk?

Najwygodniej obserwuje się z wielkiego okna Costa Cafe. Jeśli ktoś zna Costa Cafe z Londynu - może nawet poczuć lekkie wibracje wywołane przez londyńskie metro... Jednak pierwszy rzut oka poza (swoja drogą grecko-włoskie....) logo kawiarni daje nam wrażenie, że za oknem jednak Moskwa i to w wydaniu luksusowym... Ekskluzywne futra, drogie stroje narciarskie (w wersji damskiej białe lub różowe z kryształkami Svarovski, w wersji męskiej czerń jak u agenta lub pstrokacizna rodem z lat ’80) okulary przeciwsłoneczne Diora lub Chanel. Prawdziwe i sztuczne opalenizny, prawdziwe i sztuczne blond loki. Złote komórki, oryginalne torby od Prady, Lousa Vuittona, Chanel (gdy przejdziemy sie w stronę stoków możemy dostrzec designerskie narty i snowboardy - z logo Mademoiselle Coco, której taka „nobilitacja” chyba nigdy się nie śniła).

Jednym słowem mam przed sobą raj dla stylisty, paparazzi lub antropologa kultury... Dla tego ostatniego przede wszystkim dlatego, że naprzeciwko londyńskiej Costy mamy Pizzę Hut i KFC. Wiekszość z luksusowych gości Zakopanego bez obciachu korzysta z wygód szybkiego jedzenia w amerykańskich sieciówkach.

Z góralskim twistem...

Ci, którzy maja zasobniejsze portfele lub bardziej wyrafinowane gusta posilą się jednak w szwajcarskiej restauracji, przy latynoskim grillu lub restauracjach swoich luksusowych hoteli, gdzie mistrzowie kuchni tłumaczą polskie i góralskie specjały na język międzynarodowej kuchni. Co na przykład?
„Marynowany kotlet jagnięcy podany z plackiem moskol w sosie rozmarynowym oraz świeżą sałatką ze szpinaku i pomidorków koktajowych, polędwica wołowa podana w sosie z zielonego pieprzu z marchewką w curry oraz purre groszkowe z oscypkiem, pstrąg nadziewany warzywami julienne, podany z miksem paprykowo-ziemniaczanym oraz świeża sałatą z dodatkiem purre z bakłażana – wylicza mi szef kuchni restauracji w Hotelu Grand Stamary Sylwester Lis.

W holu i rozmaitych zakamarkach owego luksusowego hotelu można podpatrzeć też wszelkie nowinki techniczne: goście hotelowi z Rosji, Białorusi i Ukrainy przywożą ze sobą przenośne odtwarzacze DVD (dzieci oglądają filmy nawet podczas jedzenia), wymyślne laptopy z przeróżnymi gadżetami (USB w kształcie serduszka, wysadzane kryształkami...), i bliżej nieokreślone wichajstry – jak opowiedziała mi jedna z osób z hotelowej obsługi. I dodała tajemniczym tonem: „Tu to jeszcze nic – proszę pojechać zobaczyć złote kozaczki na Kasprowym!”

Kresz jest fresz

Faktycznie, zadziwiające jest zagęszczenie obuwia na wysokim obcasie na takiej wysokości nad poziomem morza...
Jednak zarówno tu, jak i u podnóża, króluje zapomniany w świecie zwykłych odbiorców śniegu element ubioru: kombinezon! To, że różowy, od projektanta w góry – to już zarejestrowałam, to że Nike ACG sprzedaje swoje genialne stroje na Krupówkach – również. Lecz proszę sobie wyobrazić, że na zakopiańskiej Fifth Avenue nadal istnieje i ma się dobrze kreszowy kombinezon z lat ’80.

Marzenie każdego fashionista z Berlina jest tu reprezentowany w nasyconych kolorach, których nie powstydziłby się żaden projektant na „Bread and Butter” w Barcelonie –miejscu, gdzie można zobaczyć najbardziej papuzie kreacje świata.
Pani Bożena ma kombinezon turkusowy, a jej koleżanka różowo-turkusowy: „No te kombinezony to nie widziały światła dziennego o ’89, nie Irena? – konsultuje się pani Bożena – ostatnie promienie słońca to tu widziały” śmieje się.
Zauważa też, że Zakopane niezwykle się zmieniło – „Dawniej to wszyscy chodzili na domowe obiady i smarowali Niveą, a teraz... McDonalds wyrósł, jakieś Góral Burgery... Kosmetyku w sklepie za mniej niż 30 zł nie uświadczysz. Ale to stolica polskich gór, nie mogłyśmy nie przyjechać, nie Irena?”...

Estetyk pod Giewontem

Snowboard Chanel i lokale Góral Burger. Bezszyldowe sklepy z butami od 800 zl oraz lokal Morskie Oko przerobiony z głębokiego Społem na Night Club.... Według mnie Umberto Eco powinien ogłosić konkurs na określenie pola semantycznego Zakopanego... Albo wykarczować kawałek lasu na skraju góry i ustawić sobie teleskop prosto na Krupówki.
Zabawa na emeryturę oraz nowe wydanie „Historii Brzydoty” gwarantowane, a stolica polskich gór zyskałaby nowego zasłużonego obywatela.

Specjalnie dla serwisu kobieta.wp.pl prosto z Zakopanego nasza korespondentka Agnieszka Kozak
Dziennikarka, robi doktorat z gender i queer studies. Zajmuje się lokalnymi odmianami globalnych trendów, seksem i seksualnością w kulturze popularnej czasem krytykuje sztukę i fotografię, ale głównie nałogowo kupuje buty…

Źródło artykułu:WP Kobieta