Blisko ludziAmerykańska wersja "Tulipana". O mężczyznach żyjących z oszustw matrymonialnych

Amerykańska wersja "Tulipana". O mężczyznach żyjących z oszustw matrymonialnych

Jeśli myślisz o karierze oszusta matrymonialnego, potrzebujesz trzech rzeczy: inteligencji emocjonalnej, dobrej prezencji i kilku rzewnych historyjek. Netflix wypuścił właśnie oparty na faktach serial o seryjnym uwodzicielu Johnie Meehanie. Podobnych postaci nie brakuje w Polsce.

Amerykańska wersja "Tulipana". O mężczyznach żyjących z oszustw matrymonialnych
Źródło zdjęć: © materiały promocyjne
Helena Łygas

18.03.2019 | aktual.: 19.03.2019 12:24

Zalogowani mogą więcej

Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika

Pewnie nikt nie usłyszałby o niezobowiązującej randce z października 2014, gdyby nie podcast, stworzony przez dziennikarza "Los Angeles Times". Niespełna rok po tragicznym końcu oszusta matrymonialnego, Johna Meehana, Christopher Goffard postanowił opowiedzieć jego historię na kilka głosów.

W słuchowisku wypowiada się sama Debra, jej córki, a także rodzeństwo Johna Meehana. Historia okazała się na tyle porywająca, że niedługo po podcaście powstaje dokument i w końcu serial Netflixa "Dirty John". Opowiada historię krótkiej, acz burzliwej znajomości Debry Newell (Connie Britton) i Johna Meehana (Eric Bana)
.

John uczył się, jak manipulować ludźmi od ojca. To on pokazał mu, jak wymuszać odszkodowania i kłamać bez drgnienia powieki. Jako nastolatek John wrzucał do jedzenia potłuczone szkło, żeby nie regulować rachunków w restauracjach i rzucał się na maski jadących samochodów, żeby dostać pieniądze z ubezpieczenia.

Jak zarobić i się nie narobić

Na portalu randkowym dla osób 50+ John poznaje Debrę. Ujmuje ją opowieściami o pracy wolontaryjnej dla Lekarzy Bez Granic, a także o wojnie w Iraku, gdzie był jako anestezjolog. Oczywiście to wszystko wymysły. Para zaczyna się spotykać na poważnie. Debrę trochę dziwi, że John nieustannie nosi kitel lekarski i że mimo prestiżowego zawodu wciąż nie ma pieniędzy. Wyjaśnia jej, że płaci horrendalnie wysokie alimenty. Debra bierze ich utrzymanie na siebie. Zastrzeżenia, co do nowego narzeczonego mają za to jej córki – nie ufają mu od samego początku.

Para bierze ślub w Vegas zaledwie po kilku miesiącach znajomości i w tajemnicy przed wszystkimi. John jest w końcu romantykiem. Cztery miesiące po ślubie do Debry dzwoni syn jej siostry – zastrzelonej przez własnego męża 20 lat wcześniej. Mówi ciotce, że John siedział w więzieniu i nie jest lekarzem. Kobieta beszta siostrzeńca, ale na własną rękę zaczyna prześwietlać przeszłość męża.

Dowiaduje się, że zanim się poznali trzy jego byłe dziewczyny – również poznane na portalu randkowym – wystąpiły o zakaz zbliżania się. Uwiedzionych, okradanych, a potem zastraszanych przez niego kobiet jest więcej. Debra znajduje je na forum. Jej mąż ma tam nawet pseudonim – Dirty John. Kobiety nazywają go niebezpiecznym psychopatą i odradzają kontakt z nim.

Debra jest przerażona. Pakuje rzeczy i wyprowadza się. John zasypuje ją wiadomościami i telefonami. Tłumaczy, że kłamał, bo bał się, że ją straci, tłumaczy, że jest miłością jego życia i że dzięki niej się zmienił. Wracają do siebie, ale John przestaje być miły. Zabrania Debrze kontaktować się z córkami, robi awantury, kiedy ta wymyka się na spotkania z nimi. Po dwóch latach od ślubu kobieta wypełnia papiery rozwodowe i wyprowadza się.

John zaczyna jej grozić. Żąda pieniędzy i obiecuje, że ją zniszczy. Debra usiłuje wywalczyć zakaz zbliżania się, ale sąd odrzuca jej wniosek. Kilka tygodni później John pojawia się w mieście. Czatuje pod oknami starszej córki kobiety, która ostrzega matkę.

Tego samego wieczoru Meehan atakuje Terrę – najmłodszą córkę Debry na parkingu pod jej domem. Ma nóż. Terra ma natomiast ciężkie buty. To ratuje jej życie. Wytrąca broń Johnowi i zadaje mu 13 ciosów, w tym jeden w gałkę oczną. Meehan umiera trzy dni później w szpitalu.

Polski Dirty John

Myli się jednak ten, kto przypuszcza, że "takie rzeczy to tylko w Stanach". Bardzo podobna historia wydarzyła się nie tak dawno temu nad Wisłą. Konrad K. zmieniał miasta w których działał, tak jak John Meehan zmieniał stany. Podobnie jak Amerykanin podrywał kobiety na portalach randkowych na gadkę o własnej wrażliwości i romantycznym usposobieniu połączone ze zdjęciem wystękanej na siłowni sylwetki.

Miał też w zanadrzu analogiczne smutne historie wyjaśniające, dlaczego ktoś taki jak on – dealer luksusowych samochodów i właściciel firmy ochroniarskiej ma problemy finansowe. Raz śmiertelnie chory był jego ojciec, innym razem na granicy zaginął transport sterydów, za co "mogła go zabić mafia". Mężczyzna mówił też, że jest absolwentem AWF-u i pochodzi z profesorskiej rodziny. W rzeczywistości był ślusarzem.

Zakochane w świetnym kochanku, który potrafił słuchać "jak nikt wcześniej", wyciągały dla niego pieniądze spod ziemi. Rekordzistka spod Piaseczna – ponad 200 tys. złotych. 29-letnia Martyna z Gdańska najpierw pożyczyła Łukaszowi (choć dla niej był Adrianem) 500 zł z własnych oszczędności. Następnie wzięła kredyt w banku (40 tys.), sprzedała pierścionek z brylantem (2000 zł), pożyczyła pieniądze od kolegi (1000 zł).

Kolejny kredyt w banku – dwa lata od rozpoczęcia znajomości – 13 tysięcy złotych. Kiedy Martyna nie miała już szans na kolejną pożyczkę w banku dla Konrada/Adriana, zaczęła brać chwilówki. Wreszcie pożyczyła od rodziny – 20 tysięcy.

Co niesłychane, zakochana Martyna zaczęła widzieć, że coś tu nie gra dopiero po tym, gdy chłopak zaczął okłamywać ją, że nie dostał przesłanych pieniędzy. Widocznie sądził, że jest tak naiwna, że łyknie i to. Dziewczyna, która dotychczas trzymała związek w tajemnicy na polecenie Konrada, opowiedziała o wszystkim swojemu ojcu. Ten znalazł forum na którym kobiety szczegółowo go opisywały i przestrzegały przed nim, dokładnie tak, jak na amerykańskim forum przestrzegały się przed Johnem Meehanem. Martyna postanowiła pójść na policję.

Okazało się, że Konrad stanął przed sądem już 6 lat wcześniej. W 2011 roku był oskarżony o wyłudzenie od kilku kobiet ponad 250 tys. złotych. Wśród ówczesnych pokrzywdzonych był nawet policjantka. W pierwszej instancji został skazany na 2,5 roku więzienia. Odwoływał się, a sąd nakazał powtórne rozpatrzenie sprawy. Proces rozpoczęty latem 2013 roku nie zakończył się do dziś.

Został ujęty w październiku zeszłego roku na gdańskiej starówce. Szedł właśnie na kolejną randkę. Za jego zatrzymaniem stały nie tyle działania policji, co oszukanych kobiet, które nigdy nie odzyskały pieniędzy. Wedle ustaleń oszukał ponad 40 kobiet, "zarabiając" w ten sposób około 2 milionów złotych.

Historia – raczej ta z kronik kryminalnych niż klasyczna – uczy jednak, że nie trzeba mieć sześciopaku na brzuchu i drogiego auta, by łamać kobiece serca i konta oszczędnościowe.

Przeczytaj także:

Gentleman (bardzo) starej daty

Bodajże najsłynniejszy polski oszust matrymonialny, urodzony jeszcze przed wojną i nieuchwytny do dziś Eugeniusz Gadomski, kiedy zaczął "polować" na swoje ofiary pod koniec lat 90. był już na emeryturze. Nie wiadomo, ile kobiet oszukał w swojej karierze. Jedna z jego ofiar, pracownica banku, przelała na jego konto milion dolarów. Kiedy Eugeniusz zniknął, kobieta usiłowała popełnić samobójstwo. Innym z jego przekrętów było podawanie się za byłego więźnia obozu koncentracyjnego. Oczywiście wyłudził odszkodowanie.

Na "tulipanów" w polskim prawie jest nawet stosowny paragraf. Artykuł 286 Kodeksu karnego. "Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8".

Z egzekwowaniem tego prawa bywają kłopoty, trzeba mieć sporo dowodów, a najlepiej – świadków, którzy potwierdzą nieuczciwe zamiary amanta. Tymczasem kobiety przekazujące znaczne sumy pieniędzy niedawno poznanym mężczyznom raczej nie chwalą się tym rodzinie i koleżankom, bo zdają sobie sprawę, jak to wygląda z boku.

Jednocześnie ich wiara w miłość jest na tyle duża, że są przekonane o słuszności swojego postępowania, którego nikt z postronnych nie ma szans zrozumieć. Z pewnością najłatwiej jest kobietom, które znalazły inne pokrzywdzone. Nie są jedynymi kobietami w takiej sytuacji, nie muszą wyrzucać sobie (a przynajmniej nie aż tak bardzo) naiwności i głupoty. To co powinny sobie wyrzucać to sekciarskie nieomal zapatrzenie w mit miłości romantycznej.

Ta w końcu wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, we wszystkim pokłada nadzieję, wszystko przetrzyma. Kto przedkłada jakieś tam oszczędności życia nad miłość, ten obmierzły materialista, obrzydliwy kapitalista.

Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl

Źródło artykułu:WP Kobieta
Komentarze (52)