Andrzej poszedł w niedzielę do Kościoła. Usłyszał tyradę o "przeciwstawianiu się boskiemu planowi"
"Nie wiem, jak było w innych parafiach czy miastach, ale podejrzewam, że obie wspomniane homilie mogły być zasugerowane przez kurię / episkopat" - napisał pan Andrzej. W niedzielę wysłuchał kazania dotyczącego niedzieli handlowych, z którym trudno mu się było zgodzić.
Otrzymaliśmy dziś maila od jednego z naszych czytelników - pana Andrzeja. Mężczyzna jest wierzący i praktykujący. Kazanie jednak wygłoszone ostatniej niedzieli, tj. 16.12 w Kościele, zirytowało go. Było to jawne szykanowanie osób, które starają się zarówno żyć według przykazań bożych, co i umięjetnie połączyć pracę, dom, wychowywanie dzieci i gorączkę przedświątecznych przygotowań. Dla takich osób, jak się okazuje, nie ma miłosierdzia.
Oto treść przesłanego listu:
"Kościół musi chyba mocno nienawidzić niedzieli handlowych. Nie dalej jak wczoraj byłem w kościele, gdzie podczas kazania ksiądz - zazwyczaj stroniący od politykowania - wygłosił tyradę na temat przeciwstawianiu się "boskiemu planowi" i robieniu zakupów w niedzielę" - opisuje zdarzenie mężczyzna.
Co ciekawe, tego samego dnia, ale w innym Kościele, do którego udała się małżonka pana Andrzeja, zupełnie inny ksiądz wygłosił podobną opinię, niejako zawstydzając ludzi, którzy tego dnia planowali zakupy. Skrytykowany został pomysł dodatkowych niedzieli handlowych przed samymi świętami, a awansem zostały pochwalone te osoby, które najbliższej niedzieli, mimo "pokusy", nie spędzą w marketach i galeriach.
"Nie wiem, jak było w innych parafiach czy miastach, ale podejrzewam, że obie wspomniane homilie mogły być zasugerowane przez kurię / episkopat. Skoro w dwóch niezależnych kościołach wierni byli zniechęcani do robienia zakupów (mimo dnia handlowego), to jak to wyglądało w reszcie kraju? I dlaczego Kościół tak bardzo boli, że po (tak, po!) mszy ludzie udają się do sklepów, bo w tygodniu zwyczajnie nie starcza im czasu?" - napisał pan Andrzej.
Mężczyzna nie może zrozumieć, dlaczego skoro nawet parlamentarzyści zauważają potrzebę zwiększenia liczby wolnych niedziel w newralgicznych momentach roku (a takim jest na pewno przedświąteczna grudniowa gorączka), to takiej potrzeby nie zauważa Kościół? Dziwi się także, że skoro rząd widzi potrzebę niedzielnych zakupów, to mimo to planuje całkowicie zakazać niedzielny handel od 2020 roku.
"To, co robię w niedzielę, to moja sprawa. To co robią sklepy w niedzielę, to ich sprawa. Wiem, że temat był już wałkowany wielokrotnie przez wszystkie media, znam też kultowy chyba kontrargument ("Niemcy nie robią zakupów w niedzielę i żyją"), ale wciąż jest to sprawa mocno dająca się we znaki Polakom, którzy z domów do pracy wychodzą już koło 6:00 (bo korki), a wracają blisko 20:00 (bo jeszcze większe korki) i na zakupy o normalnej porze zwyczajnie nie mają czasu. Nie mówiąc już nawet o spędzaniu dnia z rodziną" - podkreśla pan Andrzej.
Zdania odnośnie handlowych niedziel są nadal podzielone wśród Polaków. O ile wiele osób mówi, że można się przyzwyczaić do zmian, a pracownicy sklepów powinni mieć prawo do spędzania niedziel z rodziną, o tyle taka tolerancja kończy się w okresie przedświątecznym. Zakupy, szukanie wymarzonych prezentów, korzystanie z usług fryzjera czy manicurzystki, naprawdę zajmują ogrom czasu. Nie da się ukryć, że miliony Polaków pozostawia to właśnie na weekend, gdyż w tygodniu po pracy nie ma możliwości załatwienia wszystkich spraw. Zamknięte w niedzielę sklepy są ogromnym utrudnieniem dla pracujących ludzi. Nie wspominając o armegedonie, jaki robi się w sobotnie popołudnia w sklepach i nerwowym oczekiwaniu w półgodzinnych kolejkach.
Dla katolików wytyczne księży są ważne. Niestety biorąc pod uwagę coraz więcej obostrzeń, coraz trudniej jest im żyć zgodnie z nimi. Dochodzi więc do kuriozalnych sytuacji, że najpierw Kościółek, a potem po wypełnieniu obowiązku, do marketu na zakupy. Choć w sercu człowiek czuje się rozdarty, to w dzisiejszych czasach naprawdę trudno katolikom żyć inaczej.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl